Premiera Internetu u Premiera

Zaproszenie przez premiera Donalda Tuska aktywistów polskiego Internetu stało się wydarzeniem ważniejszym niż powód spotkania - niefortunne zapisy o blokowaniu stron internetowych w ustawie hazardowej.

Premier, maglowany cały dzień poprzedzający spotkanie z internautami w sejmowej komisji hazardowej, podczas przerwy powiedział dziennikarzom, że ma większą tremę przed dyskusją z internautami niż przepytującymi go posłami. Trudno się dziwić. Zdecydowana większość posłów w środku kadencji wpada bowiem w rutynę retoryki tak wytartej w parlamentarnych korytarzach i telewizyjnych wywiadach, politycznych ringach czy narożnikach, że trudno byłoby im kogokolwiek zaskoczyć.

Jak się można było spodziewać, deklarowane dzień wcześniej obawy, okazały się kurtuazją. Poważny wystrój Sali Świetlikowej, gdzie zwykle obraduje komitet stały Rady Ministrów, a kiedyś i sam rząd, zrobił swoje. Zachowano grzeczną dyscyplinę wypowiedzi, było konkretnie i bez zbędnych emocji. Pod koniec Premier zadeklarował wyłączenie przepisów o blokowaniu Internetu z projektu nowej ustawy hazardowej i zaproponował ponowne spotkanie oraz dalsze dyskusje w grupie roboczej, która miałaby się najprawdopodobniej w związku z tym uformować.

Kliknij sobie ustawę

Uzgodnienie granic wolności w Internecie, to zamysł dosyć trudny do osiągnięcia, tym bardziej że nie wszyscy uznają to za potrzebne. Protagonistów Internetu łączy sprzeciw wobec nieporadnych prób budowania barier prawnych lub administracyjnych, ale poczucie solidarności pokolenia - zbudowanej na opozycji wobec wszystkich ułomnych, których nie wciągnął Internet - to ułuda.

Ktoś z dyskutantów zauważył, że młodzi użytkownicy serwisów społecznościowych swobodniej podchodzą do kwestii prywatności niż starsi. Ma to zwiastować zmianę podejścia do doktryny ochrony danych osobowych. Czy sugerował w ten sposób jej zmierzch? Chyba nie. Te przepisy pojawiły się w prawie europejskim niespełna 15 lat temu w reakcji na łatwość automatycznego przetwarzania danych osobowych. W części nadzorczo-administracyjnej rzeczywiście się zestarzały. Ale od jakiegoś czasu ewoluują w kierunku, który ma chronić naszą prywatność według naszego osobistego uznania - jakby nie było, jako jedno z podstawowych praw obywatelskich - tak samo jak wolność słowa, zagrożona przy okazji prób ocenzurowania Internetu.

Jeżeli nasza prywatność ma być istotnie nasza, to przydatne jest ustalenie konwencji, której muszą dochować ci, którym swą prywatność powierzamy, a w Internecie robimy to bezustannie. W skali społecznej, tego rodzaju konwencja czy zwyczaj zmienia się w normę. Im bardziej Internet wkracza w nasze życie, tym więcej pojawia się w nim praktycznych norm, również w formie zapisów prawnych, które pozwalają nam łatwo i bezpiecznie płacić za towary i usługi, komunikować się, wymieniać informacje.

Swoboda szukania

Projekt ustawy hazardowej wyskoczył z rządowego kapelusza pod wpływem doraźnego interesu politycznego, wyrażonego pod przymusem wyjścia z chwilowego kryzysu. Wywołały go nieetyczne pogawędki paru ministrów. W tych działaniach legislacyjnych uderza nie sama koncepcja stworzenia rejestru stron zakazanych, ale brak refleksji. Gdyby się politycy i legislatorzy zastanowili, to dostrzegliby, że podłączenie do tej sprawy pedofilii - mające wzmocnić argumentację - tylko podsyca obawy, że intencje projektodawców ustawy nie są przejrzyste. Kilka miesięcy temu w Parlamencie Europejskim nic innego jak pedofilia została również użyta jako najcięższy argument przeciwko nadaniu dyrektywom telekomunikacyjnym brzmienia utrudniającego karne blokowanie Internetu osobom ściągającym utwory chronione prawami autorskimi. Interes ogółu wygrał, chociaż w trudnym kompromisie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200