Proklamacja wolności

Rozmowa z Billem Lessardem i Steve'em Baldwinem, autorami książki Net Slaves , w której - jak mówią - składają hołd nieznanym ofiarom Nowej Ekonomii.

Rozmowa z Billem Lessardem i Steve'em Baldwinem, autorami książki Net Slaves , w której - jak mówią - składają hołd nieznanym ofiarom Nowej Ekonomii.

Wszystko zaczęło się od pomysłu dwóch ludzi i ich strony WWW. Kiedy w 1996 r. Bill Lessard (34 l.) i Steve Baldwin (43 l.) pracowali razem w Time Warner Pathfinder (S. Baldwin był redaktorem działu komputerowego, a B. Lessard sprawował funkcję kierownika produkcji), zdali sobie sprawę ze swojej niechęci do przemysłu teleinformatycznego. Było kilka powodów takiego ich nastawienia: długie godziny pracy, stres, setki tysięcy dolarów topionych w projektach skazanych na niepowodzenie i wprost niewyobrażalna pewność przedstawicieli firm teleinformatycznych o sukcesie ich przedsięwzięcia, którą większość ludzi brała za dobrą monetę.

Obaj wielokrotnie zmieniali pracę, zawsze jednak w obrębie branży teleinformatycznej. Lessard zajmował kolejno siedem różnych posad, pracując przez te lata - jak sam to określa - "przy projektach będących największymi katastrofami w dziejach Internetu". Baldwin natomiast pracował zawsze w czasopismach traktujących o branży. Obaj zdecydowali, że napiszą książkę, w której przedstawią swoje doświadczenia. Aby zdobyć więcej materiału, stworzyli stronę www.netslaves.com, na której podobni im mogli dzielić się swoimi doświadczeniami. "Chcieliśmy zebrać na tyle dużo przykładów, aby przekonać się, czy tylko my skończyliśmy jako przegrani w świecie Nowej Ekonomii" - mówi Steve Baldwin. Dobra wiadomość: nie byli osamotnieni.

Net Slaves: True Tales of Working the Web (opublikowana w 1999 r. przez wydawnictwo McGraw-Hill) zawiera historie z życia branży, często zabawne, pełne zaangażowania bohaterów, choć nie pozbawione goryczy. Mimo że fakty zawarte w książce są autentyczne, to nazwiska w większości zostały zmienione. Jest jednak bohater, którego tożsamość jest łatwa do odgadnięcia, dziwak komputerowy z krótkimi, przyciętymi na okrągło włosami, kierujący jedną z dużych firm tworzących oprogramowanie z siedzibą w Bellevue w stanie Waszyngton. Bohaterką innej opowieści jest Jane, niezależna programistka tworząca w języku HTML, która została obwiniona o to, że w wyniku zastosowania wadliwego oprogramowania pojawiła się błędna informacja, iż O. J. Simpson został uznany za winnego, podczas gdy sędziowie przysięgli uniewinnili go. Kolejną osobą przedstawioną w książce jest inspektor Kilmartin, który zawiesił działalność kanału IRC i listy dyskusyjnej jednego z popularnych serwisów internetowych, aby "niedozwolone materiały nie skalały jego dobrego imienia". Dla Boyda, który zrezygnował z pracy w sex-shopie, jego nowe stanowisko w dziale help-desk okazało się być tak przerażające, iż jego poprzednia praca zdała mu się pobytem w luksusowym hotelu Ritz-Carlton. Żadna z tych osób nie została milionerem, wielu zarobki ledwo starczają na życie. Mają jednak jedną wspólną cechę, są członkami tej samej grupy - niewolników ery Internetu (net slaves), którzy pracują długo po tym, jak gwiazdy Nowej Ekonomii idą do domów.

