Tędy proszę, drogi kliencie...

Tego nie przewidzieliśmy...

Jedną z cech rozpatrywanych przy ocenie jakości dowolnego systemu może (i powinno) być jego zachowanie w sytuacjach niestandardowych. Punktem wyjścia jest założenie, że system robi to, co wynika z jego specyfikacji, przy wprowadzaniu danych poprawnych i obsłudze w sposób zgodny z intencjami autorów systemu.

Jednak czynnik ludzki jest - co powszechnie wiadomo - najsłabszym ogniwem wszelkich systemów. Inaczej mówiąc, człowiek czasem się myli. Co więcej, błędy te są popełniane w nieprzewidywalnych momentach, mają również różną wagę - od nieistotnej, do kluczowej dla działania systemu.

Fakty te muszą być uwzględniane przy projektowaniu systemów.

Kontrola odporności na sytuacje błędne (w tym bezsensowne) jest niezbędna i wykonalna, choć czasochłonna. W przypadku danych może to być test wykonany na zestawie danych poprawnych, zaburzonych i błędnych. Zachowanie systemu w różnych sytuacjach (wszystkich lub prawie wszystkich możliwych) można natomiast zbadać za pomocą testów pokrywających lub teatru zdarzeń.

Istnieją oczywiście inne metody (w tym automatyczne) badania jakości produktów software'owych.

Według mojej opinii, system wdrożony w Pekao SA nie przeszedł pełnego cyklu testów.

Przyczyną mógł być (są to już tylko moje spekulacje) termin lub budżet. System został wykonany z rozmachem, ale nie przeszedł, jak sądzę, testu w warunkach bojowych, czyli przy dużym obciążeniu transakcjami i przy lekko zaburzonych danych.

Dlaczego tak sądzę?

Gdyby kontrola taka została wykonana, musiałyby ujawnić się (i w konsekwencji zostać usunięte) te jego cechy, które aktualnie powodują powstawanie wąskich gardeł i konieczności przeprowadzania operacji pozasystemowych.

Oczywiście, sąd ten nie jest ostateczny - za mało wiem - ale jest to najbardziej prawdopodobna - według mnie - przyczyna niewydajnej pracy systemu, a w konsekwencji także oddziału banku w warunkach dużego natężenia klientów (takie warunki są stałe w I Oddziale Pekao SA w Warszawie).

Dwa pytania

Jak pan ocenia, panie Jarosławie, (jako konsultant, nie klient, dla którego może to nie mieć znaczenia):

  • istnienie w systemie notacji "karteczkowej", prowadzonej na przypadkowych karteluszkach (proszę sobie wyobrazić analizę operacji historycznych, które są przechowywane częściowo w systemie, a częściowo na załącznikach w segregatorze)

  • sytuację, w której z kartą do potwierdzania operacji biega po oddziale wyznaczona osoba.

    Osoba ta przejmuje odpowiedzialność za poprawność operacji - ale akurat takie rozwiązanie wydaje mi się nieszczęśliwe z dwóch powodów:

  • osoba ta albo sprawdza operacje dokładnie, opóźniając tym samym inne operacje, albo sprawdza je niedokładnie

  • odpowiedzialność i tak musi ktoś przyjąć - po co tworzyć dodatkowy, sztuczny poziom, skoro do osoby przeprowadzającej operację i tak można dotrzeć.

    Artykuł Jarosława Żelińskiego traktuję jako list pochwalny banku Pekao SA z elementami jego reklamy. Odnoszę wrażenie, że Jarosław Żeliński, będąc zadowolonym klientem banku Pekao SA (i nic w tym złego), napotkawszy nieprzychylny artykuł, chciał napisać coś miłego o pracy banku. Tekst wyszedł w ciepłej tonacji, ale odniesienia do mojego artykułu są gdzieniegdzie, delikatnie mówiąc, niezbyt trafne. Jako klient banku Jarosław Żeliński mógłby sobie na taki gest pozwolić; jako konsultant - nie.


  • TOP 200