Sieciowe podziemie

Jest to oczywiście wielkie uproszczenie, w "wyścigu zbrojeń" bowiem między phreakami a kompaniami telefonicznymi te ostatnie starały się coraz bardziej komplikować system kontroli, wprowadzając nowe częstotliwości, regulując precyzyjnie czas trwania sygnału i kodując go na różne sposoby. W zasadzie jednak rozszyfrowanie ich wymaga tylko "dobrego słuchu" (inną znaną postacią w świecie phreaków był pewien niewidomy haker, który rzeczywiście potrafił rozpoznawać sygnały "na ucho") i pewnej cierpliwości. Gdy sprawy stały się nieco bardziej skomplikowane, "Captain Crunch" - mający za sobą służbę w siłach powietrznych, w trakcie której obsługiwał skomplikowane systemy radarowe i posiadł znaczną wiedzę elektroniczną - zbudował niewielkie elektroniczne urządzenie zwane "niebieską skrzynką" (blue box), automatycznie wykonujące szyfrowanie. Zabawy miał Draper co niemiara, szczególnie od chwili, gdy nauczył się "przebijać" przez sygnał "zajęty" i podsłuchiwać cudze rozmowy. Wieść głosi, że zaniechał tego procederu, kiedy usłyszał, jak jego narzeczona flirtowała przez telefon z innym mężczyzną...

Kiedy, po pełnych podziwu artykułach prasowych, sława Johna Drapera zaczęła zataczać szersze kręgi, dwóch młodych żądnych wiedzy hakerów z południowej Kalifornii zwróciło się do niego z prośbą o "korepetycje". Ich nazwiska brzmiały - Steven Wozniak i Stephen Jobs. Współpraca Drapera z tą parą zaowocowała półseryjną produkcją "niebieskich skrzynek", wnet jednak zaniechaną wskutek aresztowania Captaina Cruncha pod zarzutem "wyłudzenia darmowych usług". Wozniak i Jobs uniknęli aresztowania, ale zamiast dalej produkować nielegalne urządzenia, postanowili zmajstrować (w garażu rodziców Jobsa) coś bardziej skomplikowanego - osobisty komputer, który nazwali "Apple". Reszta, jak mówią, jest historią...

Szczęście pechowca

Z internetowej strony (http://www.webcrunchers.com/crunch) Johna Drapera patrzy na mnie 54-letni pan w okularach i z siwiejącą brodą. Trudno byłoby rozpoznać długowłosego młodzieńca z wąsami, pozującego do zdjęcia z telefoniczną słuchawką w ręku, którego wizerunek zdobi hakerski panteon (http://discovery.com/area/technology/hackers/crunch.html). Obok niego widnieją nazwiska innych "apostołów" - wśród nich Richard Stallman, Mark Abene, Robert Morris, Kevin Poulsen i, oczywiście, Kevin Mitnick. "Capt'n Crunch" wspomina dziś swe pionierskie lata z nostalgią. "Była to po prostu niewinna ciekawość" - oświadcza dziennikarzowi. "Naszym celem nie był sabotaż systemu Bell Telephone, tylko jego eksploracja".

W 1976 roku za te "eksploracje" Draper odsiedział w kalifornijskim więzieniu w Lompoc czteromiesięczny wyrok. Jego współpraca z Wozniakiem i Jobsem przez pewien czas była bardzo owocna. Był autorem pierwszego programu redakcyjnego, EasyWriter, który mógł być uruchomiony zarówno na komputerach Apple II ,jak i IBM PC. W odróżnieniu od swych dwóch przyjaciół - nie został jednak nigdy milionerem i dziś mieszka w małym apartamencie na przedmieściach San Francisco, zarabiając dorywczo projektowaniem stron internetowych. A Kevin Mitnick? Jakiego może oczekiwać wyroku? Jeśli ufać precedensom, to szukać ich należy nie w historii Drapera, lecz innego hakera nazwiskiem Kevin Lee Poulsen, który w 1995 r. został skazany na 51 miesięcy więzienia za podobne czyny.

Czym zasłużył sobie Poulsen na tak wysoki wyrok? Między innymi tym, że w 1991 r., ukrywając się przed policją, wygrał w konkursie ogłoszonym przez stację radiową w Los Angeles sportowy samochód marki Porsche. Konkurs polegał na tym, że pewnego oznaczonego dnia stacja KIIS-FM 102 miała wyemitować w określonej sekwencji trzy wcześniej zapowiedziane popularne piosenki, po czym zacząć liczyć telefony od słuchaczy. Autor sto drugiego telefonu wygrywał porsche'a. Jednego z pięciu, gdyż na nagrody KIIS-FM 102 przeznaczyła 400 000 USD. Cóż zdrożnego w tym, że Poulsen wygrał dwa? W końcu nawet pechowiec może czasem mieć szczęście. Rzecz w tym, że Poulsen nie należy do ludzi, którzy zawierzają ślepemu losowi. W dniu konkursu kontrolował on ze swej kryjówki wszystkie numery telefonów radiostacji (a było ich zdaje się osiem) i kierował rozmowy słuchaczy do swej "centrali". Sam siedział i liczył. Po siedemdziesiątym piątym telefonie, wszystkie numery zaczęły nagle nieprzerwanie nadawać sygnał "zajęty" - z wyjątkiem jednego, z którego Poulsen ze swym wspólnikiem cierpliwie dzwonili aż doliczyli do 102...

Krzysztof Szymborski jest wykładowcą historii nauki i technik informacyjnych w Skidmore College w Saratoga w stanie Nowy Jork.


TOP 200