Refleksje po PC FORUM

W latach 70. karierę robiło powiedzenie "media is the message". Ukuł je George MacLuhan i wyjaśniał nim wszystko - wojnę w Wietnamie, popularność filmów z Hollywood, izolację Korei Północnej, itd. W myśl tego hasła, nie jest ważne co się mówi, tylko jak się mówi. Przekaz musi być żywy, szybki, natrętny, kolorowy, szokujący i sprawny technicznie. Tak działa obieg informacji w globalnej wiosce, której mieszkańcy - czyli my wszyscy - zapamiętują tylko to, co zostało efektownie przedstawione. Treść się nie liczy.

W latach 70. karierę robiło powiedzenie "media is the message". Ukuł je George MacLuhan i wyjaśniał nim wszystko - wojnę w Wietnamie, popularność filmów z Hollywood, izolację Korei Północnej, itd. W myśl tego hasła, nie jest ważne co się mówi, tylko jak się mówi. Przekaz musi być żywy, szybki, natrętny, kolorowy, szokujący i sprawny technicznie. Tak działa obieg informacji w globalnej wiosce, której mieszkańcy - czyli my wszyscy - zapamiętują tylko to, co zostało efektownie przedstawione. Treść się nie liczy.

Ta epoka teraz przemija - niespodzianie i nieodwołalnie. Przedmiotem przekazu znów staje się treść. Dlaczego? Ponieważ rozwiązania techniczne znowu stały się problemem techników, a nie całego społeczeństwa. Przestały interesować niefachowców. Telewizor i komputer są tak banalne, jak kiedyś książka. Przełom dokonał się pod wpływem niecierpliwych użytkowników, masowego użycia komputerów i konkurencji między producentami. Komunikacja elektroniczna staje się prosta, intuicyjna i niezależna od nośnika. Liczy się efekt komunikacyjny, a nie technika przekazu. Odbiorców nie interesuje, w jaki sposób osiąga się efekty w przetwarzaniu i przekazywaniu danych. Chcą oglądać same efekty.

Pod koniec lutego odbyła się w Phoenix (Arizona) konferencja PC Forum, zwołana pod hasłem "Treść jest kluczem" (Contents is Key). Wzięło w niej udział 540 przedstawicieli wielkich firm komputerowych i komunikacyjnych, w większości szefów tych przedsiębiorstw. Z Polski przyjechał Andrzej Florczyk, dyrektor Biura Informatyki Rady Ministrów oraz Tomasz Sielicki, szef ComputerLandu. Poprosiliśmy pana Sielickiego o przekazanie swych wrażeń. Interesowały nas szczególnie dwie sprawy. Na czym polega zwrot ku treści w technologii informacyjnej oraz w jakim stopniu opinie wyrażane podczas takiej konferencji można uznać za szczere i wiarygodne?

Jazda na jednym wózku

Jestem przekonany, że osoby z którymi rozmawiałem i które wypowiadały się publicznie, mówiły dość otwarcie o swoich planach. W technice i biznesie komputerowym tajemniczość nie popłaca, bo skazuje na izolację. Wygrywa ten, kto rozpocznie masowe zmiany, stanie na ich czele i pociągnie za sobą innych. Sukces polega na tym, że tworzy się nowy rynek i zajmuje się na nim eksponowane miejsce. Trzeba więc mówić odważnie, jasno i szczerze. To budzi uznanie i nowe nadzieję.

Liczy się i drugi powód. Złe wiadomości z przemysłu komputerowego nie budzą już zainteresowania. Są częścią codzienności, nie ma więc sensu ich ukrywać. Przed recesją, gdy firma siedziała cicho, to zakładano, że wszystko jest w niej dobrze. Teraz zakłada się odwrotnie. Jeśli siedzi cicho, to znaczy, że idzie na dno i nawet nie wie, jak się uratować. Dziś kłopoty nikogo nie hańbią. Jeśli ktoś mówi o nich otwarcie, to oznacza, że ich się nie boi, że chce sobie z nimi poradzić i szuka pomysłów. To stwarza dobry obraz firmy, nawet jeśli popadła w tarapaty. To jest każdemu potrzebne. Inwestorzy odwrócili się od przemysłu komputerowego. Akcje IBM-a spadły o 67%, DEC ma ogromne straty, Wang zbankrutował. Chwieje się cały przemysł. Wspólne zagrożenie rodzi poczucie solidarności i chęć współpracy. Nie ma więc miejsca na tajemnice.

