Szanse i wyzwania

Czy 6. Program Ramowy jest jakąś szansą?

Tak, ale w Komitecie Badań Naukowych, który decyduje o przydziale środków finansowych na projekty realizowane w ramach programu, za mało jest ludzi związanych z przemysłem. W latach 80. pracowałem w Stanach Zjednoczonych przy podobnych projektach naukowo-badawczych. Moimi "klientami" nie byli jednak przedstawiciele środowiska akademickiego, tylko szefowie działów IT dużych firm. I to oni decydowali o priorytetach i przydziale środków na poszczególne projekty, a National Science Fundation była tylko pewną platformą współpracy i komunikacji. Nasz podstawowy problem polega na braku współpracy przemysłu z ośrodkami badawczo-rozwojowymi. I wina jest po obu stronach. Problem ten występuje zresztą również w niektórych innych krajach Unii. Polska nauka żyje sama dla siebie, a tymczasem przy współpracy przemysłu powinny zostać ustalone pewne priorytety działań. Nie powinniśmy chyba rozwijać nauk, których zastosowanie w Polsce jest praktycznie niemożliwe, np. związanych z możliwością produkcji półprzewodników, ponieważ trudno nam jest konkurować w tych obszarach z głównymi ośrodkami na świecie. Ale nowatorskie rozwiązania związane z Internetem, bezpieczeństwo i ochrona danych, zarządzanie treścią - dlaczego nie? Środowisko akademickie nie zawsze orientuje się, jakie są trendy w biznesie, a ktoś przecież ostatecznie musi za wyniki tych badań zapłacić, nauka powinna częściowo zarabiać na siebie. Pieniądze na projekty naukowo-badawcze trzeba wydawać z sensem i o tym nie może decydować grupa bardzo światłych profesorów, którzy mają jednak niewiele do czynienia z praktyką gospodarczą.

Czy rozwój - opartej na innowacyjności - konkurencyjności polskich firm jest możliwy bez udziału uczelni?

Nie. Uczelnia gwarantuje dostęp do dobrze wykształconych ludzi, czasem do specjalizowanych narzędzi, które są niedostępne dla pojedynczych firm. Oczywiście, na wielu uczelniach pozostali nie tylko najzdolniejsi, ale często przede wszystkim ci, którzy nie byli specjalnie zainteresowani współpracą z przemysłem. Najzdolniejsi są z uczelni przechwytywani, ponieważ dysproporcja zarobków w nauce i przemyśle jest zbyt duża, by zostali. Prawdziwi entuzjaści lądują na uczelniach amerykańskich, ponieważ polskie szkoły wyższe czy ośrodki badawczo-rozwojowe niewiele są im w stanie zaoferować. Uczelnie jednak mogą wziąć na siebie ryzyko związane z prowadzeniem - nie przynoszących natychmiastowych efektów i z natury rzeczy czasami chybionych biznesowo - badań, których pojedyncza firma nie udźwignie. Jest jeszcze kwestia własności pewnego dorobku intelektualnego. Jeśli uczelnia będzie właścicielem pewnej części rozwiązania, to rozwiązanie będzie później zdecydowanie łatwiej rozpowszechnić. Trzeba zbudować pewien mechanizm wymuszający dzielenie się wiedzą, czyniąc z tego warunek otrzymania pieniędzy.

Co stałoby się, gdybyśmy jednak nie weszli do Unii Europejskiej?

