Serwerownia, kolokacja czy chmura?

Jeżeli wybrana przez nas firma oferuje i zapewnia standardy, które spełniają nasze oczekiwania, to również poziom ciągłości biznesowej usług może wzrosnąć znacząco. Przykładowo, dla naszej infrastruktury dużym osiągnięciem będzie dojście do dwóch naprawdę niezależnych dostawców Internetu, a o trzech nie ma co marzyć. Centrum kolokacyjne ma zazwyczaj kilku ISP. Weźmy zasilanie - my mamy pana Czesia na jedną czwartą etatu, a oni Tier 3 - wypełniony agregatami, UPS-ami i Bóg wie, czym jeszcze.

Prozaiczny, przy tej dostępności wydaje się backup, który możemy rozwiązać na zasadzie tworzenia kopii do siebie - do siedziby firmy. Można też bardziej kompleksowo - z planem Disaster Recovery, opartym o niezależnie działające środowisko w innym ośrodku, oddalonym o kilkaset kilometrów.

Poza oczywistą wygodą dochodzą kwestie materialne. Warto przekalkulować bardzo skrupulatnie, ze wszelkimi szczegółami, stworzenie własnego data center i jego utrzymanie w porównaniu z zdalną lokalizacją. Może się okazać już na tym etapie, że własne lokum nie ma najmniejszego sensu, a internowanie naszych serwerów, wraz z usługami na nich działającymi, okaże się jednak zdecydowanie bardziej opłacalne.

Z czym rozstać się nie można

W ferworze migracji do centrów kolokacyjnych powinniśmy się wystrzegać wynoszenia ze swojej infrastruktury serwerów, których wyprowadzenie może budzić wątpliwości prawne. Nie chodzi bynajmniej o nielegalne oprogramowanie, a o nieco bardziej delikatną materię - serwery przechowujące wrażliwe informacje, takie jak dane osobowe, dane laboratoryjno projektowe, czy systemy mainframe.

Z dane osobowymi sprawa zdaje się oczywista. Brzemię, które odciska GIODO na umysłach specjalistów IT przypomina eksperymenty Ivana Pavlova. Kiedy podczas rozmowy na temat infrastruktury serwerowej, jej bezpieczeństwa, architektury itd. pada sformułowanie "Dane osobowe" wszyscy uczestnicy zamierają w strachu przed konsekwencjami, które te słowa implikują. Dyskusje na temat tego, czy osławione dane osobowe można i powinno się przenosić poza swoją lokalizację, płoną nieprzerwanym ogniem. Wydaje się więc, że warto nie robić "nic". Co prawda w tym wypadku owo "nic" jest bardzo kosztowne i problematyczne, ale zdecydowanie, mniej ryzykowne niż igranie z wielkim, wszechwidzącym okiem GIODO.

Serwerownia, kolokacja czy chmura?

Przeniesienie mainframe’a do serwerowni zdalnej równe jest podpisaniem na siebie wyroku – po pierwsze nikt nie wie, gdzie to się wyłącza, serwis chce miliony, a prezes dostaje zawału widząc wycenę całej operacji.

Dane projektowe, laboratoryjne, itp., warto utrzymać u siebie ze względu na ich, zazwyczaj bardzo dużą wartość. To zazwyczaj one są aktywami naszego przedsiębiorstwa i bywają zdecydowanie więcej warte, niż informacje, ile zarabia prezes i na co idą środki z funduszu socjalnego. Są to zwyczajowo duże wolumeny, zajmujące terabajty na gorących z wysiłku macierzach. Nie tylko wielkość danych jest wyzwaniem, ale również zapewnienie bardzo szybkiego czasu dostępu do nich. Wszystkie te elementy sprawiają, że utrzymywanie tych usług w zdalnej lokalizacji mogłoby nas przyprawić o niepotrzebny ból głowy.

Rozwiązania typu mainframe, które spotykamy w naszych infrastrukturach, to zazwyczaj wielkie czarne klocki utrzymujące w sobie bazy danych. Pożerają tak potworne ilości prądu, że do każdego z nich producent dorzuca gratis małą japońską elektrownię jądrową. Ta po dwóch latach ulega jednak drobnej awarii, zatruwając cała okolicę i jedną czwartą Pacyfiku, a nam pozostawia energetycznego wampira. Przeniesienie czegoś takiego do serwerowni zdalnej równe jest podpisaniem na siebie wyroku - po pierwsze nikt nie wie, gdzie to się wyłącza, serwis chce miliony, a prezes dostaje zawału widząc wycenę całej operacji. Centra kolokacyjne rozliczają również za zużytą energię, a systemy mainframe są równie "eco" jak Bugatti Vayron. Stąd migracja, pomijając koszty dodatkowe, może okazać się spektakularną porażką finansową.


TOP 200