Integracja

Przed wszystkimi stoi to samo rozwiązanie - trzeba stworzyć nowy rynek, ułatwić życie użytkownikom. Klient musi od razu widzieć, co mu daje informatyka. To już nie jest nauka dla wtajemniczonych, ale część produkcji i handlu. Nowoczesny zakład szyjący koszule musi oprzeć swoją produkcję na bazie danych i baza musi być tak zbudowana, żeby przy jej użyciu nie traciło się czasu na podawanie liczb, przeglądanie tabelek, itp. Na ekranie musi się pojawić koszula z zaznaczonym obwodem kołnierzyka, długością rękawa, szerokością w plecach, itd. Zanim maszyna wytnie wzór w stosie płótna, operator musi wybrać właściwy wykrój, ustalić rozmiar, wybrać długość. Robi to trzymając w ręku mysz i wybierając odpowiednie opcje. Przy takiej pracy grafika typu Windows to absolutne, często niewystarczające minimum.

Nowe rozwiązania wymagają coraz wyższej integracji. Dane liczbowe, dźwięk i grafika muszą być synchronizowane w jednym pakiecie. Za tym kryje się cała wizja rozwoju systemów sieciowych. Integracja danych i dźwięku już się zaczęła. Na integrację z wizją trzeba będzie jeszcze poczekać rok, może półtora. Ale na pewno, jest to właściwa droga.

Integracja zajmie miejsce urządzeń multimedia, które były sztucznym rozwiązaniem. Klientom, którzy mają mało do powiedzenia podsuwano pakiet zmuszający ich, by jednocześnie coś mówili, coś pokazywali i na dodatek sami się dobrze prezentowali na ekranie. Trzeba robić odwrotnie. Wychodzić od istniejących potrzeb komunikacyjnych i znajdować dla nich właściwą formę przekazu - czyli integrować. Z tego wynika, że oprzyrządowanie musi być uniwersalne. Ich podstawą stają się pasywne sieci, do których potem można podłączyć rozmaite elementy, raz takie, raz inne, odpowiednio do zmieniających się potrzeb klienta.

Intuicyjność

Koszty szkoleń stały się ogromne i właściwie zbędne. Szkolenie polega na dostosowaniu człowieka do maszyny. Przy dzisiejszym stanie techniki można szybciej i łatwiej dostosować maszynę do człowieka. Przecież komputerem można sterować równie łatwo, co telewizorem. Zamiast pilota trzyma się w ręku mysz lub pióro, którą wybiera się ikony i ukryte za nimi funkcje użytkowe.

Opracowuje się coraz bardziej intuicyjne interfejsy. W najlepszych rozwiązaniach aplikacja jest tak skonstruowana, że operator uczy się jej w ciągu jednej minuty. Potem przystępuje do pracy. W trakcie wykonywania pracy doskonali swoją umiejętność wykorzystania programu. Korzysta z interfejsu z wbudowaną blokadą błędnych decyzji operatora, z funkcją wcześniejszego podglądu i z czytelnym menu. Ale najważniejsza pozostaje intuicyjność i łatwość obsługi.

Powszechne wykorzystanie

Intuicyjność pozwala obniżyć koszty. Jeśli każdy może obsługiwać komputer, to między komputerami kręci się zbyt wielu ludzi. Na przykład w sklepie z koszulami komputer alarmuje, że kończy się zapas jakiegoś rozmiaru. Kierownik działu czyta zapis i zleca w dziale akwizycji zamówienie nowej partii koszul. Panienka przy innym komputerze pisze zamówienie. Do niego dołącza przelew i wysyła list pocztą lub faxem. U dostawcy inna panienka czyta przelew i zamówienie, przepisuje ich treść do swojego komputera i z własnym wydrukiem idzie do działu produkcji, żeby zlecić uszycie nowej partii koszul. Operator wstukuje zamówienie do bazy danych obsługującej maszynę szyjącą i w ten sposób do pracy wprzęgnięto cztery komputery, zamiast jednego.

