Świat w wersji beta

Bez tych zasobów nie byłoby społeczeństwa, w tym także społeczeństwa jako podmiotu gospodarującego. W ten sposób konsoliduje się sfera publiczna i odradza się kultura daru (gift giving), którą komercjalizacja znacznie zubożyła. Technologie kooperacji mogą wszystko przekształcić w przestrzeń sieciowania. Dar łączenia ludzi (gift of connecting people) staje się jednym z najważniejszych psychologicznych predestynatów aktywnego i twórczego życia. Co by było, gdyby Tim Berners Lee nie oddał za darmo wymyślonej przez siebie "pajęczyny"?

Strategie corporate driven, narzucające gotową wersję produktu, są nieopłacalne. Mając do dyspozycji hipermedium, użytkownicy mogą sobie tworzyć własne strategie user centered. Każdy posiadacz może potencjalnie tworzyć dla siebie wersję beta - to rodzi chaos, ale też tworzy bogactwo nowych użyć. Sposób użycia IT jest kompromisem między strategiami narzucanymi przez korporacje a praktykami użytkowników, którzy kreują dla siebie własne, przyjazne środowisko adaptacyjne - przestrzeń, w której lokują tworzone przez siebie zasoby informacji, wiedzy i kultury oraz czerpią z zasobów tworzonych przez innych interaktorów.

Kultura w wersji beta

Tę niestabilną kulturę amerykański socjolog S. Bertman nazywa hiperkulturą - władzą "teraz" (power of now). Długofalowość, stacjonarność, trwanie, pamięć, wgląd w szerszy kontekst, ustępują miejsca szybkiej cyrkulacji, symplifikacji tekstu, kiczowi, tandecie, niedbałości, krótkotrwałości, natychmiastowości, sensacji, impulsom, transparencji, nomadyczności, skróceniu momentu napięcia uwagi (coraz krótsze przekazy - pojedynczy obraz rzadko trwa na wizji dłużej niż kilka sekund). Pewne elementy wypadają, kultura eksploduje teraźniejszością, uzależnienie od szybkości zmienia percepcję wartości. W hiperkulturze chodzi o to, aby jak najszybciej stworzyć i sprzedać nowość na skalę globalną. Produkuje się dużo i szybko, ponieważ to ma być instant, więc nie jest przeznaczone do dłuższej eksploatacji, chodzi o to, żeby na krótko mieć nową wersję czegoś dopóki nie będzie następnej, co będzie pachnieć świeżością - cool, jazzy, edgy, zajefajnie.

Zarazem jednak odwoływanie się do aktywności "tłumu sieciowego" w nadziei na modyfikowanie, poprawianie, aktualizowanie produktów, zwłaszcza software’owych, przez użytkowników, chroni je przed starzeniem moralnym, dzięki temu, że nie są one zamrożone w jednym finalnym kształcie, lecz stale odnawiane. Chroni także przed opóźnieniem kulturowym, które pojawia się wtedy, gdy użytkownicy nowych technologii nie mogą ich dopasowywać do swoich potrzeb, lecz sami muszą się do nich adaptować, co zwykle wymaga czasu. A poza tym wszystkim, wersja beta zachęca do innowacyjności.

Produkty fabryczne miały mieć postać finalną, ale wymogi kapitalistycznej konkurencji wymagały, aby je zmieniać i doskonalić. Nie w intencjach twórców, ale w swej istocie były to jednak pod wieloma względami wersje beta. Tyle że decydujący głos w ich kształtowaniu miał producent. To on uznał, że samochód nie musi być "bryczką bez konia" i można przykryć nadwozie, dzięki czemu jego ewolucja doprowadziła do dzisiejszego kształtu. Podobnie aparat Marconiego nie byłby radiem, a telegrafem bez drutu, gdyby nie uznano, że można zeń zrobić narzędzie emisji rozsiewczej. Z czasem, wraz z postępami marketingu - wysyłaniu, odbieraniu i przetwarzaniu sygnałów od nabywców, mieli oni coraz bardziej liczący się głos. Ale dopiero komunikacja online podniosła marketing produktów w wersji beta, przede wszystkim cyfrowych, do rangi zasady biznesowej. Zarazem mamy tu do czynienia ze społecznym tworzeniem technologii.


TOP 200