Raczej kanarek niż peryskop!

Nawet omyłkowe fascynacje fantastyki i jej niespełnione proroctwa (kosmos jako miejsce dla każdego, powszechność sztucznej inteligencji) zachowują emocjonalną intensywność. Są artystycznym świadectwem onegdajszych marzeń, lęków, tęsknot. Liryczny, księżycowy, niedzisiejszy Ray Bradbury (akurat jego "Fahrenheit 451" jako diagnoza nie zestarzał się ani trochę) ciągle czyta się znakomicie.

Toteż z tego, co wiem o dzisiejszych polskich fantastach, na pewno nie jedynym i nawet nie pierwszym ich celem jest przewidzenie, co będzie. Prognoza, wymyślanie przebiegów dziejów i gadżetów to chyba nie dla nich. Fantastyczna proza ma wyrażać, znaczyć, robić wrażenie. Fantasta mniej pragnie wiedzy o odległych rzeczach, faktach i zdarzeniach, a bardziej chce zrozumieć społeczny i historyczny mechanizm. Lem obrzydził mu futurologię jako niedorzeczną uzurpację, zresztą rzeczywistość też futurologów nie oszczędza. Tyle rozumnych prognoz wywróciło się na naszych oczach.

Wizje przyszłości buduje się z tego, co jest pod ręką, czyli z teraźniejszości i… przeszłości. Fantaści częściej niż inni, tak mówią badania czytelnicze, sięgają po książki historyczne. Po wybuchu wolności wybuchła u nas fantastyka alternatywna, w której odnosiliśmy zwycięstwa niemożliwe na polach bitew i w realnej polityce. Albo dostawaliśmy w kość jeszcze bardziej niż w życiu. Aproksymacja, interpolacja, ekstrapolacja... no i rewanż, odwet. Albo ostrzeżenie. Dlaczego fantaści, przynajmniej polscy, najczęściej są prawicowi? Bo fantastyka jest reakcyjna, reaguje na rzeczywistość. "Będąc od trzydziestu paru lat obiektem społecznych eksperymentów - powiedział w wywiadzie pierwszy polski fantasta socjologiczny Janusz A. Zajdel - mogę się jako pisarz SF na rzeczywistości odegrać" (1983).

A zarazem temu właśnie Zajdlowi trafiają się praktycznie stuprocentowe trafienia: O "kluczu" z "Limes inferior" gadano ćwierć wieku temu z uznaniem, lecz bez wiary - teraz widać, że zapowiadał kartę kredytową i wielofunkcyjny telefon komórkowy. Opisane w "Paradyzji" poetyckie sposoby komunikacji i wyprowadzania w pole systemu komputerowego podsłuchu stosują dziś Chińczycy do przeniknięcia przez bramki internetowej cenzury. Czyli czasem się udaje.

Ale fantasta na pewno nie jest peryskopem, cudowną lornetką pozwalającą ujrzeć "kształt rzeczy, które nadejdą", niedostrzegalny dla reszty. Już raczej sejsmografem - odbierającym niezauważalne drgania. Kanarkiem, w klatce górnika, który wcześniej niż inni wyczuje wiszące w powietrzu trucizny. Zazwyczaj malarzem, bajarzem, kreatorem wizji, fascynujących, ale nie do końca zrozumiałych, nieprzekonujących. Taki z fantastyki dla społeczeństwa pożytek, jak dla logika ze studiowania Talmudu i dla wyobraźni technologicznej z azjatyckich ideogramów. Czasem większy, a czasem mniejszy.

Próba zaprzęgnięcia pisarza SF do działań racjonalnych nie daje dobrych efektów. Ciekawy był pod tym względem przypadek zaniku fantastyki i swoistego exodusu autorów z pism branżowych, takich jak "Problemy" i " Młody Technik" w latach 80. Kiedy pojawiła się "Fantastyka" nie stawiająca na racjonalizm, tylko na artystyczny wyraz, fantaści stracili ochotę (umiejętności nie było nigdy) na konstruowanie racjonalnych prognoz. Cóż mieli prognozować w schyłkowym PRL-u, wzięci za twarz przez milicjantów w kaskach, wobec studzących ich zapały milicyjnych sikawek? To znaczy, tak jest, niektórzy prognozowali nadejście wolności. Najprzytomniejszy z nich, Zajdel, w znakomitej powieści "Limes inferior" przewidział polityczny cud. Później bycie przytomnym polegało na ostrzeżeniach (zdobył się na nie Oramus w powieści "Dzień drogi do Meorii"), że i z wolnością będą duże kłopoty, a cudów nie ma.