Oczywistym rozwiązaniem byłoby postawienie terminala podłączonego do komputera producenta w sklepie z koszulami. Ale sklep sprzedaje nie tylko koszule, ale również bieliznę, ubrania, itd. Musiałby więc mieć 50 terminali, po jednym do każdego dostawcy. To nie ma sensu. Trzeba raczej założyć sieć. Wtedy jeden terminal w sklepie obsługuje zamówienia u 50 dostawców. Zysk jest ogromny. Wystawienie jednego czeku, i podobnie jego realizacja, kosztuje w USA przeciętnie 75 USD. Tyle wynoszą wewnętrzne koszty administracyjne i weryfikacja czeku. Do tego dochodzi koszt zatrudnienia personelu w sklepie i u producenta, opłata pocztowa, itd. Użycie sieci daje kolosalne oszczędności.

Projektowanie systemów

A jak to wygląda od strony przemysłu komputerowego? Oczywiście podstawą są sieci, bazy danych i stosowanie zintegrowanych aplikacji, najlepiej napisanych w języku zdefiniowanym przedmiotowo. Ale skąd wziąć te aplikacje? Można to robić starym sposobem, ale trzeba dążyć do rozwiązań, które będą powszechne w przyszłości. Rozpatrzmy najpierw typową wersję, bo z nią jeszcze spotykamy się najczęściej.

Jest jakaś fabryka butów. Ktoś w niej decyduje, że technika informatyczna może obniżyć koszty lub usprawnić produkcję. Ten ktoś nie wie dokładnie, co należy poprawić, więc wynajmuje firmę konsultingową. Firma analizuje działanie fabryki i przedstawia dokument, zawierający propozycję optymalizacji warunków. Dyrekcja bierze własnych konsultantów informatycznych i poleca im przerobić otrzymany dokument na specyfikację informatyczną. Na jej podstawie kierownik projektu rozpisuje zalecenia informatyczne na moduły i procedury.

Znów długa i kosztowna droga. Pracuje się trzy razy nad tą samą sprawą w coraz bardziej szczegółowy sposób. Dlaczego? Ponieważ poszczególne grupy fachowców mówią różnymi językami. Konsultanci badają funkcje produkcyjne w fabryce. Wydział informatyki nakłada na nie wymagania ustalone przez dyrekcję i przypisuje poszczególnym fazom produkcji rozmaite funkcje informatyczne, np. że koszty nie mogą wzrosnąć więcej niż o 4%. Programiści rozpisują te funkcje na elementy programu. Powstają trzy względnie niezależne próby rozwiązania tego samego problemu. Aczkolwiek jest to droga poprawna i od wielu lat stosowana na Zachodzie, w Polsce nawet ten typowy model ulega często anomaliom, uniemożliwiającym wykonanie projektu.

A jak wygląda rozwiązanie przyszłościowe? Informację dotyczącą produkcji, np. decyzję skąd brać skórę, jakie szyć modele butów, gdzie je sprzedawać i za ile, można przedstawić w formie mającej charakter decyzji menedżerskich - np. decydując, że: koszty transportu nie mogą przekroczyć 5% ceny, stanowisk produkcyjnych musi być więcej niż 100 ale mniej niż 1000, wielkość odpadów skóry nie może wzrastać szybciej niż wzrost ceny, itp. W ten sposób w jednym, półnaturalnym i półinformatycznym języku przekazuje się informację techniczną i menedżerską. Co więcej, ten sam język da się interpretować jako instrukcja przydatną w technologii informatycznej jeśli używa się narzędzia CASE. Powstaje jeden model czytelny dla technika, menedżera i informatyka. Oszczędności kosztów znów są kolosalne.

Zmienia się przy tym kultura wykorzystywania komputerów. Zatrudnianie typowych programistów aplikacyjnych okazuje się atawizmem. Dziś trzeba mieć przede wszystkim projektantów systemów, współpracować z firmami konsultingowymi, tworzyć "virtual corporations" i dbać o to, aby mówić jednym, zrozumiałym dla wszystkich językiem. Należy mieć rozbudowaną wiedzę na temat systemów sieciowych, operacyjnych, rozumianych bardzo szeroko, razem z bazami danych oraz narzędziami CASE. Ciągle jednak jesteśmy na początku drogi. To są główne elementy, z których składa się rozwiązanie problemów informatycznych i jesteśmy do tego przygotowani. Dziś inżynier systemowy to nie fachowiec, który potrafi uruchomić i naprawić PC-eta, tylko specjalista, który umie napisać skript łączący system operacyjny Unixa z AS/400 przez sieć Novella.