Brałem udział w kilku projektach finansowych przez Unię i osobiście Unii w sensie biurokracji nienawidzę. Ale dla naszego kraju nie ma alternatywy. Jeśli nie wejdziemy do Unii, nie będzie wywierana żadna presja na kolejne rządy, nie będzie skoordynowanych działań dla restrukturyzacji naszej gospodarki. Nigdy nie osiągniemy przejrzystości decyzji dotyczących przetargów publicznych. Skończą się fundusze pomocowe. Część z nich nigdy nie została wykorzystana, ale duża część transformacji w Polsce jest wynikiem otrzymania w pewnym momencie pomocy czy choćby impulsu zza granicy. Wiele problemów w Polsce ujrzało światło dzienne dzięki temu, że Unia stworzyła jakiś "zaczyn". I to się automatycznie skończy. Cieszę się też, że istnieje pewna przeciwwaga dla naszego wejścia do Unii wynikająca z faktu, że Polacy zdecydowali się na F16, niezależnie od tego, jaki poziom technologii ten samolot sobą reprezentuje. Kraje europejskie boleśnie tę decyzję odczuły, a my staliśmy się w pewnym sensie amerykańskim przyczółkiem w Europie, co paradoksalnie powinno wzmocnić naszą rolę w Europie.

Czy wejście do Unii odwróci cykl koniunkturalny, spowoduje wejście w fazę boomu?

To może być jeden z czynników. Ale wejście do Unii nie będzie - jak w 1989 r. - radykalną transformacją. To jest w zasadzie potwierdzenie pewnych działań, które trwają od lat. Inwestorzy zyskają pewność działania, Polacy pewność, że nie są obywatelami drugiej kategorii i mogą na równych zasadach działać w krajach członkowskich Unii. Ale za tym musi pójść cały system gospodarczy. Nie znamy odpowiedzi na pytanie, jakie działania będą stymulowane przez rząd, czy jak będzie wyglądać nasz system podatkowy? Samo wejście do Unii niczego jeszcze w kwestii koniunktury nie zmieni.

Wracając do sprawy wejścia firm zachodnioeuropejskich na rynek polski, czy - w odpowiedzi na ich ekspansję - będziemy w stanie eksportować polskie produkty i usługi informatyczne?

Państwowa Agencja Inwestycji Zagranicznych w swoich raportach rekomenduje sektor IT jako motor rozwoju polskiej gospodarki, również eksportu. Na co dzień każdy z nas wykorzystuje coraz więcej narzędzi informatycznych w swojej pracy i życiu prywatnym. Narzędzia technologiczne, komputery i oprogramowanie trzeba nie tylko wyprodukować, trzeba też posiadać wiedzę, jak je wykorzystać. Musimy w Polsce taką wiedzę zbudować. My jako AMG.net zatrudniamy bardzo dobrze wykształconych Polaków i robimy pod klucz aplikacje biznesowe, które mają określoną wartość dla naszych klientów - największych firm działających w Polsce. Jesteśmy przekonani, że w niedługiej przyszłości będziemy nasze usługi eksportować. Teraz planujemy udział w targach CeBIT 2003, zdając sobie sprawę, że jest to krok konieczny do zaistnienia na rynkach poza Polską. Wierzę też, że coraz więcej innych polskich firm będzie się orientować na inne kraje.

Powstaje jednak pytanie, czy firma działająca w ten sposób w Polsce może działać tak samo w innych krajach?

Czemu nie? Powstaje kwestia bariery językowej, ale posługując się angielskim można działać w wielu krajach. Dlaczego nie staramy się dziś wejść na rynki zachodnie? Jako firma jesteśmy jeszcze w zbyt wczesnej fazie rozwoju, zbyt mali, żeby zdecydować się na ekspansję... Żeby wejść na rynki zachodnie, trzeba najpierw zrobić kilka dobrych i dużych projektów w Polsce. Ale coraz częstsze są projekty w rodzaju systemów typu eCRM czy systemów transakcyjnych, których replikacje mogłyby zostać zrealizowane z powodzeniem w innych krajach. To są jakieś szanse. Po wejściu do Unii będzie nam łatwiej zdobywać kontrakty na innych rynkach. Na razie prawdopodobnie nie uchroni nas to przed partnerstwem, ponieważ chyba żadna polska firma IT nie ma sieci oddziałów, ludzi "na miejscu", którzy są w stanie sprzedać czy realizować projekty.


TOP 200