Prawo zachowania energii

Siłą rzeczy zmniejszało to opłacalność produkcji energii z innych rodzajów źródeł odnawialnych. Rynek zareagował sukcesywnymi spadkami cen zielonych certyfikatów nie tylko na polskiej giełdzie energii, ale również w całej Europie.

Dlatego właśnie system wsparcia wymaga zmiany. Zgodnie z szacunkami rządu dzięki proponowanej „optymalizacji kosztowej” system wsparcia OZE może kosztować 4,6–6,2 mld zł w 2015 r. oraz 7,5–11,5 mld zł w 2020 r.

Zobacz również:

  • AI zmienia światowe aglomeracje

Nowa ustawa o OZE – w ocenie rządu – ma zracjonalizować wydatki na OZE przy jednoczesnym zagwarantowaniu atrakcyjności rynku OZE dla inwestorów. System aukcyjny, który zacznie działać od stycznia 2016 r., umożliwi pełną konkurencję wszystkich technologii OZE, co w konsekwencji doprowadzi do rozwoju nowych, najbardziej efektywnych kosztowo instalacji oraz uniemożliwi nadmierne wsparcie. W systemach o mocy do 0,5 MW energia będzie objęta obowiązkiem zakupu przez sprzedawców zobowiązanych (największych operatorów systemu elektroenergetycznego na danym terenie wyznaczanych do tej roli przez prezesa URE). Natomiast w systemach powyżej 0,5 MW energia będzie odsprzedawana po zagwarantowanej w aukcji stałej cenie uwzględniającej wsparcie w postaci premii na pokrycie różnicy między kosztem wytworzenia a ceną energii na rynku. W konsekwencji rząd proponuje ograniczenie wsparcia dla współspalania i dużej energetyki wodnej o mocy powyżej 5 MW, zamrożenie opłaty zastępczej i ograniczenie trwania wsparcia do 15 lat.

Rozliczeniami ma się zająć nowa instytucja – Operator Rozliczeń Energii Odnawialnej SA (OREO) – zapewniając dostępność energii ze źródeł odnawialnych w krajowym systemie elektroenergetycznym. Z tego tytułu ma pobierać tzw. opłatę OZE od wszystkich operatorów przeznaczoną na pokrycie ujemnego salda sprzedawców zobowiązanych.

Przy okazji nowego systemu wsparcia pojawia się dodatkowa kwestia, która może zaważyć nad dalszymi pracami nad Ustawą. Rząd przy wsparciu UOKiK upiera się, że nowy system wsparcia jest zgodny z nowymi zasadami pomocy publicznej w Unii Europejskiej zawartymi w tzw. rozporządzeniu GBER i że ustawy w Brukseli notyfikować nie trzeba – mimo że innego zdania była dotychczasowa wicepremier Elżbieta Bieńkowska. Są opinie – nawet wśród posłów – że przyjęcie rządowej wykładni naraża Skarb Państwa na gigantyczne koszty w przyszłości, gdyby Komisja Europejska uznała wprowadzony system wsparcia za niezgodny z prawem UE.

Na tym tle bledną wszelkie utyskiwania o nadmiernej przychylności nowej ustawy wobec farm wiatrowych i wyraźnej preferencji siły wiatru nad innymi odnawialnymi źródłami, zwłaszcza geotermią. Notabene parlamentarzyści z PiS uznają wiatraki za szkodzące zdrowiu Polaków i opanowane przez obcy kapitał, zaś geotermię, rozwijaną w Toruniu przez ojca Tadeusza Rydzyka, za jak najbardziej ekologiczną. Tak polityka przecina się z energetyką.

Liczniki do ustawy

Kluczowym zagadnieniem, które wiąże się z rozwojem mikroinstalacji OZE o mocy do 40 kW, jest wprowadzenie inteligentnego opomiarowania rozliczanego w okresach półrocznych. Wymusza to konieczność usankcjonowania korzystania z liczników inteligentnych w polskim prawie. Służy temu nowelizacja Prawa energetycznego i pokrewnych ustaw, zwana również ustawą licznikową.

Resort gospodarki proponuje, aby administratorem danych zebranych z liczników był Operator Informacji Pomiarowych, który ma zbierać dane ze wszystkich dystrybutorów prądu. Nie mógłby nimi swobodnie handlować i sprzedać np. firmie dostarczającej sprzęt AGD. Ewentualnymi kupcami mogłyby być wyłącznie firmy sprzedające prąd, ale nie dotyczyłoby to oczywiście informacji o konkretnych użytkownikach, dane byłyby agregowane. Każdy konsument miałby dostęp do informacji z własnego licznika. Dane byłyby przechowywane przez dwa lata.

Większość dużych krajów UE wprowadziła bądź wprowadza nowe liczniki. Z formalnego punktu widzenia Polska jest zobowiązana przez UE wdrożyć inteligentne opomiarowanie. Analizy pokazały, że to ma u nas sens, ale w Czechach – już nie. W Niemczech inteligentne liczniki są instalowane w gospodarstwach domowych, które zużywają co najmniej 6 MWh prądu rocznie. W Polsce taki pułap wykluczałby możliwość wprowadzenia liczników, ponieważ tylko 3% gospodarstw domowych zużywa 5 MWh i więcej energii w ciągu roku.


TOP 200