Szczupak po gdańsku

Z Wiesławem Patrzkiem, pełnomocnikiem prezydenta miasta Gdańska ds. informatyki, rozmawia Sławomir Kosieliński.

Z Wiesławem Patrzkiem, pełnomocnikiem prezydenta miasta Gdańska ds. informatyki, rozmawia Sławomir Kosieliński.

Gdańsk od dłuższego czasu ma na tyle sprawnie działający system informatyczny, że może zajmować się Pan międzynarodowymi projektami telematycznymi w ramach Telecities czy też 5. Programu Ramowego Unii Europejskiej. Wiążą się z tym wyjazdy na różnego rodzaju konferencje zagraniczne, które - jak się domyślam - są świetną okazją, aby przyjrzeć się zastosowaniom informatyki w administracji publicznej. Co jest zatem głównym problemem w informatyce?

Obżarstwo. Nie mogę zapomnieć widoku pewnej amerykańskiej dziewczyny, chorującej ewidentnie na bulimię, która do trzech dużych porcji hamburgerów zamówiła dietetyczną coca-colę. Informatycy - podobnie jak ona - kupują sprzęt i oprogramowanie ponad potrzeby, usprawiedliwiając swoje decyzje bliżej nie określonym przeczuciem, a nuż się przyda. W znacznym stopniu za taki stan odpowiadają producenci zmuszający nas do nieustających zakupów kolejnych wersji systemów operacyjnych, baz danych czy też większych dysków twardych. Kupujemy armaty, by strzelać do muchy. Baza danych? Musi być Oracle lub Informix albo Sybase! A tak naprawdę będziemy pracować w Microsoft Excel lub Access. Jest to problem, nad którym regularnie dyskutuję z kolegami z zagranicy.

Jak często jeździ Pan na konferencje?

Kilka razy w roku na konferencje krajowe i zagraniczne.

Czy jest Pan zadowolony z ich poziomu?

Wybieram konferencję bardzo skrupulatnie. Zaliczam się do grona "szczupaków" konferencyjnych, którzy dawno nabrali ogłady na tego typu imprezach. Rzadko więc zdarza się, bym powiedział, że było to bez sensu. Zawsze znajdzie się punkt programu, który mnie zainteresuje. Zawsze można dowiedzieć się czegoś ciekawego od prelegentów albo wystąpić z własną prelekcją i podzielić się doświadczeniami. To ostatnie doskonale spełnia funkcję promocyjną Gdańska i zarazem ułatwia udział w projektach unijnych.

Co jest w takim razie ważniejsze: wysłuchanie dziesiątek referatów czy też rozmowy kuluarowe?

Być na wszystkich wykładach? To nonsens. Trzeba dokładnie zapoznać się z programem i dokonać selekcji. Zresztą są konferencje, gdzie wykłady, acz interesujące, mają dla mnie mniejsze znaczenie niż rozmowy przy piwie. W kuluarach omawia się szczegóły wspólnych przedsięwzięć albo ustala zasady współpracy. Ponadto są takie imprezy, np. konferencje użytkowników, które są jedną z nielicznych okazji, by móc porozmawiać i z kolegami po fachu, i z przedstawicielami firm informatycznych. Niedawno miałem też okazję uczestniczyć w poważnej naradzie 15 miast z Telecities bez wyjeżdżania z kraju. Odbyliśmy po prostu telekonferencję. Koszt godzinnej rozmowy międzynarodowej jest mimo wszystko mniejszy niż koszt biletu lotniczego, hotelu i diety.

Domyślam się, że konferencje są też okazją, by z bliska przyjrzeć się pracy magistratów.

Przykładowo, niedawno podczas konferencji w Orlando zwiedziłem tamtejszy urząd miejski i obejrzałem centrum zarządzania kryzysowego, którego sposób działania bardzo interesuje mój zarząd miasta. Pokazano mi także obieg dokumentów związanych z planowaniem przestrzennym. To typowe wieloletnie przedsięwzięcie inwestycyjne. Najpierw wykonano fragment takiego systemu, a potem stopniowo go rozbudowywano.