Ten model upowszechni się za dwa, trzy lata. Programowanie będzie polegało na stosowaniu komend systemowych. Będziemy definiować ekran, budować bibliotekę procedur, a potem sterując myszą skonstruujemy system aplikacyjny do zastosowania w produkcji i biznesie. Poziom drutów i języków stanie się całkiem niewidoczny.

Infrastruktura

Nowoczesne techniki programowania rozbijają się jednak o infrastrukturę. W Polsce jest to oczywiste, ale to samo dzieje się w Ameryce. Tam ludzie narzekają, że do domu dochodzi tylko kabel telefoniczny z przepustowością 64 kB na sek, a nie światłowód. Potrzebne są wielkie magistrale telekomunikacyjne. Na to znaleziono pieniądze. Nie wiadomo tylko, kto zapłaci za końcówki doprowadzające magistralę do biur i domów.

Z pewnością jednak te pieniądze się znajdą, bo nie ma innego wyjścia. Tylko przy wykorzystaniu łącz o wysokiej przepustowości można pracować na aplikacjach opierających się na obrazach. Dzisiaj jeszcze dominują obrazy statyczne. W przyszłości będziemy pracowali w dynamicznym trybie graficznym on-line. Powstają już eksperymentalne sieci telewizji interakcyjnej i gdy tylko one wejdą na rynek, natychmiast dogoni je interakcyjna animacja komputerowa. To jest właśnie przyszłość przemysłu komputerowego, a także przyszłość całej elektroniki i telekomunikacji.

Jeśli dziś klient kupuje sobie puszkę kukurydzy w Północnej Dakocie i płaci kartą kredytową, to maszyna sprawdzająca, czy karta kredytowa jest ważna, czy nie ważna, przesyła informację do centrali Visy albo Mastercard i informacja ta przebiega przez całe Stany Zjednoczone dwa albo cztery razy. Zdarza się, że rozliczenie kont mieści się w Nowym Jorku, a informacja o sfałszowanych kartach w Kalifornii. Wtedy akceptacja idzie z Płn. Dakota do Nowego Jorku, potem do Kalifornii, znów do Nowego Jorku i sklepiku w Północnej Dakocie. Na to wszystko system ma maximum 6 sek. Jak dotąd działa bez awarii. Wyjątkiem są święta. Wtedy sprawdza się tylko transakcje powyżej pewnej sumy, bo system jest mniej przepustowy. Ta ciekawostka dobrze ilustruje, czym są dzisiaj sieci.

Komunikatory osobiste

Oczywiście sieci także ograniczają mobilność. Wtyczka musi być gdzieś zamontowana. Do niej podłączony jest terminal. Tymczasem ludzie chodzą, jeżdżą, wracają do domów, a równocześnie cały czas chcą być podłączeni do systemu. Emancypacja treści polega więc również na wykorzystaniu połączeń bezkablowych, na użyciu telefonów komórkowych, pagerów i notebooków sprzężonych radiem z pobliskim serwerem.

Przyszłość należy również do uniwersalnych narzędzi, które umożliwią bezprzewodowe przesyłanie danych, głosu i obrazu. Będzie to połączenie telefonu z faksem i końcówką komputerową. Równocześnie ważna jest gwarancja stałego dostępu do bazy danych.

Z tego wynikają wnioski dla całego przemysłu. Co mają robić producenci sprzętu, w który nikt nie chce inwestować? Muszą sprzedać nową wizję. Jest to wizja informacji przekazywanej sieciami, na dowolnym nośniku, wizja informacji zintegrowanej z dźwiękiem i obrazem, wizja systemów aplikacyjnych pracujących w strukturze magistral światłowodowych z końcówkami podłączonymi bezkablowo. W tych rozwiązaniach tkwi szansa dla wielu firm komputerowych. Także polskich. Bo choć zmienia się nasz stosunek do informacji i informatyki, nadal żyjemy w globalnej wiosce. Może bardziej niż kiedykolwiek.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200