Test na człowieczeństwo

Komputery, które wciąż potrafią na nowo zadziwiać nas swoimi zdolnościami, stają bezradne wobec problemów, które dla człowieka są - także w dosłownym znaczeniu - dziecinnie proste. Paradoksalnie pozwala to na stosowanie pożytecznych "testów na człowieczeństwo".

Komputery, które wciąż potrafią na nowo zadziwiać nas swoimi zdolnościami, stają bezradne wobec problemów, które dla człowieka są - także w dosłownym znaczeniu - dziecinnie proste. Paradoksalnie pozwala to na stosowanie pożytecznych "testów na człowieczeństwo".

CAPTCHA to określenie klasy programów służących do tworzenia i weryfikacji testów, których rozwiązanie jest nietrudne dla człowieka (a przynajmniej dla przeciętnego), natomiast bardzo trudne dla komputera. Tą nazwą, będącą akronimem od Completly Automatic Public Turing test to tell Computers and Humans Apart (całkowicie automatyczny publiczny test Turinga, dzięki któremu można rozróżnić ludzi i komputery), obejmuje się także klasę problemów o podanych właściwościach. Już sam źródłosłów tego określenia wskazuje, że ideałem byłaby sytuacja, w której taki egzamin zaliczałby każdy człowiek, a "oblewały" zaś wszystkie komputery.

Minimum doświadczenia informatycznego każe wszakże domyślać się, że w praktyce CAPTCHA może być złamany przez odpowiednio inteligentną maszynę, względnie stanowić trudność dla znaczącej liczby osób. Idzie zatem o to, by maksymalnie zredukować prawdopodobieństwo wystąpienia tych niepożądanych zjawisk.

Od razu jednak pojawia się intrygujące pytanie, jakie właściwie praktyczne zastosowanie miałyby mieć tego rodzaju testy? Czyżby zaczęły sprawdzać się scenariusze rodem z Łowcy androidów (słynnego filmu S-F Ridley Scotta)? Na szczęście jeszcze nie tak prędko, natomiast testy przydają się jak najbardziej - tyle tylko, że w znacznie bardziej przyziemnych zastosowaniach. W Internecie.

Krawiec Turing

Test na człowieczeństwo

<b>Człowiek i OCR</b> Widoczne słowa zostały zniekształcone przez tzw. atak rekina (shark attack), metodę CAPTCHA opracowaną w ośrodku naukowym PARC w Kalifornii. Człowiek po chwili może odczytać każde z nich, podczas gdy ta sztuka się nie udaje żadnemu z dostępnych obecnie programów optycznego rozpoznawania pisma i obrazów (te narzędzia działają na poziomie pojedynczych znaków, natomiast człowiek jako wzorzec rozpoznaje całe słowo).

Matematyka często przypomina wielką i oryginalną pracownię krawiecką, w której szyje się ubrania, nie zważając na aktualne mody. Więcej nawet - czasami owa "matematyczna odzież" przybiera najdziwniejsze postacie i nic nie wskazuje na to, by znalazł się ktoś, kto kiedykolwiek zechce z takiego stroju skorzystać. Tymczasem nagle okazuje się, że ubranie, które dotąd nie miało szansy na znalezienie chętnego, pasuje jak ulał. Jednym z takich wielkich "krawców" matematyki okazał się Alan Turing. Pół wieku temu "uszył" test, który przyjął nazwę od nazwiska tego wybitnego uczonego.

Dokładnie w połowie ubiegłego stulecia świat już wiedział, że istnieje coś takiego jak "mózg elektronowy". Pytano więc, czy ów "mózg" umie myśleć? Turing zdawał sobie sprawę z tego, że jest to pytanie z gatunku "czy duże jest niebieskie?". Wszak bezpośrednie porównywanie maszyny do człowieka ma tylko ograniczony sens - o czym zdają się często zapominać podnieceni dyskutanci, debatujący o sztucznej inteligencji. Turing postanowił zamienić owo prowadzące do nieporozumień pytanie na zerojedynkowy test: czy konwersujący jest w stanie jednoznacznie stwierdzić, kiedy rozmawia z maszyną bądź żywym człowiekiem. Jeśli nie potrafił, maszyna zdawała test.

Czy jakiemuś komputerowi się to w ogóle udało? I tak, i nie. Odpowiedź na to pytanie ma bowiem charakter statystyczny, zależąc paradoksalnie od inteligencji konkretnego człowieka (oczywiście, im niższa, tym łatwiej komputerowi udawać żywą osobę). Sam Turing prognozował ostrożnie, że w XXI w. co trzeci człowiek zostanie "zmylony" przez komputer. Z kolei w ufundowanej od początku lat 90. tzw. nagrodzie Loebnera wyjściowym kryterium przyznania złotego medalu jest próg 50%. Dodajmy, że nie należy mylić zaliczenia testu Turinga z tzw. efektem ELIZY. W tym ostatnim przypadku chodzi bowiem o rodzaj programu konwersacyjnego, którego celem jest symulacja przez komputer ludzkiego rozmówcy (przy czym żywy partner dialogu o tym nie wie). W sugestywnej sytuacji łatwo wziąć chwilowo stracha na wróble za człowieka. Zupełnie czymś innym jest jednak sytuacja, gdy wiemy, że naprzeciwko nas stoi strach na wróble obok człowieka.

Naszym zadaniem jest jedynie wskazanie, kto jest kim (bądź co jest czym).

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200