B. Lessard i S. Baldwin podzielili tę grupę na kilka kategorii: zbieracze odpadków (wykwalifikowani inżynierowie projektanci), pracownicy opieki społecznej (osoby zarządzające listami dyskusyjnymi), taksówkarze (niezależni programiści tworzący w języku HTML). W każdej z nich można odnaleźć bohaterów charakterystycznych, takich jak kucharze, którzy pichcą nowe pomysły na firmy internetowe i czytają książki napisane przez samotników będących na krawędzi załamania, czy cybergliniarze, nadal mieszkający z rodzicami. Im wyższa kasta w hierarchii, tym mniej ma członków. Podczas gdy zbieracze odpadków stanowią ok. 40% ogólnej liczby internautów, to baronowie piraci obejmują jedynie 0,1% całej populacji użytkowników Internetu.

Pomimo że większość zamieszczonych w książce historii wzbudza śmiech, przesłanie, jakie niosą, jest ponure: "Gdzieś w trakcie tworzenia i rozwoju Nowej Ekonomii popełniono błąd". W poniższym wywiadzie autorzy Net Slaves... próbują wyjaśnić, co jest powodem takiej sytuacji.

Dlaczego zdecydowaliście się przestać pracować w branży teleinformatycznej i zacząć o niej pisać?

B. Lessard;: Czy znasz może definicję szaleństwa? To robienie tej samej rzeczy w nieskończonej liczbie powtórzeń i oczekiwanie, że za każdym razem zostanie osiągnięty inny rezultat. Wiele osób, które krytykowało nas i naszą książkę, twierdziło, że jesteśmy malkontentami. Dlaczego po prostu nie znajdziecie sobie nowej pracy, pytali. Prawdę mówiąc robiliśmy to wielokrotnie. To, co staraliśmy się zrobić pisząc tę książkę, to demitologizacja całego przemysłu i pokazanie ludzi, którzy de facto stoją za tym wszystkim, odwalając "czarną robotę". Mieliśmy dość osób, które słysząc, że pracujemy w firmie teleinformatycznej spodziewali się, iż z naszego portfela wypadnie nagle 30 mln USD.

Mieliśmy pomysł na książkę, przeprowadziliśmy wiele wywiadów, stworzyliśmy pierwszą jej wersję i wysłaliś-my wydawcom. Żaden z nich nie był nią zainteresowany. Ma zbyt pesymis-tyczny wydźwięk, jest skierowana do zbyt małej grupy odbiorców, nikogo nie interesują dziwacy komputerowi - to jedynie kilka spośród opinii wydawców. Wtedy - zamiast popełnić samobójstwo skacząc z mostu - postanowiliśmy stworzyć serwis WWW i umieścić na nim naszą książkę.

Można odnaleźć w niej naprawdę przerażające historie. Dlaczego tak się dzieje?

B. Lessard;: W grę wchodzą ogromne pieniądze. Ludzie w tej branży mają mentalność poszukiwaczy, których ogarnęła gorączka złota. Są chciwi, etycznie słabi i z tego powodu często wykorzystują innych. Dla internetowego pokolenia odpowiednikiem MTV jest CNBS. Natomiast rolę gwiazdy rocka pełni teraz dyrektor wykonawczy firmy internetowej. Gdybyśmy żyli w latach 60. lub 70., ci sami ludzie przychodziliby, mówiąc "Hej stary, załóżmy kapelę rockową, wydajmy album i zaróbmy milion dolarów". Dzisiaj mówią: "Hej stary, załóżmy firmę internetową, wprowadźmy ją na giełdę i zaróbmy miliard dolarów".

Przemysł teleinformatyczny nie może być zły do szpiku kości? Czy są dobre strony tej branży?

S. Baldwin;: Jedną z rzeczy, które naprawdę mi się spodobały, jest fakt, że wszyscy tak pozytywnie podchodzili do branży teleinformatycznej i gorączki internetowej. Wszyscy naprawdę wierzyli w potencjalne możliwości, jakie niesie Nowa Ekonomia. To było i nadal jest ogromnie ekscytujące. Jedną z wad takiego zaślepienia jest to, że osoby pracujące przy projektach internetowych nie dopuszczają do swojej świadomości możliwości pojawienia się jakichkolwiek trudności, a w rzeczywistości jest wiele kłód, które mogą zostać rzucone im pod nogi.

Jaki cel przyświecał podczas pisania książki?

