Tutaj jestem!

Każdy człowiek pragnie kontaktu z drugim człowiekiem. Oczekujemy od siebie i innych szerokiej gamy przeżyć. Chcemy kogoś znać, rozumieć, chcemy, by inni o nas wiedzieli i nas doceniali, chcemy wreszcie kochać i być kochani. Nowa technologia - Internet - przynosi nowe możliwości nawiązywania kontaktów międzyludzkich. Stanowi nowe medium do wyrażania potrzeb i emocji wobec innych ludzi. A czasami wręcz zastępuje tradycyjną formę kontaktu.

Każdy człowiek pragnie kontaktu z drugim człowiekiem. Oczekujemy od siebie i innych szerokiej gamy przeżyć. Chcemy kogoś znać, rozumieć, chcemy, by inni o nas wiedzieli i nas doceniali, chcemy wreszcie kochać i być kochani. Nowa technologia - Internet - przynosi nowe możliwości nawiązywania kontaktów międzyludzkich. Stanowi nowe medium do wyrażania potrzeb i emocji wobec innych ludzi. A czasami wręcz zastępuje tradycyjną formę kontaktu.

W ciągu swojego życia spotykamy ograniczoną liczbę osób. Najpierw są to rodzice i koledzy z podwórka, potem ze szkoły, z uczelni i akademika, sąsiedzi, wreszcie rodzina i grupa przyjaciół, którym pozostajemy wierni przez większość życia. Nawet ci, którzy mają najbogatsze kontakty towarzyskie, w ciągu swojego życia poznają ograniczone grono osób - kilkaset, może kilka tysięcy. Niewielu z nich uważamy za swoich znajomych, z którymi wymieniamy więcej niż tylko zdawkowe pozdrowienia. A naprawdę dobrze poznajemy tylko tych najbliższych - rodziców, małżonka, dzieci.

Tak daleko, tak blisko

Zasadniczym ograniczeniem w kontaktach tradycyjnych jest miejsce. Nasze kontakty zawieramy tam, gdzie spędzamy dużo czasu - w domu, w pracy i szkole. Internet znosi to ograniczenie. Miliony internautów w innych krajach są w zasięgu poczty elektronicznej. Student z Ohio jest równie "daleko", jak osoba z sąsiedniego bloku. O Przemku z klasy VI szkoły podstawowej w małej mieścinie gdzieś na Podhalu możemy dowiedzieć się więcej niż o synu sąsiada, dlatego że Przemek z Podhala założył stronę, na której pisze o sobie i swoich zainteresowaniach.

Surfując po Internecie, można natknąć się na miejsca i ludzi, dla których sieć stała się podstawowym medium przekazu emocji. To tutaj, w świecie wirtualnym, starają się o sobie powiedzieć innym. To tutaj szukają kontaktów i emocji, których człowiek z natury potrzebuje.

Wirtualny interfejs emocji

Psychologia mówi, że większość bodźców odbieramy za pomocą wzroku i słuchu. Internet jest zaś przede wszystkim medium "pisanym", gdzie zasadniczy przekaz odbywa się za pomocą tekstu. W Internecie nie możemy skrzywić ust z powątpiewaniem, huknąć na kogoś czy prosząco zawiesić głos. A jednak potrafimy wszystkie te emocje przekazać tekstem pisanym! Kariera internetowych "buziek" (smileys) dowodzi, że i w ramach 127 znaków ASCII da się zawrzeć emocje niewerbalne: radość, powątpiewanie, sympatię, złość, smutek. Dowodzi to, że ludzie są bardzo pomysłowi w wynajdywaniu sposobu przekazu emocji tam, gdzie medium nie pozwala na to w sposób dla nas naturalny.

Internauci podkreślają, że przekaz zawężony do słowa ma również zalety. W kontaktach osobistych ogranicza to przekaz do swoistej esencji. Zamiast rozpraszać się widokiem twarzy naszego rozmówcy, skupiamy się wyłącznie na jego słowach. Jest to szczególnie istotne w przypadku kontaktów prywatnych, gdzie np. osoba inteligentna może w ten sposób powetować braki urody i "kontaktowości".

W świecie rzeczywistym istnieją niewerbalne kody, którymi ludzie komunikują swoją osobowość światu. Te kody to przede wszystkim strój, uczesanie, zachowanie. Widząc osobę w garniturze, od razu jesteśmy gotowi uznać ją za bardziej wiarygodną od nie ogolonego młodzika z długimi włosami. Wśród internetowej braci, głównie wśród młodzieży, karierę zrobił tzw. geek code, czyli zestaw skrótów, które służą do samookreślenia wobec pewnych kategorii (ubranie, wiek, styl ubierania się i pracy itp.). Kod ten pozwala w kilkudziesięciu znakach dość dokładnie scharakteryzować wygląd, charakter i zainteresowania.

