Retencja na przesłuchaniu

Ostatecznie po niełatwej debacie wynegocjowano kompromis maksymalnego okresu 24 miesięcy w przypadku danych o połączeniach telefonicznych i 6 miesięcy w sprawie połączeń z Internetem, z tym że wiele technologii dostępu w Internecie nie przewidywało rejestracji, więc dopuszczono odłożenie wykonania tego obowiązku. Dyrektywa niedwuznacznie instruuje, że to narzędzie można wykorzystywać tylko w ściganiu terroryzmu i najcięższych przestępstw.

Polski wymiar sprawiedliwości okazał się zbyt skoncentrowany na problemach penalizacji, aby kłopotać się europejską debatą o prywatności. W Sejmie kilkakrotnie pojawiały się projekty znacznie wydłużające okres retencji. Swoistym mistrzostwem świata był projekt firmowany przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę, który zażądał 15 lat. Ostatecznie przyjęto jednak unijny standard 2 lat, ale w polskich przepisach nie określono dla retencji najcięższej kategorii przestępstw wskazanej w dyrektywie.

Prawda czy tajemnica

Dyrektywa retencyjna zostawiła kilka kwestii do dalszych rozważań, ale jak zwykle w takich przypadkach przewidziano, że po kilku latach nastąpi przegląd jej stosowania. Właśnie w 2010 r. przewidziano taki przegląd. Za wdrażanie dyrektywy retencyjnej odpowiada obecnie Viviane Reding, komisarz ds. sprawiedliwości, wymiaru sprawiedliwości i obywatelstwa, która przedtem zajmowała się rynkiem telekomunikacyjnym, więc rozumie interesy operatorów. Dane do przeglądu dyrektywy zbierali regulatorzy rynku, a niedawno zostały one ujawnione między innymi dzięki polskiej fundacji Panoptykon. Retencja okazała się dla polskich służb policyjnych nadzwyczaj wygodnym narzędziem. Najprawdopodobniej to chęć maskowania działań szumem informacyjnym, a nie nadzwyczajna wydajność służb specjalnych spowodowała, że liczba zapytań o dane retencyjne ze strony uprawnionych organów jest w Polsce bardzo duża.

Dane przekazywane przez inne państwa również nie pokazują w sposób przejrzysty, jaki jest prawdziwy stan rzeczy. Niby trudno od służb specjalnych żądać przejrzystości, ale z tego widać, że ograniczenia określone w przepisach dyrektywy mogą nie działać, że np. podobnie jak w Polsce od operatorów żąda się danych o abonentów, nawet w przypadku drobnych, a nie najcięższych przestępstw. Nie ma też przekonujących danych, które pokazywałyby, że zmuszenie operatorów do dłuższego niż jest im potrzebne przechowywania danych, i to w kosztownych warunkach wymaganych przez przepisy o ochronie informacji niejawnej, daje rzeczywiste wymierne korzyści w postępowaniach dowodowych. O skuteczności ścigania terrorystów za pomocą tego narzędzia raczej nikt nie będzie chciał publicznie mówić.

Z drugiej strony akceptacja społeczna dla specjalnych uprawnień służb spadła razem z temperaturą emocji bezpośrednio po zamachach terrorystycznych, więc jeżeli dojdzie niedługo do debaty na temat zrewidowania przepisów dyrektywy retencyjnej, trudno się spodziewać, że zostaną one rozszerzone. Jeszcze gorzej z punktu widzenia regulacyjnego wygląda kwestia magazynowania danych o połączeniach w Internecie. Chociaż wiele technik korzystania z Internetu nadal nie zakłada opcji archiwizowania danych, to teoretycznie wszystko jest możliwe, ale przekonanie wszystkich, że dodatkowe koszty zaowocują wzrostem skuteczności organów ścigania, nie byłoby łatwe.


TOP 200