B. Lessard;: Chcemy, aby ludzie pracujący w branży teleinformatycznej poczuli, że nie są sami. W ciągu roku od uruchomienia naszej strony internetowej otrzymaliśmy listy ze wszystkich zakątków świata. W jednym z nich autor stwierdza, że przed odwiedzeniem naszej strony WWW czuł się jak bohater horrorów klasy B, który jako jedyny widzi Obcych.

S. Baldwin;: Naszą ideą było także wytworzenie w ludziach, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, poczucia solidarności.

Są jednak osoby w branży, którym się powiodło. Jak one komentują waszą publikację?

S. Baldwin;: Najczęstsze komentarze to: "Mijacie się z prawdą. Mam własny samolot, trzy nowe narzeczone, mam wszystko. Jeśli nie osiągnęliście tyle co ja, to dlatego, że jesteście nieudacznikami". Być może ludzie, którzy to mówią, są teraz panami świata, ale co się z nimi stanie, gdy będą mieli 30 lat? Jest mnóstwo dowodów na to, że bycie gwiazdą rocka, guru języka Java czy programistą w C++ to zajęcie dla młodych, a ich kariery nie trwają długo. Jeśli masz 22-27 lat, to nie przeszkadza ci praca po 80-90 godz. tygodniowo. Jednak kiedy masz 30-31 lat, oczekujesz stabilizacji, chciałbyś osiąść i założyć rodzinę. W tym wieku ma się już pewne zobowiązania. Czy wtedy nadal będziesz chciał pracować po 80-100 godz. w tygodniu? Czy twój pracodawca nadal będzie cię chciał?

Czyją winą jest taki stan rzeczy?

B. Lessard;: Nie chcemy całej winy zrzucać na zarządy firm internetowych lub przedstawicieli funduszy venture capital. Ludzie podejmują świadome wybory. Nikt nie stoi nad nimi z rewolwerem i nie zmusza ich, aby szukali pracy w tej właśnie branży. Ale jeśli pracodawca źle ich traktuje, nie powinni być pasywni, powinni na ciosy odpowiadać ciosami.

S. Baldwin;: Ważne jest także, aby uzbroić się w jedyną skuteczną w dzisiejszych czasach broń - informację, a także, aby być o krok do przodu. Internet udostępnia wiele źródeł informacji. Firmy mają określoną reputację, chociaż zdarza się, że ukrywają prawdziwe informacje o sobie. Czasami trudno określić, jaka jest kultura pracy w danym przedsiębiorstwie. Jestem zdecydowanie za tym, aby sprawdzać przyszłe miejsce pracy. Zobaczyć, jak żyje się pracownikom, wcześniej odrobić pracę domową.

Czy istnieje możliwość jednoczes-nej pracy w branży teleinformatycznej i nie stania się niewolnikiem ery Internetu?

S. Baldwin;: Jest to możliwie, chociaż niewątpliwie w tej branży walka o swoje prawa jest trudna do zrealizowania. Jak się okazuje, wcale nie jest prawdą, że mamy zagwarantowane prawo do 40-godzinnego dnia pracy. Tymczasem ludzie są nadal ludźmi. Mają swoje pasje, wady, a wszystko to ujawnia się w pracy, zwłaszcza gdy spędzają w niej większość swego życia.

B. Lessard;: Jest jedna rzecz, którą chcieliśmy wyraźnie zaznaczyć w naszej książce. Branża teleinformatyczna nie jest systemem kastowym. Każdy może się zmienić i awansować w łańcuchu pokarmowym firm Nowej Ekonomii. Są ludzie, którzy zabijają się pracując dla kogoś, ale są także inni, którym dobrze się powodzi, bo obrali drogę konsultanta lub założyli firmę.

Czy istnienie niewolników ery Internetu, których opisujecie, stanowi zło konieczne Nowej Ekonomii?

B. Lessard;: Nie. Powszechnie znany jest fakt, że ludzie mogą efektywnie pracować jedynie 4-5 godz. dziennie. W branży internetowej spędzają w pracy zwykle po 10-14 godz., ponieważ są źle zorganizowani. Można by uniknąć ciągłego poprawiania wprowadzanego na rynek oprogramowania, gdyby zwolnić tempo jego tworzenia. W firmach Nowej Ekonomii ludzie pracują dłużej, ale mniej uważnie.