Jestem inna, jestem inny

Przeglądarka portalu Onet.pl wyświetla 129 wyników po wpisaniu zapytania "jestem inny" i 70 po haśle "jestem inna". Wśród wskazanych przez nią stron wiele jest poezji - cytowanej i własnej (nawiasem mówiąc, Internet to dla poetów wymarzona "szuflada" do pisania - jednocześnie bardzo prywatna i całkiem publiczna).

Oto co pisze o sobie jeden z autorów stron, które zostały wybrane w odpowiedzi na zapytanie "jestem inny": "Jak dotąd przeżyłem kilka Okropnych Pomyłek, kilka Katastrof, ale nie opuszcza mnie Zapał w szukaniu Mądrych Myśli, Szacunek dla lepszych i nieodparta chęć stworzenia jakiegoś Poematu. Lubię również komplementy w stylu: Wybitnie Zadziwiający Brak Rozumu, mimo że wcale nie jestem Małym i Okrągłym Misiem. No, czasem tylko ktoś mi mówi - Głupi (co bardzo lubię)".

Inny internauta jako swoje kredo podaje cytat z Philipa K. Dicka: "Wierzyłem, że wszechświat ma z gruntu wrogie nastawienie. I że nie pasuję do niego, jestem inny... dostosowany do odmiennej rzeczywistości i przez pomyłkę zostałem umieszczony tutaj. Moje ścieżki prowadziły w przeciwną stronę do jego ścieżek. I że wyłoniły mnie spośród ludzi ze względu na moją inność. Zupełnie się ze sobą nie zgadzaliśmy".

Cytaty te można uznać za zwykłą egzaltację, do której bardzo predysponuje wiek nastoletni. Można też stwierdzić, i nie pomylić się co najmniej w części przypadków, że części osób Internet pozwala przełamać bariery emocjonalne, których nie potrafią przełamać w życiu. Że elektroniczne medium pozwala im na formę autoprezentacji, od której stronią normalnie.

Jest nawet internetowa przystań dla ludzi zagubionych. Cyberpocieszyciel pisze na stronie: "Hej, smutasku:) Dobrze, że jesteś. Coś złego się wydarzyło, prawda? Ktoś Cię zranił? Twój ładny, spokojny, budowany przez lata i uporządkowany świat wywrócił się do góry nogami albo zupełnie się zawalił? (...) Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Jutro będzie nowy, ciepły i spokojny dzień". Serwis "Radość", o którym mowa, nie jest prowadzony przez parafię czy psychologa, a przez osobę prywatną.

Popatrzcie wszyscy

Ci, którzy postanowili powiedzieć o sobie internetowemu światu, wybierają różne formy. Na stronie osobistej prezesa przedsiębiorstwa informatycznego i jego żony można przeczytać: "Długo zastanawialiśmy się, czy podjąć ryzyko publikacji w sieci informacji o naszych sprawach zawodowych, a tym bardziej - prywatnych. Jest to jednak pewien ekshibicjonizm". Warto dodać, że strona, oprócz kilku fotografii bohaterów i ich domu oraz podstawowych faktów z życia osobistego i zawodowego, nie zawiera nic naprawdę "prywatnego". A jednak przed zamieszczeniem tych informacji jej autorzy musieli przełamać pewną wewnętrzną barierę. Można sobie wyobrazić ten proces - wahania, mąż chce tak, żona inaczej, dyskusje i wreszcie decyzja: robimy. I wtedy obawa, że upubliczniając fakty ze swojego życia, utracą kawałek siebie.

Analizując, co internauci chcą powiedzieć o sobie, można zauważyć, że każdy z nich ma nieco inne pojęcie prywatności. Bariera, powyżej której kończy się prezentacja siebie samego albo swojej rodziny, a zaczyna się autoreklama czy ekshibicjonizm, usytuowana jest bardzo różnie. Dla jednych zaistnienie w cyberprzestrzeni to już wiele. Inni ograniczają się do podania podstawowych faktów - imienia, nazwiska, wieku, zainteresowań, a także swojego wyglądu (najczęściej w postaci "albumu rodzinnego" - od lat dziecięcych, do teraz). A jeszcze inni traktują sieć jako miejsce do wykrzyczenia wszystkiego na swój temat.

Iza a parlamentaryzm

Chcąc odpowiedzieć na pytanie, co sprawia, że strony domowe jednych są chętnie odwiedzane przez innych, trafiłem w końcu na chyba najpopularniejszą stronę osobistą. Iza z Warszawy poprzeczkę prywatności ma postawioną bardzo wysoko. Przedstawia się internautom w sposób konkretny, zdecydowanie niewerbalny. Galerię śmiałych zdjęć Izy można by określić mianem serwisu erotycznego, gdyby nie to, że jest on jak najbardziej prywatną stroną, której podstawowym celem nie jest robienie pieniędzy na męskich fantazjach, a autoprezentacja. Autorka podaje nawet swoje nazwisko i numer konta.

