Społeczności terytorialne i sieci

Internet jest drogą dojścia od globalności i lokalnych społeczności do glokalności. Do końca jednak nie wiadomo, jaki charakter będą miały społeczności sieciowe.

Internet jest drogą dojścia od globalności i lokalnych społeczności do glokalności. Do końca jednak nie wiadomo, jaki charakter będą miały społeczności sieciowe.

W badaniach nad Internetem formułowano dotychczas trzy główne i sprzeczne ze sobą hipotezy:

  • Internet jest i pozostanie jedynie środkiem komunikacji innym niż poprzednie, ale jednak medium.

  • Przez Internet inicjowane będą nawiązywanie więzi i organizowanie wspólnot, które z czasem przenosić się będą do świata rzeczywistego, bowiem tylko tam mogą przetrwać.

  • Internet staje się nowym środowiskiem społecznym, w którym funkcjonować będą także nowe wspólnoty inne niż realne.
Kiedy Internet stawał się znaczącym medium, okrzyknięto go medium globalnym. Działo się to w czasie, gdy widziano globalizację jako drugą falę modernizacji, która narzucać będzie wszystkim jeden wzór rozwoju. Jeszcze na początku lat 90. nie brakowało autorów, zdaniem których mieliśmy do czynienia z ciągłością: globalizacja jest po prostu konsekwencją modernizacji, to intensyfikacja stosunków społecznych o światowym zasięgu. Trudno było wtedy mówić o lokalności Internetu, w sytuacji gdy jego użytkownicy żyli w centrach globalnych, a społeczności lokalne w zasadzie nie były doń podłączone.

Rychło jednak ujawniły się procesy, które zmąciły tę pewność. Po okresie fascynacji globalnym zasięgiem informacji coraz więcej ludzi szuka za pośrednictwem Internetu kontaktu z własną lokalnością (jeszcze kilkanaście lat temu 90% zasobów tekstowych było w języku angielskim, dziś nie więcej niż 70% i ta tendencja zniżkowa wydaje się trwała). Niektórzy badacze prognozują, że po fazie uniwersalizacji Internetu dojdzie do jego ulokalnienia i unarodowienia, tak jak się stało np. z chrześcijaństwem, które narodziło się jako uniwersalne, następnie uległo schizmie i podziałom reformacyjnym, by ewoluować w kierunku kościołów narodowych. Choć zapewne tak się jednak raczej nie stanie, bo Internet będzie z pewnością ewoluował ku glokalności.

Za pomocą Internetu można łatwo z jednej lokalności wpaść w drugą bez konieczności stykania się po drodze z różnorodnością, wielością czy odmiennością opinii i tradycji. Internet, będąc oknem na "e-swiat", może równie dobrze posłużyć jako platforma budowania mikroświatów społecznych.

Wirtualnie czy realnie

Amerykański cybersocjolog Robert Bradley Hamman twierdzi (na podstawie własnych badań), że kiedy pojawiło się to medium, zachłyśnięto się jego możliwościami nawiązywania kontaktów w skali globalnej. Za jego pośrednictwem można się kontaktować z całym światem, ale ludzie potrzebują kontaktów przede wszystkim z najbliższym otoczeniem. Większość osób korzystających z Internetu posługuje się nim do utrzymywania relacji na poziomie lokalnym. Internet nie zastępuje innych form komunikacji międzyludzkiej; staje się po prostu ich uzupełnieniem. Wynika stąd konkluzja, że wirtualne życie nie jest oddzielone od rzeczywistego, stanowi jego część. Wszystko razem składa się na naszą aktywność.

Autor kwestionuje samą kategorię wspólnot wirtualnych, uznaną w socjologii Internetu, proponując inną - cyfrowe społeczności sieciowe, które pod względem swej istoty są taką samą formą kontaktów między ludźmi jak kontakty twarzą w twarz. Nie można tu mówić o żadnej wirtualności. Na końcówkach kabli, którymi jesteśmy podłączeni do sieci, są tacy sami ludzie jak my, z problemami podobnymi do naszych. Nie jest to zatem nowe jakościowo społeczeństwo internetowe, a po prostu Internet jako jeszcze jedno medium funkcjonujące w społeczeństwie. Można więc pokusić się o stwierdzenie, że globalny Internet żyje przede wszystkim lokalnie.

Miast o globalnej wiosce należałoby mówić o federacji "wiosek na globie". Podobnie twierdzi Barry Wellman. Jego zdaniem, Internet nie jest światem samoreferencyjnym, odnoszącym się tylko do siebie, lecz częścią realnego świata. W pracy "Sąsiedztwo w mieście sieciowym" Barry Wellman i Keith Hamptom (http://www.blackwellpublishing.com/content/BPL-images/Journal-Samples ) twierdzą, że Internet nie tylko nie osłabia wspólnot terytorialnych, nie transformuje ich jakościowo, lecz raczej rozszerza kręgi sąsiedzkie, choć zarazem rozluźnia więzi. Czyni je bardziej funkcjonalnymi, mobilizując ludzi do debat o sprawach lokalnych. Należy tu jednak dodać, że obserwacja ta dotyczy obszaru Toronto, który jest zespołem metropolitarnym, mocno nasyconym w technologie informacyjne i nie musi się odnosić do małych miast czy obszarów wiejskich.

