Skąd brać ''symbolicznych analityków''

Jak uczyć, by nauczyć?

Czyżby więc technologii informatycznej nie dawało się uczyć w amerykańskiej szkole? Można, i to zupełnie dobrze. Właśnie ów zdecentralizowany i autonomiczny charakter amerykańskich szkół sprawia, że niektóre z nich, które postawią sobie taki cel, mogą osiągnąć wysoki poziom specjalizacji i znakomite wyniki. W jednym z kwietniowych numerów PC Week Aileen Crowley pisze np. o jednej szczególnej szkole średniej w Wirginii - Chantilly Academy for Engineering and Scientific Technology - w której kształci się kilka setek uczniów dwóch ostatnich klas licealnych. Szkoła ta, będąca jedną z eksperymentalnych instytucji zwanych tu "szkołami magnesami", szkoli uczniów z 24 pobliskich szkół i ma własny, rygorystyczny program nauczania technicznego, który zajmuje im dziennie 2-3 godz. poza regularnym szkolnym programem. Instruktorami są specjaliści z firm komputerowych, zaś studenci, po odbyciu treningu i przejściu testów, uzyskać mogą formalne zaświadczenia (certyfikaty) cenione na komputerowym rynku pracy.

Chantilly Academy z trudem może służyć jednak za wzór dla typowej szkoły średniej. Jest to instytucja wysoce selektywna, a zatem siłą rzeczy elitarna, jej nauczyciele wywodzą się w dużej mierze z przemysłu, a nie z systemu oświatowego, i stąd też pochodzi spora część finansów. I tak też wyglądać będzie przyszłe kształcenie specjalistów od technologii informatycznej, twierdzi Bachler w swym artykule w Workforce. Przemysł, który potrzebuje specjalistów, sam musi zająć się ich przygotowaniem, nie czekając, aż uczyni to system oświatowy.

Jako przykład wzorcowego programu partnerskiego łączącego przemysł z oświatą, przedstawia Bachler inicjatywę zwaną Microsoft 2000, podjętą przez firmę słynnego Billa Gatesa. W ramach tego programu Microsoft wyprodukował serię edukacyjnych i rekrutacyjnych taśm wideo; ustanowił swój standard zawodowych kwalifikacji i program zwany Microsoft Authorized Academic Training Program (AATP), którego ukończenie zapewnia profesjonalny certyfikat; kształci instruktorów uczących w tym programie; pomaga finansowo w organizacji ośrodków szkoleniowych, a nawet złożył dotację w wysokości 350 000 USD dla dobroczynnej organizacji Green Thumb Inc., zajmującej się pomocą ludziom bezrobotnym, starszym lub niepełnosprawnym. Za te pieniądze Green Thumb ma zorganizować system ich szkolenia w dziedzinie informatyki.

Wszystkie te wysiłki i starania mogą okazać się niewystarczające, by w porę zasilić amerykańską gospodarkę w dostateczną liczbę "symbolicznych analityków". O tym, jak poważna jest sytuacja może świadczyć fakt, że w kongresie amerykańskim zaczęto poważnie zastanawiać się czy nie zliberalizować przepisów imigracyjnych dla specjalistów komputerowych z innych krajów świata. Lecz problem ze specjalistami jest taki, że w odróżnieniu od niewykwalifikowanej siły roboczej z krajów południowych, nie zdradzają oni gotowości do przeskakiwania przez graniczne płoty, przepływania przez wzburzone rzeki i przedzierania się przez rozpalone pustynie tylko po to, by znaleźć w Ameryce jakąś nielegalną, nisko płatną pracę...


TOP 200