Serwery: co zmieniła wirtualizacja?

Żegnaj stary, dobry serwerze

Wirtualna maszyna może żyć wiecznie, a naturalna kolej rzeczy może się jej nie imać. Za to fizyczny serwer z naturalnego porządku - "co się zaczęło kręcić, musi się zatrzymać" - nie jest w stanie się wyłamać.

Jednak nie wszystkie serwery fizyczne są uszyte z tego samego materiału. Co jakiś czas natykamy się na serwer, który już dawno przekroczył spodziewany czas życia i ciągle zapewnia krytyczne usługi - dzień po dniu.

Zobacz również:

  • Wielka inwestycja Atmana w przetwarzanie danych
  • AI ma duży apetyt na prąd. Google znalazł na to sposób
  • OpenAI rozważa stworzenie własnych układów scalonych AI

Żeby opowiedzieć o takim właśnie serwerze, muszę się cofnąć do roku 2005. Byłem wtedy pod wrażeniem nowego HP DL585. Ten sprzęt był zwiastunem rzeczy, które miały nastąpić - z Opteronami, 64-bitowymi procesorami architektury x86, które sporo wyprzedzały to, co w tym czasie robił Intel (zajęty topieniem miliardów dolarów w Itanium). Serwer mógł być wyposażony w cztery takie Opterony i maksymalnie 64 GB RAM-u PC2700, pracującego z szybkością 266 MHz. Do tego z przodu cztery 3,5-calowe dyski Ultra320 hot-swap, a z tyłu dwie gigabitowe karty sieciowe - w sumie w tamtym czasie jeden z najpotężniejszych serwerów x86_64 na Ziemi.

Powodem, dla którego tak dokładnie opisuję ten konkretnie serwer, jest fakt, że niedawno odesłałem właśnie taki sprzęt na emeryturę, po siedmiu latach jego ciągłej pracy. Ten serwer reprezentował zupełnie inne podejście do IT w czasach, gdy nie było jeszcze mody na wymianę co rusz sprzętu na nowy. Pojawił się, gdy kariera Windows Server 2003 dopiero się rozkręcała, a RHEL 3 był nowym graczem na rynku.

Co ważne, ten serwer nie został zastąpiony, dlatego że się zepsuł - wyłączono go, bo już nie był potrzebny. Przez ostatnie pięć lat działała na nim taka czy inna forma hiperwizora, a na niej pół tuzina produkcyjnych VM. Z powodu naszej transformacji serwerów w centrum danych z fizycznych w wirtualne te kilka VM z HP DL585 zostało przeniesionych do nowej farmy, pozostawiając stary serwer w bezczynności. Wcześniej, pomimo że działał z antyczną wersją VMware ESXi, pozbawioną jakiejkolwiek obsługi klastrów i trybu failover, zapewniał stabilne jak skała usługi. Przez ten cały czas jedyną awarią, jakiej doświadczył była niesprawna bateria CMOS-u.

Ten dzień w centrum danych budził we mnie mieszane uczucia. Nieopodal szafa pełna nowych serwerów 1U zajętych pracą. Każdy z procesorami Sandy Bridge, 128 GB RAM-u i interfejsami 10G, obsługiwał miriady zadań, dostarczanych przez świeżą implementację VMware vSphere. W każdym aspekcie dinozaur nie mógł się mierzyć z nowymi serwerami. Polecenie zostało wydane i stary serwer zaczął wykonywać ostatnie swoje zadanie - przeniesienie wirtualnych maszyn do nowej farmy. Po jego wykonaniu, po raz pierwszy w swojej karierze stał bezczynny.

Zamiast natychmiast odłączyć od niego zasilanie, łagodnie go wyłączono i pozostawiono w szafie. Kiedy dyski zwalniały obroty a diody migały po raz ostatni, pobór prądu na PDU z tyłu szafy spadł o 10 A. Trzeba przyznać, że DL585 G1 był żarłoczną bestią.

Jego iLO jest ciągle połączone z siecią - na wypadek, gdyby trzeba go było włączyć do procedury testowej (mało prawdopodobny scenariusz). Można nadal zalogować się do tego iLO, i zobaczyć, że serwer jest gotowy do działania, potrzebuje tylko zadań do wykonania. Szkoda, że to się nie zdarzy. Jego jedynym zajęciem w tej chwili jest stabilizacja dołu szafy i oczekiwanie, gdy przybędzie coś nowego, co zastąpi go w racku. Wtedy znajdzie się na szrocie, przeznaczony do recyclingu, po rozebraniu na tysiące kawałków. Można będzie mieć tylko nadzieję, że to, co stanowiło o długowieczności i niezawodności tego konkretnego serwera, zostanie przekazane w tych kawałkach nowym komputerom. Gdyby można było hodować komputery jak konie, ten byłby bardzo poszukiwanym ogierem rozpłodowym - jako zdolny zawodnik i udokumentowany zwycięzca.

Autor jest autorem bloga "The Deep End" w serwisie www.infoworld.com.

(oprac. tj)


TOP 200