Jakiś konserwatywny polityk mógłby określić Izę wyrażeniem nieparlamentarnym. Ale być może dwa razy zastanowiłby się, gdyby zobaczył liczbę pokazywaną przez licznik odwiedzin na jej stronie. Otóż, jeśli wierzyć wskazaniom tego licznika, to w ciągu niecałego roku stronę Izy odwiedziło prawie dwa miliony (!) osób. To więcej niż wynosi widownia większości programów telewizyjnych. Gdyby przeliczyć to na poparcie w wyborach - rzecz, za którą politycy w demokracjach parlamentarnych daliby wiele - daje to wynik o kilka rzędów wielkości lepszy niż większości polskiej klasy politycznej.

Ktoś może uznać powyższe porównania za niesmaczne żarty. Czy rzeczywiście? Przykład kariery Ilony Staller, zwanej Cicciolina, deputowanej we włoskim parlamencie, dowodzi, że popularność zdobytą wśród męskiej części elektoratu można uznać za sukces polityczny. Zaś co do moralności, to wystarczy spojrzeć na sondaże, żeby przekonać się, iż Polacy uważają polityków za bodaj najbardziej zdemoralizowaną grupę zawodową. Nie im więc osądzać, co jest przyzwoite, a co nie.

Nocne czaty

Strony WWW to jednak tylko możliwość zobaczenia tego, co inni chcą nam przekazać na swój temat. Równie cennym źródłem wiedzy na temat internetowych emocji na wirtualnym targowisku jest bezpośrednia rozmowa.

Jest dwadzieścia minut po północy. Wchodzę do "o_wszystkim" - wirtualnej kawiarenki przy jednym z polskich portali. Mimo później pory, serwer pokazuje około trzydziestu uczestników. Jedną z osób obecnych w kawiarence widziałem tego samego dnia około 15. Czy siedziała przez cały ten czas przy komputerze?

Kilkunastominutowa dyskusja pozwala mi określić ją jako osobę uzależnioną od Internetu, tak jak ludzie bywają uzależnieni od alkoholu, tytoniu czy narkotyków. Wygląda na to, że rzeczywiście wirtualna kawiarenka jest jedynym miejscem, gdzie czuje się dobrze. Na pytanie o to, dlaczego nie śpi o tak później porze, odpowiada burkliwie: "W grobie się wyśpię!". Po chwili przyznaje się, że jest uczniem szkoły średniej i akurat przebywa na zwolnieniu. "A wiesz, jak to ze zwolnieniami ;)" - sugeruje niedwuznacznie, że choroba jest symulowana albo zwolnienie "lewe". Dalsze kilka minut rozmowy wyczerpuje wspólne tematy do dyskusji (próbę rozpoczęcia dyskusji na temat komputerów ucinam mówiąc, że nie znam się na tym). Zmieniam kawiarnię, a mój rozmówca zostaje.

Chwilę później, w innej kawiarence, rozmowa schodzi na temat TP SA. Uczestnicy narzekają, że płacą wysokie rachunki za telefon. W trakcie dyskusji z ust jednego z uczestników, kryjącego się pod przezwiskiem Boss, pada zdanie: "Ale co innego mam robić z pieniędzmi? Wychodzę z pracy o ósmej, nie mam nic innego do roboty, wolę więc przyjść tutaj niż iść się upić". W zdaniu tym zawiera się cały sens przebywania Bossa w wirtualnych kawiarenkach. Świat internetowej kawiarni jest dla niego atrakcyjniejszy, bardziej prawdziwy od kontaktów, które określa cokolwiek pogardliwym skrótem IRL (In Real Life).

Cybernisza ekologiczna

Wśród praw ewolucji jest takie, które określa, co dzieje się z gatunkiem, gdy zdobywa on nową przestrzeń życiową: radiacji towarzyszy dywersyfikacja. Gdy jakiś organizm rozprzestrzenia się na nową niszę ekologiczną, natychmiast z jednego gatunku wyodrębniają się inne, z przystosowaniami charakterystycznymi do nowego ekosystemu (przy czym natychmiastowość w przypadku ewolucji oznacza miliony lat). Kiedyś wszystkie ptaki wyglądały podobnie, a dziś mamy ptaki latające, biegające i pływające; dzikie i domowe - małe jak koliber i wielkie jak kazuar.

To prawo ewolucji najwyraźniej obowiązuje także w Internecie. W pierwszej połowie lat 90., gdy zaczynałem swoją przygodę z siecią, wszyscy internauci byli do siebie podobni. Byli studentami albo kadrą naukową uczelni i na ogół znali się na technologiach internetowych. Dziś, gdy trwa inwazja "zwykłych ludzi" na cyberprzestrzeń, internetowa populacja dywersyfikuje się coraz bardziej. I wykształca nowe przystosowania, charakterystyczne dla swojej "niszy ekologicznej".

Wiele można się dowiedzieć o ludzkiej naturze, przeglądając prywatne strony internautów, szperając po portalach sieciowych i prowadząc nocne rozmowy. Świat internetowych emocji bywa śmieszny, bywa straszny, ale na ogół jest bardzo zwykły. Mimo to jest na swój sposób fascynujący, a czasem można się w nim przejrzeć jak w zwierciadle.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200