Pewne zjawiska na polskim podwórku (metropolia warszawska) potwierdzają diagnozy Wellmana. Na przykład fora internetowe, na których wchodzą w relacje ludzie, mający wspólnie zamieszkać na ogrodzonym osiedlu, które jest jeszcze w budowie. Można domniemywać, że ich celem jest stworzenie wirtualnej społeczności sąsiedzkiej zanim ona powstanie w "realu". Zapewne chodzi przede wszystkim o zaspokojenie ciekawości, z jakimi sąsiadami będzie się mieć do czynienia i czy jest szansa na dobre sąsiedztwo. Są tym zainteresowani ludzie, którym na tym zależy; prawdopodobnie nie ci, którzy poszukują jedynie bezpiecznego miejsca zamieszkania, ale nie przepadają za silniejszymi więziami sąsiedzkimi. Ciekawe, czy ta społeczność wirtualna przetrwa, gdy osiedle zostanie zamieszkane, czy i w jakim stopniu przeniesie się do realnej rzeczywistości społecznej. Będzie chyba tak jak w zespole Toronto, gdzie ludzie utrzymują i rozszerzają kontakty społeczne przez Internet nie tyle w celu zacieśniania więzi, co wymiany użytecznych informacji, podejmowania jakichś istotnych dla nich działań itp.

Nieco inną rolę odgrywa Internet w suburbiach metropolii krajów słabiej rozwiniętych. Badania w New Delhi (http://doors8delhi.doorsofperception.com ) pokazują, że sieci lokalne pozwalają uniknąć degradacji skupisk podmiejskich - syndromu kalkutyzacji. Suburbia New Delhi, które magistraccy biurokraci i urbaniści przestrzenni uważali do niedawna za nierozwiązywalny problem stolicy Indii, nabierają dynamiki dzięki samoorganizacji ludzi wspartych Internetem. "Walizkowi przedsiębiorcy" i uliczne "złote rączki" tworzą swe biedabiznesy, często nierejestrowane, montują komputerowe zestawy sieciowe ze starych części i odpadów, budując w ten sposób miękką infrastrukturę przedmieścia. Organizują się w sieć, która aktywizuje życie ekonomiczne i społeczne, budując pulsującą, trochę chaotyczną lokalność, podczas gdy antyseptyczne centrum miasta jest po godzinach pracy puste i jałowe. Jest to życie w niszy, poza przestrzenią korporacji, czas płynie tam wolniej, ale ludzie odnajdują się w aktywności, nie czekając biernie na to, że ktoś odmieni ich egzystencję.

Indywidualizm sieciowy

Główny spór wokół sieci w Internecie dotyczy więc ich wpływu na organizację społeczeństwa. Jednym z istotnych celów social network analysis powinna być odpowiedź na pytanie, czy mamy do czynienia z przejściem od wyodrębnionych, ograniczonych ilościowo, opartych na przynależności grup terytorialnych do luźnych i rozległych sieci (do których przynależność jest kwestią wyboru), czy też z przenoszeniem silnych więzi grupowych do sieci. Badania prowadzone na Zachodzie dostarczają więcej argumentów na rzecz pierwszej opcji, choć nie brak autorów, którzy opowiadają się za drugą. Należy do nich Michel Maffesoli z jego konceptem "nowych plemion". Często takie plemiona uciekają się do technik informacyjnych, stają się plemionami sieciowymi, wspólnotami wirtualnymi. Technika pozwala emigrować do innego "świata", świata równoległego.

Spory w raczkującej socjologii Internetu toczą się wokół kanonicznych dla tej dyscypliny kategorii "wspólnota" i "zrzeszenie". Czy te dwa typy idealne wystarczą w epoce sieci do wyjaśnienia nowych form organizacji społeczeństwa, skoncentrowanej wokół jednostki, czyli indywidualizmu sieciowego, który staje się dominującym wzorcem relacji społecznych? Badania nad sieciami powinny odpowiedzieć na pytanie, ile mamy w sieci ujednostkowionej wspólnoty, a ile uspołecznionej jednostki.

W kwestii relacji społecznych istotne jest to, czy mają one bardziej sieciowe czy grupowe właściwości, tj. mniejszą gęstość lokalną niż sieci poza Internetem, czy słabe relacje tworzą struktury mniej zintegrowane z sieciami mocnych relacji. Są empiryczne podstawy do podtrzymania tezy o przechodzeniu od relacji grupowych do sieciowych jako dominującym wzorcu organizacji społecznej.

Ale w sieci mogą powstawać społeczności, w których relacje wcale nie muszą być słabe. Społeczności bliskie takim charakterystykom odpowiadającym temu, co Michel Maffesoli nazywa "nowoplemieniem". Może to mieć miejsce wtedy, gdy grupa o silnych więziach emigruje do Internetu. W tym przypadku mogą to być mniejszości (np. Turcy w gettach Berlina, którzy jako grupa o silnych relacjach przenoszą je do Internetu, kontaktując się tylko ze sobą i rodzinami w Turcji). Może się też taka grupa zawiązać w Internecie. Ten drugi przypadek to np. społeczności gier sieciowych, które mają charakter silnie wyodrębnionych grup o wyraźnej hierarchii (gildie) i silnej pozycji lidera (admina), głównego konektora, gwiazdy socjometrycznej w takiej społeczności. Można w odniesieniu do takiej społeczności mówić o strukturze, a może nawet przymusie strukturalnym (groźba wydalenia z grupy). Dla takich grup Internet jest nie tyle medium komunikacji, ile nowym środowiskiem społecznym, w którym znajduje ujście coraz więcej energii ludzkiej.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200