W służbie państwa i obywateli

Przyczyny klęsk

Zdaniem Wiesława Paluszyńskiego, wiele z tych "klęsk", np. Kompleksowy System Informatyczny ZUS, to także jedynie fakty prasowe. Zauważane jest bowiem tylko to, co nie zostało zrobione. Nierzadko jest to efekt nieczystej gry konkurencyjnej i tzw. czarnego PR. Często zaś pewien element systemu nie został zrobiony, bo wykonawcy przychodziło realizować system zanim jeszcze wydano rozporządzenia do stosownych ustaw, które miały określać jego funkcjonalność. W dodatku można sądzić, że administracja, będąca odbiorcą tworzonych rozwiązań, ciągle nie potrafi przyswoić sobie podstawowych zasad:

  1. musi być jeden właściciel systemu;
  2. zamawiający ustala na samym początku zasady kontroli i audytu realizacji systemu, w tym metodyki prowadzenia projektu i wprowadzania zmian, oraz harmonogram i zasady (źródła) finansowania;
  3. dostawcy wybierani są w przetargach publicznych (bardzo złym wyjątkiem okazały się tutaj zamówienia finansowane ze środków PHARE);
  4. ostateczne efekty wykonania kontroluje NIK.
Wiesław Paluszyński bronił polskich firm informatycznych, wykazując, ile udało im się zrealizować i z jak poważnymi wyzwaniami - nawet w odniesieniu do skali światowej - miały do czynienia. Co znamienne, klapą zakończyły się praktyczne wszystkie wdrożenia dużych systemów realizowane przez firmy pochodzące z Unii Europejskiej.

Intelektualna słabość

Przyczyn obecnego stanu rzeczy można wszakże szukać także na znacznie wyższym poziomie. Mówił o tym Krzysztof Głomb, prezes Stowarzyszenia Miasta w Internecie. Jego zdaniem polskie elity polityczne, w szczególności ojcowie przemian z początku lat 90., nie są już obecnie zdolni do budowania nowoczesnego państwa, do myślenia w kategorii procesów - określania strategicznych, długofalowych celów i dobierania do nich optymalnych rozwiązań.

Informatyka w skali państwa cierpi na chaotycznym miotaniu się pomiędzy centralizacją i decentralizacją, na braku długofalowej wizji. W efekcie te zadania z rąk polityków przejmują firmy, promujące powstawanie określonych rozwiązań. Tworzone u nas rządowe dokumenty strategiczne to na ogół wynik bezmyślnego kopiowania unijnych dezyderatów, bez poważniejszej refleksji co dla Polski rzeczywiście jest najlepsze. Ta intelektualna słabość jest jedną z zasadniczych przyczyn niezadowalającego stanu wykorzystania informatyki jako narzędzia wspierającego realizację podstawowych zadań państwa polskiego.

Wielu uczestników konferencji zapewne zadawało sobie w duchu pytanie, czy i w jakim stopniu spodziewane zmiany obozu władzy wpłyną na informatykę w skali makro. Na pewno nie bez znaczenia dla odpowiedzi na to pytanie pozostanie wejście w życie ustawy o informatyzacji podmiotów realizujących zadania publiczne. Na tym polu będziemy świadkami ciekawych zmagań między politycznymi a resortowymi ośrodkami władzy, pomiędzy którymi krążą interesy firm - uczestników rynku IT.

Małżeństwo z konieczności

W trakcie konferencji miał miejsce warsztat Telekomunikacji Polskiej przeznaczony dla przedstawicieli samorządów. Ta próba przekonania samorządowców do usług outsourcingu telekomunikacyjnego szybko przekształciła się w dyskusję o wzajemnych relacjach i pozycji samorządów względem TP.

Trudno powiedzieć, aby samorządowcy naszego największego operatora darzyli sympatią, ale na pewno są na niego skazani. W wielu gminach czy powiatach to jedyny operator, jaki pozostaje do wyboru, ponieważ swoje łącza ma wszędzie i posiada bezcenne dobro, jakim jest kanalizacja teletechniczna (na terenie miast). Od jego dobrej woli zależy więc to, czy infrastruktura telekomunikacyjna będzie mocną stroną danego samorządu terytorialnego. Często też pozostaje zasadniczym dostawcą usług telekomunikacyjnych dla jednostek samorządu. To wszystko oznacza, że przedstawiciele administracji samorządowej w naturalny sposób podejrzewają Telekomunikację Polską o stosowanie praktyk monopolistycznych i wykorzystywanie uprzywilejowanej pozycji. To uprzedzenia, z którymi wciąż muszą mierzyć się przedstawiciele TP.

Głosy tych, którzy w trakcie warsztatów mówili o krótkowzroczności realizatorów prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej, zostały jednak stłumione przez pragmatyków wskazujących, że czasu cofnąć się już nie da. Trzeba przyjąć do wiadomości, że sytuacja rynkowa wygląda obecnie w ten a nie inny sposób i w tym kontekście szukać najlepszych rozwiązań. Rudolf Borusewicz, sekretarz generalny Związku Powiatów Polskich, apelował do TP, by ta nie traktowała samorządów jako klientów, ale partnerów, z którymi można wspólnie budować rozwiązania, zachowując otwartość w zakresie zależności kosztowo-cenowych.

Słabością Telekomunikacji Polskiej jest brak oferty zwróconej do samorządów. Obecnie dla tego operatora to tylko jeszcze jeden klient biznesowy. Według nieoficjalnych informacji ma to się jednak zmienić. Najpóźniej w ciągu roku w strukturze sprzedażowej TP za każdy powiat będzie odpowiadała konkretna osoba, mogąca oferować usługi telekomunikacyjne dopasowane do specyfiki działalności samorządów.

W trakcie warsztatów przedstawiciele Telekomunikacji Polskiej cały czas przestrzegali, że samorządy na ogół nie doceniają kosztów utrzymania sieci telekomunikacyjnej, coraz częściej decydując się na samodzielne budowanie sieci. Tym samym samorząd staje się podmiotem gospodarczym, który może dodatkowo szkodzić rozwojowi lokalnego rynku. W praktyce jednak w wielu biedniejszych gminach w rozwój infrastruktury telekomunikacyjnej nie chce inwestować nikt i jedyną szansą pozostają fundusze europejskie. Mówi się, że samorządy niejako z automatu wpisują rzeczy związane z budową sieci w ramach działania 1.5 ZPORR, niezależnie od tego, czy ma to rzeczywiste uzasadnienie czy nie. To oczywiście oznacza potencjalne marnotrawstwo. Dlatego przedstawiciele TP deklarowali, że są w stanie wspólnie z samorządowcami występować o dotacje europejskie wszędzie tam, gdzie budowa sieci dostępowej jest nieopłacalna z powodów ekonomicznych.


TOP 200