S. Baldwin;: Jednym z powodów tego, że ludzie pracują mniej wydajnie, jest także kultura pracy, a właściwie nie pasujący do tej branży tradycyjny model kierowania firmami, oparty na hierarchicznym układzie stanowisk, i związany z tym proces autoryzacji każdej decyzji przez kierowników poszczególnych szczebli. Wydłuża to w niektórych firmach proces twórczy dwu-, a nawet trzykrotnie. Także tradycyjne firmy, tzw. brick-and-mortar, nie potrafią opracować skutecznego modelu podejmowania decyzji w projektach wymagających interakcji wszystkich uczestniczących w nim osób. Być może powodem takiej właśnie sytuacji jest to, że branża teleinformatyczna jest młoda i musi dopiero wypracować swój styl pracy.

W jaki sposób członkowie zarządu odpowiedzialni za piony informatyki mogą przekazać nieco władzy i doświadczenia przedstawicielom innych kast Nowej Ekonomii?

S. Baldwin;: Dyrektorzy działów informatyki mają znacznie większe doświadczenie, ponieważ biorą udział we wszystkich cyklach powstawania nowego produktu. Brali udział w wielu takich bitwach i nauczyli się jednej podstawowej prawdy: człowiek jest tylko człowiekiem. Wiedzą, co się dzieje z pracownikami poddanymi zbyt dużej presji. Szkoda, że nie dzielą się swoją wiedzą. Jeśli zdecydowaliby się na przekazanie jej w usystematyzowanej formie, mogłyby z tego skorzystać młode firmy internetowe i ich szefowie. Nie ma jednak świadomości takiej potrzeby. Jest to branża ludzi młodych, dobrze znających proces tworzenia oprogramowania, ale świat składa się nie tylko z linii kodu. Prowadzenie firmy to nie jest gra komputerowa czy rzeczywistość wirtualna. Z drugiej strony ludzie w tej branży nadal chcą szybko zarobić swój miliard dolarów i wycofać się z tego biznesu.

Co, Waszym zdaniem, ludzie pracujący w firmach z tradycyjnych branż powinni wiedzieć o bohaterach tej książki?

B. Lessard;: Przede wszystkim powinni zdać sobie sprawę z tego, że większość firm internetowych nie ma zbyt rozwiniętej kultury pracy. Jeśli pracujesz w dziale informatycznym banku lub firmy ubezpieczeniowej, twoja rola jest ściśle określona. Jeżeli jednak przejdziesz do firmy internetowej, łapiesz się na tym, że nikt naprawdę nie wie, co robią jego koledzy w innych działach. Wszyscy mają tytuły w stylu: główny patriarcha czy guru, jednak nikt nie wie właściwie, co się za tymi nazwami kryje. Ponieważ tzw. start-up to z założenia firma niedojrzała, kultura takiej firmy jest kulturą 2-3 osób, które ją założyły, w większości przypadków informatyków. W praktyce natomiast, aby stworzyć dobrą firmę, potrzeba ludzi z różnymi osobowościami i do- świadczeniami.

Jednocześnie starzy wyjadacze z branży teleinformatycznej powinni zdać sobie sprawę z tego, że praca w firmach internetowych to podpisanie paktu z diabłem. Niewiele z tego, co dzieje się w spółkach Nowej Ekonomii, wychodzi na światło dzienne. Większość początkujących firm upada. Według szacunków, jedynie 10% dochodzi do etapu wejścia na giełdę.

W wielu firmach internetowych pracownicy - głównie programiści - mają przy w swoich stanowiskach łóżko, na którym przesypiają po parę godzin w przerwach w pracy. Nikt nie widzi w tym nic złego i to jest naprawdę przerażające.

--------------------------------------------------------------------------------

Bill Lessard, Steve Baldwin, Net Slaves: True Tales of Working the Web, McGraw-Hill, 1999

Na podstawie miesięcznika CIO, czerwiec 2000, wydawanego przez IDG, tłum. aja.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200