Res humana czy flesh factor?

Wyróżnienie zdobyły również dwa inne ciekawy projekty: "Technosphere" (http://www.technosphere.org.uk) i "MMF - The Hall of Humiliation" (Make Money Fast; patrz:http://www.clark.net/pub/rolf/mmf). Pierwszy pozwala internaucie stworzyć wirtualne "alter ego". Po akcie kreacji, internetowy Golem, postać, która została uformowana według wszelkich możliwych upodobań internauty, zaczyna żyć własnym życiem w cyberprzestrzeni. Według pomysłodawców, projekt ten został przygotowany, aby zaspokoić nasz głód informacji. Któż inny niż wirtualny "alter ego" poradzi sobie lepiej z bezmiarem Internetu?

Drugi, wyróżniony projekt, to krzyk protestu przeciw zalewowi poczty elektronicznej niechcianą reklamą i łańcuszkami szczęścia. Twórcy MMF uważają, że dalej nie może być tak, iż ci, którzy nadużywają internetowej wolności, zmuszają renomowane firmy i osoby prywatne do blokowania skrzynek pocztowych.

Rower w hali

Jedną z hal przemysłowych w Linzu na czas festiwalu przejęła austriacka grupa "Time's Up", która codziennie o zachodzie słońca bawiła gości przedstawieniem "An evening spent in hypercompetitive state of mind". Łączyło ono technikę, zabawę i możliwość pracy interaktywnej.

Artyści starali się udowodnić, że można zjednoczyć w nierozerwalną całość ludzkie ciało i technologię. Gość siadał na rowerze, podłączonym do komputera. Od jego siły zależała szybkość samochodu w grze komputerowej - wyścigach samochodowych, które on i inni zwiedzający mogli obserwować na wielkoformatowym ekranie.

Tuż obok wielbiciele piwa zdrowo męczyli się, aby skosztować ulubionego trunku. "Time's UP" ustawił jeszcze jeden rower, na którym trzeba było (prawdziwie, nie wirtualnie...) wjechać na barową ladę, aby brzękiem spadających monet zrobić pobudkę barmanowi-robotowi, który ze ślizgiem puszczał po ladzie kufel piwa. Lecz na tym nie koniec - w momencie, kiedy piwosz już wjeżdżał na bar, specjalny system odważników unosił telewizor, w którym widział on twarz innej osoby, próbującej zrobić to samo z podobnym wysiłkiem… Nic więc dziwnego, że austriacki zespół tę zabawę nazwał prześmiewczo "Czynnikiem mięsa", jako aluzję do festiwalowego tytułu "Flesh Factor".

Niedaleko odbywał się performance "Machine Sound" amerykańskiego artysty Matta Heckerta, który zdobył nagrodę "Golden Nica" w kategorii muzyka komputerowa za dzieło "Munich Samba". Matt Heckert wprowadził do komputera tony i półtony, które wprawiały w ruch instrumentarium. Dzięki temu powstawały dźwięki, które współgrały z urządzeniem MIDI.

Również tutaj kanadyjski artysta Rafael Lozanio-Hemmer wirtualnie zamienił zamek w Linzu w meksykańską rezydencję cesarza Maksymiliana, budując interaktywną instalację "Displaced Emperors". Zwiedzający "dotykał" rękoma fasadę zamku, stopniowo ją przekształcając w rezydencję dzięki wbudowanemu czujnikowi, który wyliczał dokładną pozycję dłoni w przestrzeni trójwymiarowej.

Nadchodzi komercja

Obserwatorzy festiwalu przeczuwają, że nadchodzi kres spontanicznej i ludycznej atmosfery festiwalu. "Ars Electronica" prawdopodobnie w następnych latach będzie się coraz bardziej komercjalizować, odchodzić od formuły "wszystko dla ludu", a stawać się imprezą ukierunkowaną na specjalistów, tak jak amerykański festiwal Sisgraph. Straci być może na tym publiczność, ale może dzięki temu przyszłe instalacje i pomysły nie będą nastawione wyłącznie na szokowanie zwiedzających, lecz do sztuki elektronicznej wniosą coś nowego i odkrywczego.


TOP 200