Smutne sympozjum

Konferencje naukowe organizuje się na całym świecie. Najczęściej po to, aby rozwiązać jakieś problemy lub się do tych rozwiązań trochę zbliżyć. W celu wymiany ofert, organizuje się tzw. targi. Okazało się, że może również istnieć forma pośrednia: sympozjum, czyli targi intelektualne. Brain drain? - mogliby pomyśleć złośliwi.

Konferencje naukowe organizuje się na całym świecie. Najczęściej po to, aby rozwiązać jakieś problemy lub się do tych rozwiązań trochę zbliżyć. W celu wymiany ofert, organizuje się tzw. targi. Okazało się, że może również istnieć forma pośrednia: sympozjum, czyli targi intelektualne. Brain drain? - mogliby pomyśleć złośliwi.

Od 12 do 14 października trwało, trzecie już z kolei, Międzynarodowe Sympozjum Krajów Środkowoeuropejskich poświęcone technologii i inżynierii półprzewodników. Sympozjum zorganizowało warszawskie środowisko specjalistów z Instytutu Technologii Półprzewodnikowej, Politechniki Warszawskiej i Warszawskiego oddziału firmy Hi-Tech Co. Ltd. W zjeździe wzięło udział ok. 350 uczestników, w tym, m.in. ok. 40 osób z europejskiej części byłego ZSRR i 15 osób z USA. Dosyć dużą grupę stanowili również Niemcy. "Celem sympozjum było nie tyle rozwiązanie konkretnych problemów, ile raczej ściągnięcie na nie osób, mających znaczący wpływ na sterowanie zachodnim przemysłem mikroelektronicznym." - stwierdził na konferencji prasowej jeden z organizatorów sympozjum.

Pierwsza refleksja, jaka się nasuwa, jest raczej niewesoła: oto następna grupa polskich inżynierów i naukowców, posiadających unikalne, cenione w świecie umiejętności, szykuje się właśnie do "odlotu" do ciepłych krajów.

Wszyscy ci, którzy wyjadą (pomijam tu kilku profesorów, którzy z pewnością zostaną zaproszeni do przeprowadzenia cyklu wykładów), mogą natknąć się na pewne trudności. Ogólnoświatowa recesja i konkurencja krajów Dalekiego Wschodu spowodowały już konkretne posunięcia mikroelektronicznych gigantów: Philips wycofał się niemal zupełnie z produkcji układów scalonych, zwalniając kilkanaście tysięcy pracowników. Siemens i Thomson łączą właśnie swoje wysiłki w celu przetrwania recesji i wspólnej obrony przed dalekowschodnią konkurencją. Przykład NACS (National Advisory Commitee on Semiconductors), organizacji powołanej w USA do ochrony rodzimego przemysłu mikroelektronicznego i rozwiązanej z powodu nieefektywności działania po 2 latach, pokazuje, że te wysiłki mogą pozostać bezowocne. W krajach demokratycznych o wszystkim decyduje rynek.

A w Polsce..., coraz wyraźniej widać, że na zachodnie inwestycje liczyć nie można. Żadnego z krajów postkomunistycznych nie stać na produkcję chipów w technologii VLSI. Jedna linia technologiczna to koszty rzędu 800 mln do 1 mld USD. Perspektywy rozwojowe - żadne (płace lepiej pominąć milczeniem). Z kolei, nie każdy inżynier czy naukowiec lubi używać łóżka do handlu ulicznego. Część (mam nadzieję, że większa), woli po prostu na nim spać, a na życie zarabiać w inny sposób. Podobno są nawet tacy, którzy lubią uprawiać zawód wyuczony! Cóż z tego, że niekoniecznie w Polsce - tutaj po prostu nie mają szans. Nie rozdzierajmy zatem szat, biadając nad kondycją polskiego inżyniera (w przerwach pomiędzy czystkami w kolejnym ministerstwie). Pozwólmy mu żyć w taki sposób, na jaki ma ochotę. Nawet, gdy wypadnie to poza naszymi granicami.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200