Technicy IT potrzebni od zaraz
-
- Bogdan Bereza,
- 04.06.2014
Powierzanie informatykom po studiach zadań, do których realizacji wystarczy nauka roczna czy dwuletnia, to ogromne marnotrawstwo.

W polskiej branży IT nagminnie mylone są ze sobą zawody i zadania informatyka, programisty, technika instalatora, inżyniera oprogramowania, projektanta systemów, a nawet specjalisty w dziedzinie, dla której tworzone jest dane oprogramowanie. To jakby mieszać kompetencje sprzedawcy samochodów z umiejętnościami budowniczego, który zbudował sklep z samochodami, architekta samochodowych salonów sprzedaży, a nawet kierowcy – bo przecież wszyscy „mają coś wspólnego z motoryzacją”.
Skutki tych nieporozumień widać gołym okiem. W większości ogłoszeń o pracy dla informatyków wymaga się od kandydatów – zupełnie bez potrzeby – wyższego wykształcenia. Programista aplikacji mobilnych, znający język programowania Java oraz system operacyjny Android, ma z tytułu inżyniera albo magistra inżyniera tyle korzyści, ile murarz zbrojarz z dyplomu inżyniera budownictwa, czyli zero.
Nie potrzeba tytułu magistra, aby być administratorem systemów, budować witryny www czy wykonywać standardowe prace przy obsłudze i budowaniu systemów IT. Powierzanie osobom po cztero- lub pięcioletnich studiach zadań, do których wystarczy nauka roczna czy dwuletnia, to ogromne marnotrawstwo.
Wśród informatyków, którzy naprawdę mają ambicje pracy w charakterze informatyków inżynierów, a nie techników, rodzi to frustracje. „Czy po to uczyłem się przez cztery lata informatyki, żebym teraz miał pisać trochę kodu w Phytonie albo budować witryny w WordPress?” – narzekają absolwenci wyższych studiów.
Pracodawcy nie bardzo wiedzą, czego naprawdę potrzebują, więc na wszelki wypadek domagają się od pracowników zarówno ogólnego, wyższego wykształcenia informatycznego, jak i szczegółowych, drobiazgowych umiejętności technicznych. To powoduje, że przedmioty informatyczne lub z zakresu inżynierii oprogramowania nie są wśród studentów zbyt popularne. Zgodnie z preferencjami pracodawców, cenione są bardziej kursy modnych i szeroko stosowanych technologii niż wiedza ogólna i teoretyczna.
Trzeba jednak pamiętać, że IT nie jest tym samym co informatyka. IT to przede wszystkim umiejętność zastosowania rozwiązań informatycznych w biznesie, dziedzina interdyscyplinarna.
Tak naprawdę fachowcom IT potrzebne są dwa rodzaje umiejętności: te czysto techniczne oraz szersze, obejmujące jak największy zakres inżynierii oprogramowania. Z punktu widzenia potrzeb przemysłu IT to są odmienne rodzaje wiedzy, inne umiejętności, tak jak w budownictwie potrzebni są architekci, projektanci, inżynierowie różnych typów, technicy, fachowi robotnicy.
Technicy IT nie potrzebują wyższych studiów – to przesąd z czasów, kiedy informatyka nie była jeszcze masowym przemysłem IT. Na razie nasi pracodawcy tego nie wiedzą i dlatego studenci muszą pozyskiwać te detaliczne, modne w danej chwili certyfikaty, „łapać” popularne technologie, bo inaczej nie dostaną pierwszej pracy.
Technicy IT zwiększają wydajność firm
Odczuwany i deklarowany przez branżę IT brak fachowców można znacznie złagodzić, zatrudniając do wielu prac techników IT, z jedno- dwuletnim wykształceniem policealnym, zamiast magistrów po cztero- pięcioletnich studiach. Pozwoliłoby to także uzyskać skok jakości i wydajności w wielu obszarach IT, bo inżynierowie oprogramowania, zamiast programować, konfigurować systemy albo robić kopie zapasowe, zajęliby się udoskonalaniem procedur, projektowaniem architektury, inżynierią wymagań czy najlepszymi sposobami zapewnienia jakości.
W Polsce, jeśli chodzi o kształcenie techników IT, oferta szkól policealnych jest uboga i mało konkretna. Zawód zwany przez wiele szkół policealnych obiecująco „technikiem informatykiem” daje wiedzę szeroką, ale zbyt powierzchowną. Poza tym jest trochę kursów z zakresu grafiki komputerowej i tworzenia witryn www, ale przecież to jedynie maleńka cząstka tego, co naprawdę potrzebne jest w przemyśle IT.
Będąc informatykiem, specjalistą inżynierii oprogramowania, a także programistą, często spotykam się z fantastycznymi życzeniami. Znajomi spodziewają się, że znam się na rozmaitych grach komputerowych, że umiem zdiagnozować problem z siecią domową, skonfigurować nowy model smartfona albo że zainstaluję kartę graficzną w PC.
Gdyby podobne oczekiwania ludzie mieli wobec architektów, to projektant wieżowców musiałby w każdej chwili spodziewać się żądania, żeby naprawił kran w łazience albo pomalował pokój.
Przełożenie potrzeb szwedzkiej gospodarki na funkcjonowanie systemu edukacji mogłem obserwować osobiście. Kilkakrotnie w latach 2011–2014 brałem udział w tworzeniu i realizowaniu programów dla szwedzkich szkół policealnych. W szkole „Nackademin” (nackademin.se ) współrealizowałem półtoraroczny kurs dla testerów oprogramowania oraz dwuletni kurs dla inżynierów wymagań (analityków). W Polsce ten ostatni kierunek uwzględnia program studiów magisterskich tylko jednej uczelni (!). Dlatego u nas, z konieczności, wymaganiami zajmują się – lepiej lub gorzej (zwykle gorzej) – kierownicy projektów, analitycy biznesowi, programiści, a niekiedy nawet… testerzy. A w Szwecji – dwuletnie studia policealne! I trzeba dodać, ze w zeszłym roku 85% absolwentów tego kierunku znalazło zatrudnienie jeszcze w czasie trwania nauki. Czyli szwedzki przemysł IT czekał na nich z otwartymi ramionami.