W Internecie lepiej widać złe prawo

Z własnej praktyki doradcy sejmowej komisji pamiętam, jak podczas prac nad Prawem telekomunikacyjnym w roku 2000 rząd wpadł na pomysł kilku modyfikacji, zgłoszonych właśnie taką nieformalną drogą w Senacie i przegłosowanych jako około 100 poprawek en bloc podczas jednego posiedzenia. Ale wtedy i tak wcześniej było więcej czasu, bo udało mi się załatwić dla posłów kilka forsownych i bardzo pouczających wyjazdowych szkoleń na temat systemu ewolucji prawa dla sektora telekomunikacji, więc przynajmniej część z nich wiedziała, w jakiej sprawie głosuje. Obecnie liczba druków sejmowych stała się tak duża, że posłowie mają niewielką szansę na ich uważne czytanie, nie wspominając o studiowaniu kontekstu, w którym mają funkcjonować.

Prawodawstwo sieciowe

Troska niektórych legislatorów rządowych o ochronę autorstwa legislacji obejmuje niestety ograniczony entuzjazm dla publicznych konsultacji. Ograniczano się do konsultowania założeń do projektów ustaw w I etapie prac, a terminy przygotowania opinii bywają tak krótkie, że zainteresowane podmioty mają problemy z rzeczową analizą. Tymczasem projekty w procesie dalszych prac, prowadzących do przyjęcia przez rząd, ulegają istotnym zmianom.

Podczas debaty u prezydenta dyskutowano o pryncypiach demokracji, ale właściwie nikt z zaproszonych wielkich autorytetów nie dostrzegł możliwości, stwarzanych w debacie publicznej dzięki odpowiednio innowacyjnemu zastosowaniu nowych technologii informacyjnych. Jedynym, który zabrał głos w tej sprawie ze strony słuchających debaty na sali, był Piotr VaGla Waglowski. Ograniczony do minutowego wystąpienia proponował, aby wykorzystać Internet do gromadzenia podpisów pod ustawami w ramach tzw. inicjatywy obywatelskiej, nadając właściwy sens konstytucyjnemu prawu obywateli do bezpośredniego sprawowania władzy. Istotnie, zarówno władza ustawodawcza, jak i wykonawcza powinna zrozumieć, że ustrojowa rola organów przedstawicielskich musi się zmieniać, w czasach łatwego dostępu do informacji. Dzisiaj nie tylko lepiej widać efekty działań, dawniej dla zwykłych obywateli niedostrzegalne. Kiedy nie umiejący tańczyć obywatel może SMS-em zadecydować, kto wygra zawodowy turniej, to mógłby decydować też o czymś poważniejszym, aktywniej uczestnicząc w tworzeniu nowych rozwiązań prawnych.

Na razie rząd postanowił przyjrzeć się możliwościom poszerzonych konsultacji w ograniczonym gronie. Grupa Internautów, reprezentujących kilka organizacji pozarządowych, która w ramach spontanicznego wyboru uczestniczyła w spotkaniu z premierem, przekształciła się w zespół roboczy, zapraszany na dyskusje na temat kilku obecnie tworzonych ustaw. To zaangażowanie w sprawy społeczne ludzi związanych z Internetem, jest więc szansa, że przy okazji wypracują i przetestują rozwiązania o ogólniejszym znaczeniu, unikając kosztownych, rewolucyjnych zmian, które i tak kiedyś przyniosą nowe technologie.


TOP 200