Przemysły kultury i wiedzy

Coraz trudniej dzisiaj rozdzielić ekonomię, kulturę i technikę. Wszystkie te dziedziny w jednakowym stopniu decydują o kształcie środowiska życia człowieka we współczesnym, zglobalizowanym świecie.

Coraz trudniej dzisiaj rozdzielić ekonomię, kulturę i technikę. Wszystkie te dziedziny w jednakowym stopniu decydują o kształcie środowiska życia człowieka we współczesnym, zglobalizowanym świecie.

W 1950 r. najbardziej dynamiczne firmy działały w przemyśle przetwórczym i surowcowym: Ford, Standard Oil, General Electric, General Motors. Dziś są to zupełnie inne nazwy: Time-Warner, Disney, Bertelsmann News Corporation. Ten sektor rośnie teraz najszybciej.

Mamy do czynienia z nowymi przemysłami: kultury, informacji i wiedzy. Są one domeną jednostek wyposażonych w umiejętności i zdolności twórcze, które menedżerowie i technolodzy potrafią przekuć w produkty rynkowe. Ich ekonomiczna wartość wypływa z kultury oraz intelektualnych cech i własności twórców. Te produkty biorą się z talentów, które przysparzają bogactwa i pracy przez generowanie własności intelektualnych.

Wśród tych przemysłów wymienia się: sektor audiowizualny (telewizja, radio, kinematografia, kasety wideo, DVD i inne produkty multimedialne dostępne także w sieci), przemysł reklamy, fonografię, wydawnictwa książkowe i periodyczne oraz techniczną infrastrukturę (poligrafia), przemysł elektroniczny obsługujący konsumpcje kultury popularnej (sprzęt i oprogramowanie dla edukacji i rozrywki - m.in. gry komputerowe), popularne "sztuki żywe" - spektakle i widowiska, parki rozrywki (tematyczne, rodzinne i in.), grafikę i komercyjne sztuki plastyczne, wzornictwo, rzemiosła, stylowe meble, kuchnie etniczne, modę, a także tzw. przemysł dziedzictwa (heritage industry) obsługujący turystykę kulturalną.

Produkty tych przemysłów nie mają wartości fizycznej, albo jest ona drugorzędna: taśma filmowa, papier, dyski komputerowe to tylko nośniki. Wartością jest zawartość: znaczenie, reprezentacje, symbole, które są tworzywem filmu, opowieści, fotografii, muzyki itp. Stąd mówi się o content industries. Mają one funkcje: informacyjną, perswazyjną, rozrywkową - są po prostu atrakcyjne. Jeśli jest to drogi T-shirt, to liczy się design, symbol (nadruk), a nie materiał.

Są to dobra, które łączą potrzebę działania ekonomicznego i osiągania zysku z wymogiem twórczości. Jest to zarazem część kultury i część ekonomii; stąd rozdzielanie jednej od drugiej staje się coraz bardziej umowne. Można wręcz zadać pytanie: jaka jest autonomia kultury względem ekonomii w sytuacji, gdy obie działają na "jednej podziałce", w jednym środowisku wyznaczanym przez pieniądz, technologię, globalizację i konsumpcję? Nie wiadomo, co jest bazą, a co nadbudową?

Era twórczości:

Z punktu widzenia kreatywnych przemysłów twórca jest generatorem wartości ekonomicznych. Dla wielu ludzi jest to trudne do zrozumienia. Przywykliśmy myśleć o bogactwie i sile ekonomicznej jako czymś całkowicie innym niż siła i bogactwo kultury.

W erze maszyn i fabryk twórczość biznesowa koncentrowała się na analizie i badaniu świata fizycznego, grze z przyrodą, nauce oraz uruchamianiu procesów biznesowych i zarządzaniu dużymi grupami ludzi. Ekonomia oparta na produkcji masowej wymagała rozeznania w potrzebach mas, warunkiem powodzenia była standaryzacja relacji biznesowych z nabywcami dóbr. W tej epoce zasobów nie budowano na indywidualnym traktowaniu pracownika i konsumenta.

