Srebrne słowa

Hiperliteratura

Darujmy sobie wyliczanie zastosowań hipertekstu. Łatwiej byłoby powiedzieć, gdzie się go użyć nie da. W kolorowym telewizorze zawsze możemy wyłączyć barwy i zachwycać się surowym pięknem wizji czarno – białej. Podobnie jest z hipertekstem - nikt nam nie broni korzystać z niego konwencjonalnie, tylko po co się męczyć? Zresztą sam tekst może być czymś innym niż tylko zbiorem słów. Plan miasta może być hiperplanem, a rozkład jazdy pociągów hiperrozkładem. Po prostu: informacja staje się hiperinformacją, a medium przeistacza się w hipermedium. W ten sposób powstają hipertekstowe punkty informacyjne na dworcach, w muzeach, bibliotekach czy bankach.

Nie musimy zersztą szukać aż tak daleko. Od dawna hipertekst jest stosowany w komputerowych systemach on-line help. Wystarczy wybrać wyróżnione np. innym kolorem pojęcie, a wskaźnik myszy przemienia się w dłoń zachęcającą do kliknięcia.

Jego wynikiem może być przejście do innego dokumentu, pokazanie grafiki czy samego tylko komentarza do odsyłacza albo nawet uruchomienie nowego programu. Hipertekst może być więc traktowany jak jedno wielkie menu, umożliwiające korzystanie z aplikacji. Natomiast oprogramowanie potrafi być również generatorem interesujących dokumentów hipertekstowych: statystyki serwerów internetowych mogą być bezpośrednio wykorzystywane do wyboru określonego adresu WWW.

Hipertekst tworzy sam siebie, powodując, że tekst pierwotny przestaje istnieć, ginąc w gąszczu możliwości, jakie przynosi żeglowanie po nim; przytłoczony masą odnośników i rozgałęzień. Ale przyzwyczajeni do „uroków” sekwencyjnego odbioru informacji, musimy się dopiero uczyć poruszania w tym labiryncie. Dotyczy to zwłaszcza przeciętnego użytkownika, który często jest konserwatywny i ma swoje przyzwyczajenia. To są fakty, których nie mogą ignorować twórcy oprogramowania. Postęp ma wszakże swoje prawa i być może doczekamy się wkrótce pierwszych dzieł literackich pisanych hipertekstem. Przy takiej technologii czytelnik "Pana Wołodyjowskiego" sam mógłby zdecydować czy Mały Rycerz ma popełnić samobójstwo, a odpowiednie opcje umożliwiłyby wybór kary dla Azji ze jego niecne czyny. Na razie jednak głównym obszarem zastosowań hipertekstu są systemy wyszukiwania informacji, w tym wydawnictwa encyklopedyczne.

Marzenie o wielkiej płycie

Typowa płyta CD-ROM umożliwia zapamiętanie ok. 650 MB danych. Czy to dużo? Proste dzielenie przez 2kB (30 linii x 60 znaków) daje ponad 3 miliony stron standardowego tekstu ASCII. Wagon książek to jeszcze nie jest, ale nawet po kursie szybkiego czytania na kilka lat wystarczy. Sporo. Jednak na standardowym Photo-CD mieszczą się zaledwie 72 zdjęcia, aczkolwiek zapamiętane z imponującą rozdzielczością 2000 dpi, 3072 x 2048 pikseli.

Niewątpliwie laserowe encyklopedie mogą zmieścić się na jednym optokrążku. W innym przypadku musielibyśmy bawić się w CD – dyskdżokeja, co jest równie zabawne, jak odsyłacz w konwencjonalnej encyklopedii z hasła na literę A do ostatniego tomu, który może zostanie wydrukowany za trzy lata.

Nadmieńmy jeszcze dla porządku, że popularne w urządzeniach audio automatyczne zmieniacze płyt w obszarze komputerowym są rzadkimi gadżetami, a producent oprogramowania nie może zakładać, iż użytkownik zechce zaopatrzyć się w taką przystawkę. To już prędzej można "zrzucić" kilka CD-ROM na kilkugigabajtowego "twardziela". Jasne, że ratunkiem byłoby tu zastosowanie nowych rozwiązań DVD, bo te dają nawet do 17 GB pojemności, ale ten przełom dopiero jest przed nami. Przyjrzyjmy się zatem, co kryją w swych trzewiach optyczne encyklopedie.

Zacznijmy od najbardziej renomowanego wydawnictwa encyklopdycznego na świecie, jakim jest Encyclopaedia Brittanica, założonego w 1768 roku przez szacowne Society of Gentleman of Scotland. Współczesna wersja tego dzieła (CD97) to ponad 40 milionów słów wzbogaconych o 4000 ilustracji. Całość składa się z dwóch części: Micropaedia to 65 000 krótszych haseł, natomiast Macropaedia zawiera kilkaset bardzo obszernych tekstów przekrojowych. Cena na światowym rynku: ok. 900 dolarów. Swoim klientom wydawnictwo oferuje także dostęp do zasobów internetowych (50 dolarów rocznie). Oprócz tego możliwe jest skorzystanie na próbę z opcji wolnego dostępu (free trial) w wybranym okresie jednego tygodnia (http://www.eb.com ).

Z kolei Infopedia firmy Softkey to ok. 250 000 haseł, 7000 ilustracji, 450 minut dźwięku oraz 150 minut animacji i filmu. Warto tu nadmienić, że między poszczególnymi wersjami tego produktu wydawanymi w USA i Wielkiej Brytanii występują dość istotne różnice w doborze źródeł (29 tomów Funk & Wagnalls, względnie 12 wolumenów Hutchison New Century Encyclopaedia). Tu cena zestawu jest bardziej przystępna: ok. 50 dolarów. Na informatycznym rynku bez trudu znajdziemy także pakiety, takie jak: Encarta 97 (Microsoft), Grolier Multimedia Encyclopedia 1997 (Grolier Interactive) czy Compton's Interactive Encyclopaedia 1997 (Compton's New Media).


TOP 200