Robocop i inne wymysły

Stanisław Lem zauważa, że wizja androidów wchodzących w stosunki z ludźmi została raczej zmarnowana. Zagubiono bowiem w literackich wizjach świata człekokształtnych maszyn, konkurujących lub zagrażających ludziom, szczególne przypadki graniczne, w których może dochodzić do sytuacji egzystencjalnych, prawdziwie ekstremalnych. Tam, gdzie człowiek zmierza się z maszyną, nie zaś z antropoidalnym tworem, powstają - jak rzecze Lem - "sytuacje dramatów, szczególnie dramatu intelektu ludzkiego".

Niestety zazwyczaj są one zaciemniane literacką anegdotą czy żartem, efektowną pointą. Lem ma na myśli głównie twórczość Isaaca Asimova, któremu zarzuca, iż problemy robotów i ludzi spłyca, bawiąc się zaledwie literacką konwencją, przez co nie dotyka najgłębszych egzystencjalnych zagadnień. Kończy się to zazwyczaj groteską. Pisarz w takim przypadku nie służy w pełni kreowanemu tematowi pełnią swej wiedzy, jaką winien mieć, zauważa Lem. On ją w istocie nawet ukrywa i daje czytelnikowi tylko namiastkę problemu, jego fałszywą wizję. Dodałbym od siebie, że z czymś takim mamy właśnie do czynienia w wielu teoriach sztucznej inteligencji, w wypowiedziach teoretyków i twórców robotyki, którzy nie przedstawiają wszystkich argumentów przeciwko tezie o domniemanej przewadze sprytnych maszyn nad człowiekiem.

Nie można zatem nie przyznać Stanisławowi Lemowi racji w osądzie literatury fantastycznej. Idzie tu głównie o trzy prawa robotyki, które sformułował Asimov. Weszły one do kanonu literatury i stały się przez to tematem dyskusji nad etycznymi aspektami robotyki. Kontrowersyjność takiego postawienia problemu przez Asimova zasługuje na oddzielne potraktowanie, które pozostawię na inną okazję.

Układy z robotami

Nie o literacki wymiar i sens problemu wszakże tutaj idzie, lecz o jego znaczenie dla analizy społecznych relacji z maszynami, w jakie ludzie coraz bardziej wchodzą i będą wchodzić. To nie literacka fantazja winna być przedmiotem analizy i praktycznego ćwiczenia, lecz "wyobraźnia socjologiczna", jaką musi cechować się współczesna analiza techniki, w szczególności robotyki.

Należy porzucić dotychczasowy ton i styl opisu naszych relacji z maszynami, wzorowany na literaturze fantastycznej, w której występują one jako przebiegłe i bezwzględne istoty grożące nam zagładą albo jako dobroduszne stwory. Słowem, jak sugeruje Stanisław Lem w odniesieniu do literatury SF, trzeba wyzbyć się wyobrażenia robotów personifikowanych albo przez doktora Frankensteina, albo przez usłużnych, lecz mało rozgarniętych Murzynów rodem z kart Przeminęło z wiatrem.

Porzucenie zarówno lęku i obsesji, jak i totumfackiego czy lekceważącego stosunku wobec zaawansowanej technologii ucieleśnionej w robotach pozwoli nam lepiej i głębiej zrozumieć jej istotę. Łatwiej będzie nam wtedy poruszać się w świecie technicznych tworów i będziemy mogli efektywniej korzystać z wyników ich pracy.

Jest to w końcu świat naszej cywilizacji, nie zaś przywleczonej na naszą planetę z odległych zakamarków kosmosu. Zamieszkują go coraz bardziej liczne twory doskonale zautomatyzowane, samosterowne i samopowielające się. Nie są to jednak istoty zrodzone w tajemnych laboratoriach rodem z alchemicznego okresu nauki, to nie golemy ożywiane mocą zaklęć, to nie androidy z serialu Star Trek. To tylko maszyny, którym powierzamy coraz więcej nie tylko z naszych umiejętności, lecz również powinności i uprawnień, których z braku czasu lub środków (a może bardziej pod wpływem próżnych ambicji) nie jesteśmy w stanie na co dzień czy w szczególnych okolicznościach wypełnić.

Rozbudowana w społeczeństwie postindustrialnym (czyli społeczeństwie informacyjnym) sfera usług sprzyja wytwarzaniu robotów. Jednak te, które rzeczywiście imitują ludzkie zdolności praktyczno-poznawcze, wciąż nie są produktem masowym, powstają bowiem tylko w niektórych środowiskach i służą zaledwie garstce wybrańców. To są wciąż prototypy tych generacji, które kiedyś być może powstaną. Ich los jest zresztą wciąż niepewny, gdyż zależy nie od nich samych (jak chciałby np. Hans Moravec czy Marvin Minsky), lecz od człowieka, a więc od koniunktury ekonomicznej, powodzenia marketingowych strategii, od ich ceny, w końcu też od kaprysów nabywców, może nawet "politycznej poprawności" czy jakichś religijnych zakazów bądź obyczajowych obstrukcji, z którymi należałoby się liczyć. Słowem, wszystko może się przeciwko nim obrócić. Dlatego człekopodobne roboty znamy ciągle jeszcze jedynie z ekranu telewizora.

Na razie gdy jeszcze roboty nie weszły na dobre do naszego życia i nie mamy okazji z nimi współdziałać, lepiej nie wyolbrzymiajmy ich roli czy znaczenia. Niemniej przyjdzie nam być może żyć kiedyś z tworami, które będą tym "innym", "drugim", "obcym", a może też "naszym"...

Dr hab. Marek Hetmański jest pracownikiem naukowym na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.


TOP 200