Przetwórstwo przemysłowe nie bazowało na wytwarzaniu produktów adresowanych do indywidualnych odbiorców, nasyconych oryginalnością, kulturą, stylem itp. Można powiedzieć, że tamta ekonomia była zdekulturowana. Humanistyka i sztuka były domeną sfery publicznej (polityka kulturalna państwa, edukacja), wyraźnie oddzielona od biznesu. Te aspekty twórczości były tak odległe od mentalności człowieka maszyny i taśmy, że były nieobecne w nauczaniu, zachowaniach, czy języku, w naturze instytucji publicznych.

Widać to było w profilu działania instytucji: szkoły artystyczne i humanistyczne były osobno, nauki ścisłe i biznes oraz nauki polityczne też (w efekcie czego m.in. polityka zatraciła właściwości sztuki rządzenia).

Koniec separacji

Ta separacja sztuk, nauk i biznesu była charakterystyczna dla epoki przemysłowej. Wcześniej było inaczej. W epoce przednowoczesnej wytwórczość była zrośnięta z kulturą, rzemieślnik nasycał swój wyrób osobowością nie myśląc, że jest to sztuka. Leonardo da Vinci nie zastanawiał się nad tym, że - według późniejszych kryteriów - projektując maszyny latające będzie technologiem, badając ciało ludzkie - medykiem, a malując obrazy - artystą. Historia zatoczyła koło. Dziś znowu mamy do czynienia z nasycaniem produktów kulturą w celu dostarczenia konsumentowi doznań, przeżyć, poczucia tożsamości. Jest to gospodarka spełnienia, która ma obsłużyć każdego z osobna. W sytuacji gdy coraz trudniej konkurować jakością, bo produkty pod tym względem są porównywalne, konkuruje się intensywnością doznań, które uda się zarekomendować przez odpowiedni marketing. To sprawia, że przemysły kultury mają wpływ na niemal wszystkie sektory postindustrialnej gospodarki.

Dzisiaj sprzedaje się nie tyle same produkty, ile style życia i materiał do konstruowania tożsamości. Style życia sprzedają NIKE, Coca-Cola, McDonald's, firmy telekomunikacyjne i komputerowe. Samochody wytwarza się dziś i montuje w ponad 80 krajach i nabywca standardowego technicznie auta nie ma pojęcia, a nawet go to nie interesuje, kto wyprodukował części. Oczywiście, liczą się kwestie techniczne (osiągi, oszczędność paliwa), ale równie ważne są też wartości niematerialne, symboliczne: marka, estetyka i to, jak się samochód komponuje z jego wyobrażoną tożsamością. Kluczem do powodzenia na rynku jest nie zarządzanie fabrykami, a marketing i zarządzanie marką.

Specjalista, a nie misjonarz

Wielu artystów czuło się w poprzednim systemie w Polsce upokorzonych, że muszą swą sztuką zarabiać pieniądze. We wcześniejszych epokach jeśli twórca nie znalazł sponsora, to sam musiał zarabiać na siebie. Dziś uważamy Szekspira za geniusza, ale pamiętajmy o tym, że nie dramaty, które pisał, były źródłem jego utrzymania, a biznesy, którymi się zajmował, m.in. handel nieruchomościami.

Kultura nie może być w nieskończoność na garnuszku państwa, a dyplomowany twórca nie musi - z samego tytułu posiadania dyplomu - mieć zagwarantowanych środków do życia niezależnie od tego, czy płody jego twórczości znajdują odbiorcę. Powstające na naszych oczach społeczeństwo informacyjne potrzebuje nie misjonarzy, a specjalistów od: mediów, public relations, reklamy, me-nedżerów instytucji kulturalnych, producentów audiowizualnych itp. Trzeba uważać, aby nie nastąpiło przegięcie w drugą stronę, ale tendencja ta przynosi pozytywne rezultaty.

Doszliśmy w Polsce do momentu, że nie da się już uczestniczyć w procesach cywilizacyjnych na zasadzie prostej adaptacji, dzięki jedynie prostemu naśladownictwu bez uruchomienia twórczych przemysłów. Bez tego utracimy nie tylko szanse rozwoju, ale także szanse kooperacji ze światem. Wymaga to nie tylko rozwoju nauki, badań, technologii, ale także kultury jako zasobu ekonomicznego.