Przyszłościowa technologia, niedzisiejsze obyczaje, wyprzedzające rzeczywistość mody (nieodmiennie seksowne i prowokujące) oglądaliśmy w fantastycznych komiksach. Tak, to się sprawdzało. Trochę w tym paśmie i mnie udało się coś przewidzieć. W powieści "Twarzą ku ziemi" pornografia jest towarem ogólnodostępnym, dystrybuowanym w TV, w czym widziałem sposób wzięcia obywatela za twarz i odwrócenia jego uwagi od spraw istotnych. Teraz też tak to widzę.

Parę lat temu myślałem nawet o groteskowej fantastyce bliskiego zasięgu z Polską w roli głównej. Dużo wcześniej, zanim premier Tusk zdążył porównać zwolenników PiS do NRD-owców, zacząłem pisać o Polsce podzielonej administracyjnie i murem na wschodnią i zachodnią - w jednej szczekają na Tuska, w drugiej na Kaczyńskich. To było przed jesienią 2008, szkicowałem sobie nawet scenki, potem runąłem w powieść i straciłem kontakt z realem.

Zaczynało się od zbiega w pasiaku uciekającego po balkonach. Chodzi o homoseksualistę z literą P (od pedał) na plecach, tyle że on jest tajniakiem i kapuje na tych, którzy go przygarną i ochronią. Zaś w zachodniej Polsce, Tuska, ojczym homoseksualista próbuje uwieść pasierba, wykładając mu pożytki zamiany płci, ten się bezradnie broni. Ojciec chłopaka krąży wokół domu, próbując złapać z synem kontakt za pomocą lusterka, bo go mocą sądowego wyroku przegoniła pożądająca sukcesu, oziębła żona feministka. W 2008 wydawało mi się to ciekawszym i bardziej nieprawdopodobnym wydumiskiem niż teraz. Ale nie będzie modłów, żeby się spełniło.

Słówko o utopii. Nie jest kusząca dla pisarzy, ale czasem w nią wpadają, nie wiedzieć kiedy i jak. Profesorowi Przemkowi Czaplińskiemu, który domagał się od fantastów utopii, robiłem z tego powodu wyrzuty na konferencji UAM w Poznaniu - których, rzecz jasna, nie wysłuchał, bo jak zwykle wyszedł zaraz po swoim spiczu. Tyle że potem sam napisałem idealizującą Polskę i Polaków utopijną "Burzę". Nie oczekujcie od fantastów ścisłości, rzetelności, prawdopodobnych prognoz.

Jeden jest w Polsce fantasta szczerze naukowy i metodologicznie dopięty, Jacek Dukaj - racjonalizował nawet fantasy i żądał od niej logiki. Podobny próbuje być Protasiuk i nawet bywał Zimniak. Ale i cały ten Dukaj, to prawdę powiedziawszy, marzyciel, surrealista, religiant i bajkopisarz. Wiedzieliście jego (oraz Bagińskiego) bezczelnie ograbioną z Oscara "Katedrę"?

Słówko o utopii

Nie jest kusząca dla pisarzy, ale czasem w nią wpadają, nie wiedzieć kiedy i jak. Profesorowi Przemkowi Czaplińskiemu, który domagał się od fantastów utopii, robiłem z tego powodu wyrzuty na konferencji UAM w Poznaniu - których, rzecz jasna, nie wysłuchał, bo jak zwykle, wyszedł zaraz po swoim spiczu. Tyle że potem sam napisałem idealizującą Polskę i Polaków utopijną "Burzę". Nie oczekujcie od fantastów ścisłości, rzetelności, prawdopodobnych prognoz.


TOP 200