Spory o przyszłość sieci

Wiele prawd o mediach społecznych

Jeszcze długo będzie trwał spór o to, czy demokratyzacja Internetu to rzeczywiście raj dla twórczych (nieraz destrukcyjnych) anarchistów, czy przestrzeń, która będzie coraz bardziej zdominowana przez wielkich graczy. Najtrafniejsza odpowiedź wydaje się brzmieć tak: w tej przestrzeni będzie miejsce dla wszystkich. Oczywiście, buszować w niej będą wielcy gracze, korporacje (multi)medialne - nie może być inaczej, skoro ta przestrzeń jest zaludniona przez ponad miliard potencjalnych konsumentów. Będzie w niej też jednak miejsce dla aktywnych, twórczych, niezależnych jednostek i grup. A że ta wolność niesie chaos, polisemię, skrajną pluralizację, to nic nowego.

Trudno zatem zaakceptować jednostronną krytykę mediów społecznych. Dziś wiedząc więcej o tym fenomenie, nie można już być tak pewnym wszystkich argumentów krytycznych. Prawda jest bardziej złożona - niemal każdy sąd o uspołecznionym Internecie jest prawdziwy. Im więcej uczestników, tym większa zbiorowa mądrość, ale też większa szansa na kolektywną ignorancję.

Krótko mówiąc, Internet jest jednocześnie dobroczynny i złowrogi. Amplituda dobroczynności i wrogości jest tym bardziej falista, im większy system techniczny i ryzyko, jakie ze sobą niesie. Internet jest największym artefaktem stworzonym kiedykolwiek przez człowieka. Złowrogie jest niszczenie wszystkich tabu i włączanie wielu dyskursów niszowych do głównego nurtu antykultury. Podrzynanie gardła skazańcowi w pomarańczowym uniformie przez katów z Al Kaidy to także produkt Web 2.0. Z drugiej wszakże strony, dobroczynne jest umieszczenie w tym nurcie dyskursów, które są wypychane z głównego nurtu. Na przykład żałoba i cierpienie, niesienie ulgi, pociechy i wsparcia ludziom cierpiącym po stracie najbliższych. Kultura popularna tego nie lubi, bo ona ma własne tabu, a poza tym to się źle sprzedaje w porównaniu do kultu młodości, radości konsumpcji, uciech ciała, hedonizmu. Ale przecież cierpienie jest przyrodzoną cechą kondycji ludzkiej.

Jak zatrzymać Internet?

W sporze o przyszłość Internetu, jaki dziś znamy, warto zwrócić uwagę na głos wybitnego jego znawcy Jonathana L. Zittraina - profesora w Centrum Berkmana w Harvard School of Law, jednej z czołowych instytucji na świecie zajmujących się prawem Internetu, a także w Oxford Internet Institute. Jego najnowsza książka "Przyszłość Internetu i jak ją zatrzymać" zasługuje na szerszą dyskusję, ponieważ inicjuje pewien nurt myślenia o Internecie wcześniej nieobecny, a Polsce w ogóle jeszcze nieobecny.

Zittrain pisze o istotnym dla przyszłości cywilizacji i kultury dylemacie. Po jednej stronie lokuje się pytanie, czy Internet ma być nadal żywiołowy i otwarty, mówiąc językiem Niklasa Luhmana - "autopojetyczny", czyli samotwórczy i samoregulacyjny, a dzięki temu innowacyjny i kreatywny, ale nieprzewidywalny, nieokiełznany jak "Dziki Zachód". W języku angielskim takie cechy określa się słowem tinkered. Autor posługuje się zbiorczym określeniem "generatywność", które oznacza zdolność technologii do wywoływania zmiany nieprzewidzianej, powodowanej przez liczne, zróżnicowane i nieskoordynowane publiczności. Chodzi o zjawiska, które teoretycy złożoności nazywają emergentnymi i których nie da się opisać na poziomie znanego języka i skodyfikowanej wcześniej wiedzy. To, co w Internecie chaotyczne, rozwichrzone, niosące komplikacje, jest rekompensowane twórczością, owocuje innowacjami, rodzi przełomowe technologie (disruptive technologies) dzięki uczestnictwu zwirtualizowanych mas - milionów kreatywnych netterów. Odwoływanie się do ich twórczości ma już swoją nazwę: crowdsourcing.

Po drugiej stronie lokuje się pokusa, aby Internet utemperować. Choć wynikają z tego wymierne straty z powodu zredukowanej twórczości, to jak twierdzą niektórzy, zyski z tytułu większego bezpieczeństwa okażą się większe: Internet stanie się bardziej zamknięty, "sterylny", stabilny, przewidywalny, mniej twórczy, słowem: niegeneratywny. Ulubione przez Zittraina słowo tethered (na uwięzi) ma charakteryzować te cechy przyszłego Internetu, który będzie rutynowy dzięki samej technologii, a ta sprawia, że wszelkie urządzenia sieciowe, z komputerem i telefonem komórkowym (różnica między nimi już się zatraca) na czele, są coraz bardziej bezpieczne, user friendly. Obydwa te urządzenia są coraz bardziej pre-programmed, co ma ograniczać swobodę hakerów i wszelkiej maści szkodników w eksperymentowaniu z tymi urządzeniami, przełamywaniu zamkniętych kodów źródłowych.


TOP 200