Zmierzamy ku światu, w którym najbardziej wartościowe są idee i znaczenia produkowane nie przez maszyny, a wyobraźnię i talenty. W najbardziej rozwiniętych krajach zrozumiano to już dość dawno. W Europie Wlk. Brytania jako pierwsza pojęła, że bardziej opłaca się uhonorowanie przez Królową twórców popkultury (the Beatles) niż utrzymywanie ciężkich dźwigni rozwoju - kopalń, których opór złamała "Żelazna Dama" w kilkanaście lat później. W Polsce ciągle jeszcze bardziej wierzy się w widzialny eksport węgla niż niewidzialny transfer kultury.

Jeśli nie będziemy mieć narodowych przemysłów kultury, to po pierwsze będą u nas disneylandy, a po drugie, nie będzie atutów, aby budować wizerunek kraju atrakcyjnego. Z eksportem kultury popularnej jest tak jak z eksportem w ogóle: jeśli się mało i źle produkuje, to trudno potem eksportować. Trafnie zauważa Edwin Bendyk w "Zatrutej Studni", że dopóki Polska i inne kraje regionu "...nie zrozumieją tej prostej prawdy, doświadczać będą tzw. drenażu mózgów, zamieniającego się na błyskotliwe kariery artystyczne i naukowe «środkowoeuropejczyków» na Zachodzie. Pożytek dla samej Europy wschodniej z tego niewielki. Tak jak kiedyś węgiel, eksportujemy obecnie podstawowy surowiec współczesnego świata - zapisany w ludzkich umysłach kapitał symboliczny, musimy zaś importować wysoko przetworzone jego produkty - filmy, muzykę, gry komputerowe, style życia".

Jeden świat

W krajach, w których jest rozumienie procesów rekulturacji ekonomii, zmieniają się struktury społeczne i instytucjonalne, stając się adekwatnymi do nowych wymogów. Kultura i humanistyka nie są już zamknięte w swych gettach, ideą organizującą działania jest integracja i interpenetracja sztuk, nauk i technologii. Wyciągnęły z tego wnioski uczelnie o różnych profilach, także techniczne, które stają się coraz bardziej interdyscyplinarne; wystarczy zobaczyć syllabusy czołowych politechnik, żeby skonstatować, ile tam kursów nietechnicznych. Sam będąc w Massachusetts Institute of Technology, studiowałem komunikację. My także od tej transdyscyplinarności nie uciekniemy. Uczelnia dobrze odczytująca znaki czasu powinna z jednej strony uczyć "wiedzieć wszystko o czymś", bo wobec ogromu wiedzy nie uciekniemy od specjalizacji, ale także "coś o wszystkim".

Przeświadczenie, że nauka, przemysł, technologie i kultura są zasadniczo różne jest już dziś przestarzałe i stanowi barierę w rozwoju ekonomicznym, społecznym i samej sztuki. Uczeni są zgodni, że technika nie jest już czymś zewnętrznym, lecz staje się elementem środowiska duchowego człowieka. W wieku twórczości sztuka jest wszędzie i w istocie nie powinno być nieprzenikalnych barier między przedsiębiorcą, naukowcem, technologiem i artystą. Dziś najbardziej twórcze jednostki mogą rozwijać kreatywność nieskrępowane przez schematy poprzedniej epoki. Talenty twórcze są równie ważne w biznesie, jak i kompetencje techniczne czy umiejętności menedżerskie.

Dziedzictwo kultury, może niezręcznie nazywane produktami kultury, to bogate w informacje kopalnie wiedzy, wartościowe zasoby. Nie trzeba "dziurawić" ziemi", żeby się do nich dokopać. Te zasoby tkwią w ludzkich umysłach, społecznej Praxis, w zewnętrznych formach kulturowych, jak chociażby ubiory czy budowle. Znaleźć można fantastyczne zasoby informacji w "złożach" powieści, filmu, w muzyce ludowej, folklorze, językach, sztuce nowoczesnej, modzie. To są bogate pokłady znaczeń, które stanowią najbardziej wartościowy kapitał rozwoju. Dziś jest już oczywistym, że gospodarki, które osiągają największe sukcesy, są eksporterami netto w dziedzinie kultury.

Wszyscy jesteśmy artystami

To wszystko oznacza, że rola artysty się zmienia. To już nie dziwaczny outsider wyposażony w magiczny dar, który państwo czy prywatny mecenas ma chronić. Nie, on sam ma z tego daru korzystać. Ludzie tworzą kulturę tak jak pszczoły znoszą miód, są na to zaprogramowani; umiejętności twórcze wymagają talentu, ale jak wszelkie umiejętności także pracy i doskonalenia - jedni są lepsi od innych, ale to nie jest magia. Tego można uczyć i można się nauczyć.

