Udział technologii

Śmieć na wejściu, śmieć na wyjściu

Jeśli chodzi o Polskę, to bałbym się czegoś innego: syndromu GIGO (garbage in - garbage out). Nie wystarczą najlepsze nawet systemy informatyczne, jeśli zawiedzie jeden, ale ważny, choć mało mierzalny parametr, jakim jest kultura informacyjna. Ona jest potrzebna wszystkim służbom publicznym, zwłaszcza administracji. Jeśli nieprzejrzysta jest struktura, to żaden system informatyczny nie będzie transparentny. Światowa empiria rozwojowa zna coś takiego jak "syndrom późnego przybysza", który może skorzystać z dobrodziejstw najnowszych osiągnięć i uniknąć kosztownych błędów. To bardzo trudne. W każdym razie nam to na razie słabo wychodzi.

W dwóch ważkich kwestiach trudno mi się z Andrzejem Rychardem zgodzić. Powiada on, że w ciągu ostatnich 12 lat wpływ rewolucji teleinformatycznej na przemiany polskiego społeczeństwa był nieznaczny w porównaniu z wagą czynników politycznych czy gospodarczych. Zgoda, motorem zmian były: klasa robotnicza, związek zawodowy i Kościół. Tak z pewnością było na początku. Ale czy w ciągu całych 12 lat? Weźmy chociażby rewolucję w telefonii komórkowej: w kraju, w którym jeszcze przed dziesięciu laty mieliśmy raczej społeczeństwo transportowe niż informacyjne (w tysiącach wsi nie było telefonu, ale za to były samochody). 11 mln telefonów komórkowych to nowa jakość nie tylko w modelu komunikacji społecznej.

Jeszcze tak niedawno system polityczny był zaprogramowany na więzi pionowe, bo poziome były dlań niefunkcjonalne i mogły mu szkodzić. To jeden z powodów, dla których telefon jako technologia wolności nie był, delikatnie mówiąc, pożądany. Dziś łącznie z telefonami stacjonarnymi jest to ponad 20 mln przyłączeń. Infrastrukturalnie stajemy się społeczeństwem sieciowym (choć daleko nam jeszcze do czołówki europejskiej, a nawet środkowoeuropejskiej). Ale i tak to bardzo dużo.

Doświadczenia innych krajów wskazują, że telekomunikacja była bardzo ważnym czynnikiem zmiany ekonomicznej i kulturowej, a także politycznej. Nie twierdzę, że telefon komórkowy i Internet, które działają coraz częściej w jednym środowisku sieciowym, to same dobre rzeczy. Ale jedno trzeba im oddać: decentralizują one społeczeństwo, w przeciwieństwie do wielkich centrów medialnych, które docierając z tymi sami przekazami do wielomilionowych audytorów i widowni to społeczeństwo centralizowały.

Wiąże się to z problemem mobilności. Powiada A. Rychard, że mobilność naszego społeczeństwa nie wzrosła jakoś znacząco w trakcie transformacji. Nie wiem, czy wystarcza takie rozumienie mobilności, jak u teoretyków modernizacji, tzn. ruchliwość przestrzenna (poszukiwanie pracy) i społeczna (zmiana zajęcia), czyli ucieczka od przypisania. Jak zakwalifikować telepracę? Wiem, że jej skala w Polsce nie jest duża, ale istnieje. To nowa mobilność zdeterminowana przez telematykę.

W Polsce nastąpiło zderzenie rewolucji informacyjnej ze społeczeństwem statusowym. Można zatem zaryzykować stwierdzenie, że społeczeństwo informacyjne przywraca - choć oczywiście na innym poziomie - wiele instytucji zniszczonych przez epokę przemysłową: warsztat rodzinny przy komputerze i małe wspólnoty ponadrodzinne ("plemiona sieciowe"). Do znanego rozumienia mobilności dodałbym więc takie, które proponuje prof. Mieczysław Muraszkiewicz: "Społeczeństwo mobilne to takie, którego znacząca gospodarczo, politycznie, naukowo... itd. część może prowadzić swoje życie (pracę, zabawę...) nie tylko w warunkach stacjonarnych, ale także w ruchu i/lub poza stałym miejscem zamieszkania i pracy".

Jak zatem badać społeczeństwo sieciowe?

Słusznie postuluje Andrzej Rychard, by środowisko socjologiczne było bardziej skłonne do poważniejszego udziału w debacie o społeczeństwie informacyjnym. Misją socjologii jest reagowanie na zmiany, procesami trwania zajmują się inne dyscypliny, przede wszystkim antropologia czy etnologia. Czy wobec tego dotychczasowa wiedza wystarcza do badania społeczeństwa sieciowego.

By poradzić sobie z tym pytaniem, konieczna jest odpowiedź na drugie: czy sieć jest tylko medium, jak wszystkie poprzednie, czy też jest nowym środowiskiem społecznym? Jeśli to drugie, to rzeczywiście pytanie o nowe narzędzia badawcze jest zasadne. Słusznie stwierdził ponad rok temu na łamach Computerworld prof. Wiesław Godzic, że "nie posuniemy się do przodu w myślowym opanowaniu problematyki sieci, jeśli nie przyjmiemy pewnego radykalnego założenia: dzięki sieciom komputerowym powstał nowy typ kontaktów międzyludzkich, który stawia pod znakiem zapytania wszystko, czego dotychczas doświadczyliśmy".


TOP 200