Superregulator na horyzoncie

Ograniczenia zasobów widma częstotliwości fal radiowych wynikają z bezwzględnych praw fizyki, ale nadal to państwo decyduje kto i na jakich zasadach korzysta z tych ograniczonych zasobów. Zapowiadana przez PO nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji przywołuje - niejednokrotnie już dyskutowany - pomysł połączenia regulatorów rynku medialnego i telekomunikacyjnego.

Do tej pory trudno było podjąć tego rodzaju dyskusję bez zbędnych emocji politycznych. Potrzeba kontrolowanego przez partie dostępu do mediów elektronicznych jawi się politykom jako klucz do władzy.

Koncepcja utworzenia Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji opierała się na motywach politycznych, potrzebie złamania państwowego monopolu na przekaz informacji do obywateli, poszerzenia obszaru wolności, który przedtem mogła zapewnić w bardzo ograniczonym zakresie niezależna prasa i nadawane z zagranicy radiowe rozgłośnie Wolnej Europy i Głosu Ameryki. Pierwszy wyłom stworzyła ustawa o łączności z 1990 r. Pierwotne brzmienie poselskiego projektu dotyczyło wyłącznie otwarcia rynku radia i telewizji. Dopiero później zaczęto się zastanawiać nad potrzebą wprowadzenia konkurencji w usługach i sieciach telekomunikacyjnych. Odrębna - wobec prawa telekomunikacyjnego - ustawa o radiofonii i telewizji miała zapewnić równowagę pomiędzy głównymi ośrodkami władzy państwa, Sejmem, Prezydentem i Senatem. KRRiT stała się w ten sposób jednym z najważniejszych organów państwa. Na tyle ważnym, że zapewniono jej prawne umocowanie w konstytucji.

Utworzenie w 2001 r. regulatora rynku telekomunikacyjnego kazało się zastanawiać nad sensem istnienia dwóch odrębnych organów administracji dla przedsiębiorców telekomunikacyjnych, które różni tylko to, czy z użyciem podobnych środków technicznych nadają w jedną stronę programy radiowe lub telewizyjne, czy świadczą usługi telekomunikacyjne w obie strony. Ta dwoistość jest szczególnie kłopotliwa dla operatorów telewizji kablowych. O ile jednak związki polityki i telekomunikacji zamykają się głównie w sferze gospodarki, to media elektroniczne tradycyjnie pobudzają emocje wszystkich, którzy chcieliby istnieć w świecie polityki. Wybór członków KRRiT to zawsze dyskusja o sprzyjaniu tym, a nie innym partiom politycznym.

Kto kogo?

Wbrew temu, co się mówi o konstytucyjnej pozycji KRRiT - przy okazji dyskusji o ewentualnych zmianach - konstytucja nie definiuje jednak całego zakresu kompetencji Rady, ograniczając się do jej najważniejszego wyzwania - strażnika wolności słowa w mediach elektronicznych. Cała reszta jest zapisana w ustawie o radiofonii i telewizji, to głównie kwestie, które można określić jako techniczno-organizacyjne. Można je zmienić w toku zwykłej sejmowej procedury legislacyjnej i dokonywano tego kilkukrotnie.

Relacje regulatora rynku medialnego i telekomunikacyjnego przez dłuższy czas były dosyć skomplikowane, ponieważ oba organy miały kompetencje w sprawach gospodarki widmem częstotliwości fal radiowych, co wymagało dobrej współpracy, a różnie z tym bywało. Początkowy etap budowania rynku mediów elektronicznych w Polsce wymagał wielu decyzji o znaczeniu strategicznym, np. określenia, ile będzie stacji o zasięgu ogólnopolskim, czy też poparcia rozwoju niewielkich stacji lokalnych. Kiedy KRRiT rozdysponowała podstawowe zasoby częstotliwości, zaczęła szukać nowych pól aktywności. Posłużono się interpretacją polityki unijnej, która przewidywała ujednolicenie systemów regulacyjnych dla sektorów podlegających postępującej konwergencji. Powstał strategiczny dokument, który wyraźnie wchodził w sferę kompetencji nie tylko URTiP (poprzednik UKE), ale również rządu, zawierający sugestię, że najlepszym miejscem do regulacji wszystkich zagadnień związanych z łącznością elektroniczną i społeczeństwem informacyjnym powinna być KRRiT. Ta karkołomna teza zakładała pozbawienie rządu podstawowych kompetencji w sprawach nowych technologii informacyjnych, w tym nadzoru nad rozwojem rynku w sektorze telekomunikacji, który obecnie sprawuje UKE.

Pomysł integracji obu regulatorów według modelu zrodzonego w KRRiT nie zyskał poparcia, ale jego pozostałością była poprawka do prawa telekomunikacyjnego wprowadzona w początkach rządu PiS, która określała przedziwną procedurę wyboru Prezesa UKE spośród kandydatów zgłoszonych przez KRRiT. Premier Marcinkiewicz nie poddał się jednak dyktatowi specjalistów od mediów i powołał na to stanowisko Annę Streżyńską. Mocarstwowe aspiracje KRRiT stopniowo przycichły. Praktyczne doświadczenia - wynikające z początkowych trudności w komunikacji KRRiT z UKE - sprawiły, że kolejne nowelizacje stosownych ustaw, przesuwały ciężar decyzji technicznych we właściwe miejsce - do Prezesa UKE. Obecnie Rada - w miarę potrzeby - dostaje z UKE zestawy częstotliwości z puli przeznaczonej na rozwój radiofonii i telewizji.

Zmiana układu sił

Rozwój technologii sprawia, że rynek mediów elektronicznych coraz częściej sięga po spersonalizowane usługi interaktywne, które funkcjonalnie nie różnią się od innych, tradycyjnie rozumianych usług telekomunikacyjnych, a nawet z nimi konkurują. Zagadnienia regulacyjne, związane z rozwojem telewizji cyfrowej, telewizji IP, wyraźnie dzielą się na kwestie rynkowo-techniczne i problematykę związaną z dostępem do treści, w tym zarządzaniem prawami autorskimi. Zatem pozostając w zgodzie z konstytucyjnymi właściwościami KRRiT można ten urząd radykalnie zredukować, a wszelkie kwestie techniczne powierzyć Prezesowi UKE, łącznie z problematyką współpracy przedsiębiorców telekomunikacyjnych, którzy rozpowszechniają w sieciach usługi multimedialne.

Prezes UKE chcąc nie chcąc znajdzie się jednak bliżej polityki, czego przedsmak dała decyzja "tymczasowego" udostępnienia TV Puls, będącej w posiadaniu superkoncernu medialnego Murdocha, częstotliwości, które są przeznaczone dla przyszłej telewizji cyfrowej.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200