Precz z ERP!

Wiadomo że takich molochów nikt nie wdraża w całości. Nie ma takiej potrzeby, gdyż dla przeciętnej firmy wystarczy kilka albo kilkanaście modułów (z kilkudziesięciu, które są dostępne). Kiedy więc taki podzbiór można nazwać wdrożeniem ERP? Czy wystarczą do tego moduły finansowo-księgowe? Raczej nie. A może FK razem z podsystemem HR i modułami zarządzania magazynami? Też raczej mało. Kiedy więc stwierdzenie o wdrożeniu ERP przestaje być zwykłą uzurpacją? Niestety, panuje w tej kwestii wyjątkowa nonszalancja. Wdrożeniem ERP można dziś nazwać dokładnie wszystko. Może to być pojedynczy moduł uznanego produktu (byle jego nazwa kojarzyła się z ERP), może to być także rozwiązanie, które jest ERP tylko w warstwie wizerunkowej.

Precyzyjnemu nazywaniu rzeczy nie sprzyja, niestety, sama definicja ERP, która jest skomplikowana i wieloznaczna. Myślę jednak, że o ile trudno czasami powiedzieć, co jest wdrożeniem takiego systemu, to o wiele łatwiej stwierdzić, co nim ewidentnie nie jest. Otóż, nie jest nim na pewno system, który nie spełnia normy MRP II, tak jak systemem MRP II nie jest system nie mieszczący się w definicji MRP. A tutaj na szczęście sprawa jest o wiele prostsza. O systemie MRP można mówić wtedy, gdy działa zamknięta pętla MRP, której zwieńczeniem jest powiązanie planowania potrzeb materiałowych przedsiębiorstwa (surowce) z zamówieniami na wyroby złożone przez klientów.

Ta pozornie prosta funkcjonalność oznacza w konsekwencji wdrożenie wielu skomplikowanych podsystemów. Po pierwsze, jeżeli chcemy zamówienia na wyroby przekładać na potrzeby materiałowe, konieczne jest ich technologiczne opisanie. System po prostu musi wiedzieć, z jakich komponentów składa się wyrób, na jakich maszynach i jak długo jest produkowany. Po drugie, niezbędna jest wiedza o posiadanych zasobach. Dotyczy to aktualnych stanów surowców, wyrobów gotowych i półwyrobów. Ostatni z tych czynników determinuje trzeci warunek. Stany półwyrobów mogą być znane tylko wtedy, gdy rejestrowana będzie wykonywana produkcja. I wreszcie, po czwarte, muszą istnieć mechanizmy rejestracji zamówień od klientów, a szerzej mechanizmy zarządzania całym procesem sprzedaży.

Spełnienie wszystkich tych warunków oznacza w praktyce pełną informatyzację służb zaopatrzeniowych, sprzedaży, działów technologicznych i co najważniejsze wydziałów produkcyjnych z całym skomplikowanych mechanizmem planowania produkcji, zwalniania zleceń oraz rejestracji jej wykonania. Kto próbował - ten wie, że wdrożenie tego wszystkiego nie jest łatwym zadaniem. Taki test na "ERP-owość" posiadanego oprogramowania rzadko wypada pozytywnie i idę o zakład, że wiele firm chełpiących się jego wdrożeniem nie przejdzie przez to sito. Oczywistym jest także to, że samo pojęcie ERP (podobnie jak jego poprzednik MRP) zarezerwowane jest tylko dla przedsiębiorstw produkcyjnych. Pojawiające się czasami informacje o wdrożeniu takiego systemu przez szpital albo urząd, to pojęciowe potworki całkowicie wypaczające sens tej nazwy.

Czy takie restrykcyjne posługiwanie się nazwą ERP jest jeszcze możliwe? Czy jest jeszcze ratunek dla tego pojęcia? Teoretycznie tak, praktycznie - raczej nie. Zapomnijmy więc o ERP. Wprawdzie stwierdzenie, że wdrożono "system sprzedaży zintegrowany z zarządzaniem produkcją i z zakupami", nie brzmi tak efektownie jak "wdrożenie systemu ERP", ale o ileż więcej w nim treści.

Ireneusz Kłobus jest kierownikiem Działu Informatyki Zakładów Lentex SA


TOP 200