Smog informacyjny

Czy student wie, czego nie wie?

Jeszcze zanim książka Shenka (Data Smog, HarperCollins, New York: 1997) trafiła do moich rąk, z licznymi efektami informacyjnego przeciążenia spotykałem się w mej codziennej edukacyjnej praktyce. Spostrzegłem już dawno, że moi studenci - przedstawiciele pokolenia żyjącego w bliskiej symbiozie z komputerami - nie starają się nigdy niczego zapamiętać, wiedząc, że przecież informacja jest łatwo dostępna na każde życzenie. Problem w tym, że kiedy wyruszają wreszcie na jej poszukiwanie, nie wiedzą czego szukać. Nie wiedzą, po prostu, czego nie wiedzą. W efekcie zadowala ich każde niemal źródło informacji, byle w przybliżeniu dotyczyło tematu, o którym właśnie piszą pracę domową. Techniczna łatwość dotarcia do informacji w ilościach znacznie przekraczających możliwość świadomej selekcji doprowadziła już właściwie do całkowitej zmiany profesjonalnej filozofii w takich zawodach, jak akademicki bibliotekarz, a w przyszłości zapewne zmieni radykalnie całe podejście do edukacji.

Bibliotekarz, który był zawsze osobą ułatwiającą dostęp do informacji, dziś w coraz większym stopniu staje się kimś, kto w pewnym sensie go utrudnia. Konieczność starannej selekcji i ewaluacji jest w końcu nie byle jakim utrudnieniem dla zestresowanego studenta, który musi na jutro napisać ośmiostronicowy esej na temat np. feministycznej krytyki dramatów Szekspira czy akcji afirmacyjnej w szkolnictwie wyższym...

Studenci są w końcu przyszłą intelektualną elitą i w ciągu kilku lat swych studiów mają zdawałoby się dość czasu, by przygotować się do stawienia czoła powodzi informacji. Sztuka ta jest jednak trudna i nie słyszałem jeszcze o żadnej wyższej uczelni, która reklamowałaby swe usługi w zakresie utrudniania dostępu do informacji. Jest to umiejętność, którą każdy właściwie musi nabyć samodzielnie po to, by jako tako sprawnie funkcjonować we współczesnym świecie. Jak bowiem zauważa Shenk, przeciętny urzędnik spędza dziś ok. 60% czasu, wertując dokumenty, czyli przetwarzając informacje. W Stanach Zjednoczonych konsumpcja papieru na osobę potroiła się między rokiem 1940 a 1980 (od ok. 100 do 300 kg), a następnie ponownie potroiła w ciągu następnych dziesięciu lat (do ok. 900 kg). W latach 80. wzrost liczby przesyłek pocztowych przekraczał w USA trzynastokrotnie wzrost ludności - typowy menedżer musi czytać ok. 1 miliona słów tygodniowo.

Pochwała zdrowego rozsądku

Choć konstruktywne propozycje sposobów zapobieżenia negatywnym skutkom informacyjnego potopu nie wydały mi się mocną stroną książki Shenka (jako zdeklarowany lewicowiec skłania się ku ustawodawczej interwencji państwa), sama diagnoza była trafna i byłem przekonany, że Smog Informacyjny wywoła publiczną debatę. I rzeczywiście wywołał. Kiedy ostatnio zajrzałem do Lexis-Nexis, "data smog" wraz z nazwiskiem Shenka wzmiankowane były w 195 dokumentach. Mógłbym je od biedy wszystkie przeczytać, gdybym się przez najbliższy tydzień nie zajmował czym innym. Nie wszystkie jednak artykuły, dotyczące "informacyjnego przeładowania", zawierają odniesienie do jego książki. Szukając wzmianek na temat information overload, znajduję ich 1423 w samym tylko roku 1997... Jeszcze żywsza debata, dotycząca zalewu informacji, toczy się w Internecie. Mój ulubiony search engine AltaVista identyfikuje w ciągu kilku sekund 16 777 stron internetowych, zawierających ten termin, natomiast książka Shenka wspomniana jest na 711 stronach. Może warto by napisać nową książkę o jego książce?

W najbliższym czasie z pewnością nie podejmę tego projektu ze względu na nawał innych informacji, które muszę przetworzyć. Tymczasem problem stanie się tym bardziej palący, tak że nie sądzę, aby kiedykolwiek było za późno. Poza pisaniem mam także obowiązki wobec moich studentów, którzy też są ofiarami "informacyjnego przeładowania." Postanowiłem więc dokonać szybkiej inspekcji i obejść wszystkie 40 komputerów rozsianych po czterech piętrach biblioteki, by sprawdzić, jak radzą sobie studenci Skidmore College z nawałą elektronicznej informacji. W sumie siedziało ich przed monitorami może z piętnastu - siedmiu zaabsorbowanych było najwyraźniej pisaniem elektronicznych listów do przyjaciół, czterech czy pięciu pisało jakieś eseje - chyba "z głowy", bo nie dostrzegłem przy nich żadnych notatek czy materiałów źródłowych - dwóch grało w gry komputerowe, a jeden oglądał w Internecie pornografię. Zupełnie mnie to uspokoiło. Jak na razie im chyba nie grozi informacyjne przeładowanie.


TOP 200