Przypuszczam, że wiem, czego nie wiemy o sztucznej inteligencji

I teraz powstaje frapujące pytanie. Wiadomo że w żywej przyrodzie coś nieustannie się liczy. Liczeniem jest przecież każde działanie sterowane programem, a istnieją programy replikacji wirusa, genetyczne, immunologiczne i tak dalej. Czy cała ta żywa menażeria musi się przejmować limitami mocy komputera? Czy obowiązuje ją zakaz przetwarzania danych innych niż obliczalne?

Jeśli zaś liczby nieobliczalne są możliwe w przyrodzie, a nasz mózg jest jej częścią, to nie będzie obrazą dla rozumu przypuszczenie, że pewne stany mózgu są charakteryzowane przez liczby nieobliczalne. Być może mózg przetwarza jedne ze swych stanów w inne, tym samym przetwarza jakąś liczbę nieobliczalną, charakteryzującą ów stan, w inną liczbę nieobliczalną.

Należy jeszcze dodać, że człowiek w procesie myślenia kieruje się również emocjami, rozważa problemy moralne. To go przecież odróżnia od bezdusznej maszyny.

Zatrzymajmy się przy problemach moralnych. Wymienił pan jednym tchem emocje, o tyle słusznie, że miewają one ogromne napięcie w dylematach moralnych. Nie należą jednak do istoty rzeczy. Problem moralny to zagadnienie natury poznawczej: co jest obiektywnie godziwe, co niegodziwe? W takim zagadnieniu pojawiają się oszacowania liczbowe. Przecież dylemat moralny polega na tym, że dwa wykluczające się rozwiązania mają taki sam ładunek wartości, stąd bierze się brak możliwości wyboru. Trafny wybór moralny polega na pójściu za tym, czego etyczna wartość charakteryzuje się wyższą liczbą.

Ten, kto dokonuje wyboru, nie potrafi napisać tego rodzaju liczb ani podać metody, którą się kierował, szacując wielkość konfliktowych dóbr moralnych. Jakieś jednak liczby tu występują i sterują zachowaniem się umysłu.

Czy są to liczby nieobliczalne, a więc całkowicie niestrawne dla komputera? Tego nie wiemy. Ale to "nie wiemy", choć brzmi jak wyznanie niemożności, ma w sobie potężny ładunek polemiczny wobec radykalnych fundamentalistów sztucznej inteligencji. Bo liczba mnoga oznacza tu obie strony sporu, żadna nie wie, jak to jest z liczbami nieobliczalnymi w przyrodzie. I w tej sytuacji obóz umiarkowany postuluje dalsze dociekania, podczas gdy radykalny nie ma już wątpliwości, że wszelkie stworzenie zostało ukształtowane na obraz i podobieństwo komputera. Dopóki się tego podobieństwa nie udowodni, dopóty nie ma co ogłaszać, że jesteśmy o krok od inteligencji sztucznej, która w każdym wymiarze dorówna naturalnej. Chyba że odejdziemy od projektu inteligencji elektronicznej...

... I stworzymy komputer biologiczny, odzwierciedlający strukturę komórek ludzkiego mózgu, inaczej zwany molekularnym.

Zgoda... Ten kierunek bardziej by respektował ogrom złożoności, z której wyrasta cud przyrody zwany inteligencją.

I tak, ze słowem "złożoność" dochodzimy do trzeciej sprawy, o której chcę wspomnieć. Do tego trzeba jednak wystarać się wcześniej o coś w rodzaju "wariackich papierów", to jest dokumentu dającego gwarancję, że za to, co się mówi, nie będzie się pociąganym do odpowiedzialności.

Mam na myśli odpowiedzialność człowieka parającego się nauką, który wszystko, co głosi, powinien mocno uzasadnić. Albo, jako uczony, głosu nie zabierać. Cóż, miewa się jednak nieprzystojne fantazje, które są pobudzane wiedzą naukową, choć same do nauki nie mają prawa należeć. Dla mnie taką fantazją, dotyczącą uwarunkowań ludzkiej inteligencji, jest pewna myśl Gottfrieda Wilhelma Leibniza o nieskończonej złożoności świata. Nieskończonej w sensie literalnym, to znaczy takiej, że nie ma w przyrodzie struktur najmniejszych, a postęp nauki polega na poznawaniu kolejnych, coraz głębiej leżących warstw złożoności. Młody, zaledwie dwudziestoletni Leibniz w swej pracy habilitacyjnej z roku 1666 - o matematycznej kombinatoryce, służącej do radzenia sobie ze złożonością - dał pierwszy zarys tej idei, a w swej ostatniej pracy z roku 1714 wyłożył ją w sposób dojrzały, kreśląc wizję organizmów jako automatów o nieskończonej złożoności.

Frapującą jest rzeczą śledzić dzieje fizyki, jak zbliża się ona do owej wizji Leibniza. Czynię to jako laik w fizyce, na swój użytek. Ale wywiad może sięgać w sferę prywatną, skorzystajmy więc z konwencji tego gatunku.

Zacznę od pewnego cytatu. Wybitny polski fizyk Marian Smoluchowski pisał w roku 1913: "Jakże naiwne wydają się dzisiaj poglądy dawnych atomistów sprzed kilkudziesięciu lat, którzy używali pojęcia atomu w sensie dosłownym i wyobrażali sobie atomy jako ziarna, jako niepodzielne kawałki materii". Dzisiaj z kolei można mówić o naiwności tych, którzy ogłaszali elektrony, protony itd. za ostateczne elementy świata fizycznego. Okazały się one strukturami złożonymi z elementów jeszcze bardziej podstawowych, które nazwano kwarkami. Czy kwarki okażą się już ostateczne?

Nie ma takich, którzy gotowi by iść o zakład, że odpowiedź będzie twierdząca. Uczymy się czegoś, jak widać, na naiwności poprzedników. Wielu zaś fizyków zdaje się oswojonych z myślą, że jak w tej rosyjskiej zabawce, gdzie w babie siedzi mniejsza baba i tak dalej, każda struktura ma swoje substruktury, i tak bez końca. Myśl tę rozwija amerykański fizyk David Bohm, autor jednej z głównych interpretacji teorii kwantów. Jego zdaniem, gdzieś "pod" znanym nam obecnie poziomem kwantowym istnieje struktura głębsza - subkwantowa, a jeszcze głębiej subsubkwantowa, i tak w nieskończoność.


TOP 200