W oczekiwaniu na kryzys

O kryzysie słyszymy niezmiennie od 4 lat, od upadku Lehman Brothers w 2008 roku. Skoro mamy więc za sobą 4 lata kryzysu, dlaczego w ogóle jeszcze powinniśmy się nim przejmować? Czyżby słowo "kryzys" nabrało w ciągu tych czterech lat nowego znaczenia?

Podczas ostatnich kilku lat przyzwyczailiśmy się, że kryzys gospodarczy nie musi wcale oznaczać recesji, czy nawet spowolnienia, ale raczej turbulencje i proces zmian. Dla tych, którzy potrafią się do zmian dostosować i ten czas właściwie wykorzystać może nie będzie on czasem rekordowych zysków, ale też niekoniecznie musi oznaczać straty. Skąd ta odporność naszej gospodarki? Polska przedsiębiorczość rodziła się w czasach kryzysu, toteż jesteśmy przyzwyczajeni do ciągłej potrzeby dostosowywania się do zmieniających się okoliczności - to wręcz stało się niemal polską specjalnością.

Okazuje się również, że kryzys gospodarczy od czterech lat doskwierający większości krajów europejskich, dla Polski w dużej mierze staje się szansą na skrócenie dystansu jaki dzieli nas od reszty krajów europejskich (PKB naszego kraju wynosi już 1,5 PKB Belgii). Następuje zmiana postrzegania polskiej gospodarki w Europie. Od co najmniej 2 lat uwaga firm, korporacji w całej Europie, a w tym roku już także w krajach pozaeuropejskich, choćby takich jak Chiny, skierowana jest coraz bardziej na Polskę - kraj, który przez wszystkie lata kryzysu pozostaje zieloną wyspą, w którym gospodarka wciąż rośnie. Przyciągamy nowe inwestycje, a firmy już obecne w Polsce nierzadko postanawiają się tutaj rozwijać, często kosztem innych państw. No bo gdzie inwestować, jeśli nie w kraju, który przez 4 lata wciąż się rozwijał, kiedy Europa była pogrążona w recesji?

Zobacz również:

  • Przyjdzie AI i poprawi pracę
  • Wciąż brakuje specjalistów IT
  • OVHcloud obniża prognozę wzrostu sprzedaży, powołując się na globalne warunki ekonomiczne

Kryzys nabrał w tym czasie również nieco innego znaczenia w życiu politycznym naszego kraju. Podczas gdy trudniejsza sytuacja gospodarcza jest zazwyczaj orężem opozycji, w polskiej polityce stał się lekarstwem na słabsze notowania rządu, bo któż inny lepiej poradzi sobie w walce z kryzysem niż Donald Tusk? O ile w czasach prosperity jakość rządu jest mniej istotna, a jego wpływ na gospodarkę znikomy, o tyle w czasach niepewnych każda inicjatywa polityczna wspierająca gospodarkę jest na wagę złota, zwłaszcza wszelkie nowe ustawodawstwo wspierające powstawanie nowych miejsc pracy. Dużą dojrzałością wykazała się koalicja rządząca blokując inicjatywę ozusowania umów zleceń, umów o dzieło, która moim zdaniem znalazłaby odzwierciedlenie we wzroście bezrobocia wśród młodych ludzi.

W końcu, kryzys stał się też produktem, narzędziem mediów w walce o widza, słuchacza i czytelnika do tego stopnia, że powszechne stają się sytuacje, w których media nie poświęcają najmniejszej uwagi pozytywnym danym publikowanym przez niezależne instytuty badawcze, nawet jeśli takie się pojawiają, bo teraz "sprzedaje się" tylko kryzys. Moda na kryzys na pewno nie pomaga.

Czego zatem możemy się spodziewać w najbliższych tygodniach, miesiącach? Raczej status quo, niż jakichkolwiek przełomów. Z jednej strony nasilać się będzie częstotliwość informacji na temat spadku dynamiki wzrostu PKB, co ma oznaczać, że kryzys w końcu dociera także i do Polski, a zatem przestajemy być przysłowiową zieloną wyspą, z drugiej jednak strony coraz częściej będą do nas docierać sygnały o kolejnych firmach, które postanowiły zainwestować w kraju, którego przewidywany wzrost PKB na 2013 to wciąż ponad 2%, podczas gdy niemal cała Europa spodziewa się wzrostu PKB na poziomie nie większym niż 1%, a prawie cała południowa Europa może spodziewać się spadku PKB przez kilka następnych miesięcy. Coraz więcej pozytywnych sygnałów możemy się też spodziewać zza oceanu, skąd już teraz słyszymy, że np. ceny nieruchomości przestały spadać, a oferty domów na plażach Florydy w cenie mieszkania 2-pokojowego w Warszawie należą już raczej do przeszłości. Gospodarka niemiecka, która ma największy udział w polskim eksporcie, zwłaszcza w branży samochodowej, mimo pewnego spowolnienia ma się wciąż całkiem nieźle i jak na razie nie ma sygnałów, żeby miała ją czekać recesja.

Powyższe czynniki powodują, że najbliższe miesiące to będzie raczej czas oczekiwania na jakiś wyraźniejszy trend, moim zdaniem pozytywny. Tymczasem większość projektów zaplanowanych na najbliższe miesiące będzie kontynuowana. Zwłaszcza w sektorze IT czy też outsourcingu. Co z kolei będzie powodować, że właśnie w tych branżach będziemy mieli wciąż rynek kandydata pryznajmniej przez kilka następnych miesięcy. I to wszystko pomimo tego, że ewentualne spowolnienie na rynku pracy w najbliższych miesiącach może dotknąć również tej branży - co akurat moim zdaniem nieco unormuje sytuację, gdyż od kilku lat mieliśmy tu niezmiennie do czynienia z rynkiem kandydata, powodującym jednocześnie wzrost wynagrodzeń w tym sektorze do poziomów nie odbiegających już od poziomu wynagrodzeń w większości krajów zachodnioeuropejskich.

Artur Skiba, dyrektor Antal International i wiceprezes Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200