Walcząc o prestiż

Nie ukrywajmy przed nimi tej wiedzy! Dostarczajmy, ale tylko tej niezbędnej, budującej odpowiednie w ich umysłach pojęcie o naszej branży, zamiast zarzucać ich technicznymi bajdurzeniami, których nikt nie chce słuchać i nie wnoszących do sprawy nic nowego. Edukację należy szerzyć i nikt nie jest bardziej władny tego czynić niż sami informatycy. Patrząc porównawczo - od lekarzy przecież ludzie nauczyli się, że do przeprowadzenia operacji potrzebna jest procedura, odpowiedni sprzęt, sterylizacja narzędzi, zespół specjalistów. W zasadzie wszyscy znają te prawidła i nikt nie śmie ich podważać. Na tej samej zasadzie można użytkownikom wpoić zasady obowiązujących procedur w informatyce, trzeba jedynie mówić ludzkim głosem, a nie ukrywać lub wstydliwie przebąkiwać, że do zapewnienia bezpieczeństwa bazy danych wymagane jest jej okresowe kopiowanie na inny nośnik, wyrażając to jeszcze mało przyswajalnym żargonem: "Zrobimy backup na streamer, a gdy się coś stanie wykonamy restore".

Nie poszukiwałbym drogi podnoszenia rangi informatyków poprzez analogię do metod stosowanych w innych profesjach. Spoglądanie z utęsknieniem na prestiż lekarzy lub prawników, nie zawsze będący wzorcem godnym naśladowania, jest szukaniem na siłę możliwości podbudowania swej pozycji. Zastanowić by się raczej należało, czy właściwe jest usytuowanie w hierarchii społecznej wzmiankowanych przykładowo lekarzy lub prawników, których zadaniem i powołaniem powinna być służba innym ludziom, a nie stawianie barier i szukanie w swych zawodach możliwości robienia tylko i wyłącznie pieniędzy, kosztem szukającego ratunku człowieka. To w tych przypadkach relacje z klientami są wynaturzone i wymagałyby korekty.

W którą stronę?

Nie chciałbym spłaszczać kwestii budowania pozycji specjalisty informatyka tylko do potencjalnych korzyści finansowych z tego płynących. Z obserwacji wynika, że nie aż tak wielu przedstawicieli różnych profesji, uznawanych za intratne, zrobiło rzeczywiście karierę i duże pieniądze. W każdej dziedzinie są krezusi i masa przeciętniaków. Najlepszą drogą ustalenia odpowiedniej pozycji informatyka wydaje się normalizacja stosunków użytkownik (przełożony) - informatyk, polegająca na uregulowaniu zakresów obowiązków informatyków, jasnym określeniu specjalności oraz - co najtrudniejszym i chyba pozbawionym perspektyw jest zamiarem - zdefiniowaniu, kto w końcu jest informatykiem. Nie wiadomo jednak, czy jakiekolwiek odgórne regulacje byłyby przez użytkowników respektowane w świetle postępujących działań wolnorynkowych. Nie ma także odpowiednich umocowań prawnych do podjęcia działań normalizacyjnych, a informatycy nie mają nawet swojego związku zawodowego.

Pozwolę sobie w tym miejscu podać przykład z życia. Udając się na leczenie zakładamy, że pracownicy służby zdrowia mają odpowiednie certyfikaty i stosowne umiejętności. Dopiero po efektach ich działań możemy stwierdzić, czy dyplomy są coś warte. W przypadkach nieudanego leczenia, poszukujemy ratunku w medycynie niekonwencjonalnej, a więc tam, gdzie nie mamy do czynienia z usankcjonowaną dyplomami wiedzą medyczną. Czasami alternatywa ta jest skuteczna, czasami nie. W niektórych przypadkach działania ludzkie są wręcz odwrotne - a więc najpierw korzystamy z usług nieprofesjonalnych, aby po stwierdzeniu ich nieprzydatności udać się do certyfikowanych jednostek służby zdrowia. W wielu przypadkach jeden i drugi sposób zawodzi, co oznacza po prostu brak metod rozwiązania problemu.

Na wolnym rynku pracy informatyków pracodawca może zatrudnić kogo chce, za uzgodnione wynagrodzenie i w dowolnie szerokim zakresie powierzonych obowiązków - jest to sprawą indywidualnej umowy. Informatyk nie jest osobą piastującą stanowisko, czyli człowiekiem od przykładania pieczątek na "Strasznie Ważnych Dokumentach". Nieistotne, czy pełni on rolę szeregowego pracownika technicznego, czy eksperta, zawsze jest człowiekiem czynu o konkretnych umiejętnościach. Na wprowadzenie certyfikatów dla informatyków raczej nie ma szans - ustawodawcy nie widzą takiej konieczności, a i wśród zainteresowanych zdania są podzielone.

Myślę, że najistotniejszą kwestią jest rozpropagowanie wśród odbiorców przekonania, iż informatyk nie jest fachowcem od wszystkiego, co z komputerami ma związek. Na razie informatycy powinni wykonywać swe obowiązki zawodowe zgodnie z arkanami sztuki, nie próbując stwarzać dla użytkowników niepotrzebnych barier, ale też nie ulegając ich z sufitu wziętym pomysłom. Myślę, że właściwe i rzeczowe argumentowanie swoich racji w większości przypadków pozwoli na konstruktywne i ewolucyjne rozwiązanie wielu problemów. Jeżeli zechcemy sensownie edukować użytkowników, a oni zechcą wiedzę tę przyjąć, zysk będzie obustronny. W innym przypadku dojdziemy do ustalenia wspólnego kierunku działania, który dla każdej ze stron będzie wyrażał przeciwny zwrot.


TOP 200