Który urząd miejski najbardziej Pana zaciekawił?

Magistrat w Wiedniu liczącym 1,5 mln mieszkańców. Pracuje tam ok. 12 tys. urzędników, z czego informatyką zajmuje się ponad 600 osób, w tym Internetem ok. 100 (w Gdańsku 2 osoby), zaś GIS tworzy 60 osób (u mnie... 2 osoby). Dla nich było zaskoczeniem, że w Urzędzie Miejskim w Gdańsku (450 tys. mieszkańców) jest tylko 16 informatyków. Administracja w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych jest bardzo rozdmuchana. Urzędnik zajmuje się wyłącznie niewielkim fragmentem i nie ma pojęcia o zadaniach kolegi, np. ktoś zajmuje się sprawami niepełnosprawnych, inny - szaletami miejskimi, a jeszcze inny - nadzorem nad pracą służb miejskich. Ich podstawowym zadaniem jest tworzenie rocznych i wieloletnich planów strategii rozwoju miasta. Każdy plan jest przygotowywany zwykle przez odrębny zespół.

Dopiero z tej perspektywy widać, że mówienie w Polsce o tzw. przeroście zatrudnienia w urzędach jest nieuzasadnione. Jeszcze do niedawna byłem przekonany, że już skończyłem informatyzować magistrat. Nieprawda! Staliśmy się miastem powiatowym, doszły nowe zadania, np. kataster, liczba urzędników wcale się nie zwiększyła i trzeba im pomóc, przygotowując odpowiednie oprogramowanie.

Widać, że wiedeńska biurokracja dawno okrzepła i alergicznie reaguje na wszelkie zmiany.

Da się to zauważyć po wykorzystywanym sprzęcie i oprogramowaniu komputerowym. Tam zaczynano z wspomaganiem zarządzania znacznie wcześniej niż my i w rezultacie są tam archaiczne komputery działające pod różnymi systemami. I nie wiadomo jak z nich zrezygnować, ponieważ grozi to sparaliżowaniem miasta... U nas zaś działamy w jednym środowisku bazodanowym Oracle, pod kontrolą Unix i to ma przyszłość.

Czy wobec tego istnieje gdzieś elektroniczny rząd?

Gartner Group podzielił administrację na cztery grupy w zależności od stopnia zaawansowania elektronicznego rządu. Gdańsk lokuje się między pierwszą a drugą grupą. W drugiej grupie jest np. Antwerpia. Czwarta grupa to ideał, do którego dążymy.

Wiedeń chwali się medyczną warstwą GIS, umieszczoną w Internecie, gdzie mieszkaniec może wybrać lekarza domowego. Brema planuje umożliwienie mieszkańcom płatności podatków przez Internet. Proszę jednak pamiętać, że mają na to 4 mln marek, podczas gdy my jesteśmy zależni od grantów i sukcesów np. w 5. Programie Ramowym Unii Europejskiej.

Zauważyłem, że prezydent Paweł Adamowicz i wiceprezydent Gdańska Jerzy Gwizdała są entuzjastami e-samorządu. Ale czy radni podzielają jego optymizm?

To oni zobligowali zarząd miasta do publikowania wszystkich uchwał miejskich w Internecie. Tworzymy obecnie specjalną bazę danych, by najpóźniej po tygodniu dana uchwała lub rozporządzenie pojawiły się w Internecie. Jednak dopóki nie zostanie zmodyfikowany kodeks postępowania administracyjnego, dopóty nie ma co liczyć na szersze załatwianie spraw drogą elektroniczną. W tej sytuacji stawiam na udostępnianie dokumentów i procedur administracyjnych. Może z czasem będziemy przypominać bank internetowy, dostępny przez 24 godziny, 7 dni w tygodniu.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200