Z tyłu pozostają ci, którzy pojęcie twórczości przypisują tradycyjnie sztuce, literaturze, muzyce. Wymyślanie nowych technik to także twórczość; ludzie techniki nie muszą mieć na tym tle żadnych kompleksów. Oczywiście, nie wszystkie pomysły trafiają w oczekiwania, ale każda innowacja techniczna musi zaczynać się od jakiejś idei, pomysłu, do którego się dojrzewa w konkretnym kontekście społecznym i kulturowym. Odeszły w przeszłość czasy, gdy innowacje techniczne nie były kojarzone z twórczością, ta bowiem rezerwowana była dla ducha, a nie materii, w której operowali inżynierowie.

Charles Percy Snow mówił o dwóch kulturach (technicznej i humanistycznej) i niemożności porozumienia się, braku interfejsów między nimi, jakbyśmy dziś powiedzieli. To było oczywiście uproszczenie, bo między duchem i materią musiała zachodzić stała wymiana: duch inspirował wynalazki techniczne, a te formowały ducha, aż wreszcie doszło do tego, że technika zagnieżdżała się w nas, stawała się nieodłączną częścią naszego środowiska kulturowego. Dziś bardzo trudno oddzielić twórczość technologiczną od artystycznej. Artyści są zafascynowani technologią, chcą mieć na nią wpływ. Nie chcą jeszcze raz przeżyć nauczki, że nie rozumieli języka techniki, uciekali od niej, aż w końcu pozbawili się wpływu na świat, w którym ona jest obecna.

Znowu historia zatacza koło: może niedługo ludzkość zerwie z dualizmem technika-kultura/sztuka i wróci do techne, która dla Greków była wszystkim: rzemiosłem, techniką, sztuką, umiejętnością. Oni nie znali osobnego pojęcia sztuki: ars to słowo łacińskie.

Artysta może być programistą, a programista - artystą. Nie musimy więc powtarzać zaklęcia, że technologia komputerowa jest sprawą zbyt poważną, żeby ją pozostawić specjalistom od komputerów. Już się nie da pozostawić. Grafika komputerowa i wizualizacja danych, projektowanie interfejsów, cyfrowy design, modelowanie 3D, projekty interaktywne, telematyczne, struktury hipertekstowe-WWW czy cyfrowa obróbka obrazu i dźwięku to wspólna domena komputerowców i artystów. Interaktywna grafika komputerowa stała się wspólnym językiem dla wielu dyscyplin naukowych, badawczych czy artystycznych. W związku z tym że wielka różnorodność informacji współistnieje w cyfrowym środowisku może być ona ze sobą konfrontowana, zestawiana i łączona. Ta sytuacja stwarza nowe możliwości integracyjne w stosunku do wielu różnych dziedzin wiedzy, jak również całych sfer aktywności człowieka w nauce i sztuce.

Zdaniem Łukasza Rondudy z Centrum Sztuki Współczesnej, w twórczości komputerowej kluczem do nowych programów nie jest sama algorytmika, czy inżynieria oprogramowania, ale symulowanie złożonych procesów komunikacyjnych (uwzględniające tak podstawowe ich aspekty, jak znaczenie, kontekst, wiedza, struktura konwersacji). Dzisiejszej informatyce potrzeba czegoś więcej. Owym "więcej" jest estetyka, design, cognitive science, psychologia, filozofia, socjologia, teoria mediów itp. Profesje niekomputerowe, w tym sztuka, mogą być bardzo pomocne na polu interaktywnych komputerowych instalacji, kreowania nowych interfejsów (m.in. multisensorycznych). Chodzi o krytyczne negocjowanie na polu sztuki oraz w badaniu nowych wartości, zagrożeń oraz potencji, jakie pojawiają się wraz z rosnącą rolą nowoczesnych technologii komputerowych i telekomunikacyjnych.

Sama profesja komputerowa nie poradzi sobie jednak z wartościowaniem IT. Coraz większy nacisk, jaki kładzie się w informatyce oraz jej aplikacjach na "czynnik ludzki", wymaga stałego uzupełniania inżynierii i nauk ścisłych dziedzinami nauk społecznych. Obszar badań i skala wyzwań są tu ogromne.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200