Uzależnionym trzeba pomagać

A może najlepszą metodą w wychowywaniu dzieci jest rezygnacja z telewizji i odizolowanie ich od komputera?

To bardzo radykalny pomysł, bliski duchem popularnemu na Zachodzie stwierdzeniu, że technologia obróciła się przeciw człowiekowi. Zagrożenie jest jednak realne - dziecko może zatrzymać się w rozwoju, ponieważ dostarcza mu ona zbyt wiele gotowych rozwiązań i to, paradoksalnie, pod pozorem kształcenia kreatywności.

Kiedy dominującym medium była książka, do zagospodarowania przez wyobraźnię pozostawała ogromna wolna przestrzeń. Telewizja np. skutecznie redukuje ten obszar. Ogranicza miejsce na wykreowanie własnych postaci w nowych kolorach, przestrzeniach czy relacjach. Obraz telewizyjny tworzy jednolitą sylwetkę psychologiczną, gotowy wzór do identyfikacji. Nawet tzw. gry interaktywne, choć w zasadzie pozwalają na wybór, i tak zawierają z góry zdefiniowane rozwiązania. Nie można w nich stworzyć własnej wizji na podstawie zewnętrznego bodźca. Przesadą, a może nawet nieporozumieniem, jest mówienie o tzw. kreatywności gier komputerowych.

Idealnie byłoby więc, gdybyśmy znaleźli złoty środek, w którym pogodzimy tradycyjną wyobraźnię z możliwościami nowych technologii.

A przecież może dojść do sytuacji, kiedy dzieci dostaną ni stąd, ni zowąd ataku epilepsji w trakcie oglądania dobranocki, co zdarzyło się w grudniu ubiegłego roku w Japonii.

To skrajny przypadek negatywnego wpływu technologii na dzieci. Stało się to pod wpływem nadawanego przez ok. dwadzieścia sekund, rytmicznie pulsującego, złożonego bodźca świetlnego. Obraz ten przekroczył w tym przypadku tolerancję ludzkiego receptora na światło. Ponadto bodziec pulsował w częstotliwościach psychoaktywnych - pokrewnych do częstotliwości układu nerwowego. Skutek: epilepsja.

Przypadek bynajmniej nie ograniczony tylko do Japonii. Ta sama dobranocka emitowana w różnych miejscach na świecie wywoływała podobne stany, i to nie tylko u dzieci. Słowem, zaburzenie pochodziło tu od bodźca technologicznego, a nie wynikało z uwarunkowań socjokulturowych i nie było w tym wypadku związane, jak sądzono, z treścią emitowanego programu i "nadmiernej fascynacji" poszkodowanych dzieci samą akcją dobranocki.

Coraz częściej dochodzi do innej, równie niebezpiecznej sytuacji, kiedy technologia umożliwia swoisty efekt "hipnotyzowania" dzieci. Lekarze na całym świecie, także w Polsce, alarmują, że niektóre małe dzieci podczas emisji w telewizji bloku reklamowego popadają w odrętwienie, stan hipnozy. Przed i po reklamach dziecko normalnie bawi się np. klockami, nie zwracając uwagi na włączony telewizor - zastyga jednak niemal w pozie, w jakiej go reklama zastała. Jak zahipnotyzowane, wpatruje się w ekran aż do zakończenia bloku reklamowego.

Czy można więc mówić, że technologia staje się zagrożeniem dla dzieci? Jak temu zapobiec?

Gdy uświadomimy sobie, że z powodów ekologicznych, ale też i wielu innych, coraz więcej dzieci obciążonych jest syndromem MBD (Minimal Brain Distfunction), to będziemy zmuszeni do podejmowania odpowiednich działań, m.in. polegających na ograniczeniu kontaktu dziecka z technologią.

Dzieci z tym syndromem mają zwykle problemy z adaptacją, są też wyraźnie nadpobudliwe ruchowo, z reguły mają kłopoty z nauką, mimo że wykazują się dużą inteligencją i wrażliwością. Są jednak bardzo skłonne do wszelkich dysfunkcji centralnego układu nerwowego. W przyszłości dzieci te będą miały skłonności do zachowań kompulsywnych (natrętnych), które przybierają formę różnego rodzaju uzależnień.

Ta grupa dzieci powinna mieć wyraźnie limitowany kontakt z techniką i technologią. Jest nadwrażliwa i podatna na fotostymulacje, a szczególnie określone częstotliwości, zmiany koloru, wibracje, efekty specjalne z zastosowaniem techniki laserowej i inne, specyficzne dla nowych form montażu. Dziecko takie należy jednak raczej chronić, ale nie zabraniać, uczyć je rozumnego korzystania z technologii, skłaniać do umiaru i nabywania swoistej "kultury technologicznej".

Niektóre dzieci z tego wyrastają, wraz z rozwojem układu nerwowego problem "nadużycia technologicznego" sam ulega rozwiązaniu, o ile nie dojdzie do... wtórnego uszkodzenia np. znanego już w literaturze specjalistycznej zjawiska - Syndromu IAD (Internet Addiction Disorder). Mówimy jednak o nasilającym się zjawisku. W niektórych rejonach Polski rejestrujemy poważny procent populacji dzieci cierpiących na rozmaite formy MBD. Według danych z ostatnich 8-10 lat, zebrane w rozmaitych poradniach i od specjalistów - Kraków jest w ścisłej czołówce, dalej Śląsk. Mniej zagrożone są rejony północne.


TOP 200