Wiedza w bazach i systemach

Mówimy zatem o globalnych procesach, przekształcających dane proste w dane zagregowane, a te z kolei w ich systemy, określane mianem wiedzy. Z kolei ten sam budulec zgromadzonej elektronicznie wiedzy może być dalej transformowany na kolejne jej poziomy, na przykład w postaci ontologicznych baz danych dostępnych w sieciach semantycznych. Dodajmy, że powyższy przykład, odnoszący się do śmiałego projektu Google StreetView, kojarzony jest z różnorodnymi i niespójnymi interpretacjami prawnymi - w niektórych krajach ich brak, w innych projekt jest blokowany albo powiązany z różnymi, doraźnie formułowanymi przepisami (na przykład automatyczne wymazywanie numerów rejestracyjnych samochodów).

Miękkie zarządzanie twardymi technologiami

Czy zatem zdjęcia będą w przyszłości podlegały podobnej ochronie prawnej jak papierowe książki? Możemy przecież pójść do biblioteki i bez ograniczeń czy kosztów czytać książki, nawet pożyczać je do domu, ale wymaga to właśnie fizycznego kontaktu z przedmiotem, bez powszechnej możliwości czytania wszelkich książek w Internecie z uwagi na prawa autorskie. W praktyce gospodarczej również istnieją znaki zapytania: jak radzić sobie z rosnącą digitalizacją procesów zarządzania i medialnością skojarzonych z nimi danych? Tym zagadnieniem w znacznej mierze poświęcony był 40/41 Nr Computerworld z 9 listopada 2010, gdzie wskazano na zagrożenia biznesowe związane z takimi trendami, jak:

- mobilność i konsumeryzm w warstwie aplikacyjnej

- sieci społecznościowe w warstwie internetowej (Web 2.0)

- wirtualizacja i przetwarzanie chmurowe (cloud computing) w wymiarze technologicznym

- ukierunkowane ataki wykorzystujące nowe warianty technologiczne (botnety, Stuxnet).

Widzimy zatem, że problem rosnącej medialności danych ma charakter wieloczynnikowy i wymaga równie zintegrowanych przeciwdziałań. Nie wystarczą tu zatem wąsko specjalistyczne akcje wyłącznie o charakterze technicznym. Na każdy konkretny typ cyberataku można znaleźć odpowiednią cyberobronę, lecz co zrobić z indywidualnymi danymi, które dostępne pojedynczo i lokalnie nie stanowią problemu, ale mogą być zagrożeniem w wymiarze społecznościowym? Obok "twardego" podejścia technologicznego potrzebne są tu "miękkie" umiejętności analityczne.

Przykładowo, pracownicy z jednego działu czy biura, którzy widzą się na co dzień, nanoszą swoje terminy do firmowej platformy mailowej i pracy grupowej (np. Lotus Notes). W małym zespole nie stanowi to problemu, a pomaga w planowaniu pracy. Inaczej wygląda sytuacja, gdy ktoś w ten sposób zyskuje dostęp do wszystkich planów urlopów, wyjazdów służbowych czy zwolnień chorobowych tysięcy osób zatrudnionych w dużej firmie. Trzeba także pamiętać, że granice, gdzie kończy się przedsiębiorstwo, a zaczyna jego otoczenie, zacierają się w globalnej gospodarce, w której klasyczna konkurencja rynkowa uzupełniana jest o partnerską współpracę firm. Wystarczy wskazać tu na procesy typu CRP (Continuous Replenishment) w wersji VMI (Vendor Managed Inventory), w której to nasz dostawca decyduje, kiedy i ile czego nam sprzedaje, przejmując współodpowiedzialność za efektywność naszej gospodarki materiałowej, ale to z kolei wymaga udostępnienia mu danych o niej.

W społeczeństwie informacyjnym zacierają się także granice między prywatnym a służbowym wymiarem pracownika. Mobilny specjalista, korzystający z telepracy i "elastycznych biur" (shared desk), wyposażony w przenośnego laptopa, subnotebooka i "mądrą" komórkę (smart-phone) w kieszeni, może mieć wszędzie i w trybie 24/7 dostęp do osobistych i firmowych systemów IT. Wszędzie i zawsze może też pracować, na przykład blogując z innymi ekspertami albo robić to rozrywkowo. Jeżeli osobowościowo ma tendencję do eksponowania swojej prywatności, może nieświadomie przenosić takie mechanizmy do wymiaru biznesowego.

Pokazywane kwestie wymagają także nowych regulacji prawnych na poziomie krajowym i międzynarodowym. Różnice między tymi samymi danymi publicznymi w wersji klasycznej i elektronicznej można zobaczyć na przykładzie naszego Systemu Dostępu do Ksiąg Wieczystych (http://ekw.ms.gov.pl). Zakończony w ostatnich miesiącach projekt jest ułatwieniem dla wszystkich, którzy wystawali w długich kolejkach do stosownych wydziałów sądowych. Dziś można te dane obejrzeć wygodnie w domu po jednym kliknięciu myszką. Wystarczy znać numer interesującego nas dokumentu. Można też przeglądać losowo, na chybił trafił, różne księgi z danego rejonu. Formalnie są to te same, publicznie dostępne dla każdego informacje, tyle że teraz nie ma wspomnianych ograniczeń związanych z koniecznością osobistego (i odpłatnego) sporządzania ich odpisu. Taka sytuacja ma wiele zalet, może jednak wiązać się z zagrożeniami lub wymagać nowych przepisów w związku z ochroną danych osobistych.


TOP 200