Praca zdalna zmieniła zasady. Jest lepiej czy gorzej?

Na świecie zrealizowano już wiele badań, które miały pomóc nam zrozumieć, jak poprawiło się nasze miejsce pracy (lub nie), kiedy przeszliśmy na tryb zdalny. Oto najciekawsze wnioski.

Praca zdalna szkodzi czy pomaga? / Fot. Michael Soledad, Unsplash.com

Praca zdalna szkodzi czy pomaga? / Fot. Michael Soledad, Unsplash.com

Jedną z firm, która przeanalizowała jak zmienił się dzień roboczy, jest Microsoft. Pracownicy, którzy mogli liczyć na home office i bardziej elastyczne godziny pracy, realizowali spotkania na Teamsach często po godzinie 17:00, między 18:00 a 20:00. A to tylko jedna z interesujących zmian.

Przejście na pracę zdalną sprawiło, że wiele osób mogło rozłożyć swoje obowiązki na cały dzień, co pod pewnymi względami jest dobre (mamy większą elastyczność), ale i złe (pracujemy wieczorami).

Zobacz również:

  • Już wkrótce z samochodu będziemy mogli pracować jak z domu
  • Jednak wolimy hybrydowo

Sprawdź: TPM 2.0

Inne badanie, zrealizowane przez Asana, ujawniło, że zamiast wykonywać pracę, do której zostaliśmy zatrudnieni, połowę czasu spędzamy na "pracy związanej z pracą". To m.in. przełączanie się między aplikacjami, komentowanie przeróżnych spraw na Slacku i innych aplikacjach, czy wysyłanie i sprawdzanie przypomnień i powiadomień. Kiepsko wygląda to szczególnie u menedżerów, którzy najwyraźniej prawie wcale nie wykonują znaczących zadań.

Dla wielu specjalistów dużym problemem jest to, że chociaż wprowadzone narzędzia przy pracy zdalnej rozwiązały niektóre problemy zespołów rozproszonych, to przy okazji stworzyły też nowe. Przykład? Jest stosunkowo łatwo sprawdzić, czy ktoś pracuje, gdy siedzi obok nas w biurze. W przypadku pracy zdalnej jest to o wiele trudniejsze i wprowadza pewnego rodzaju dyskomfort. Kiedy bowiem pojawia się jakiekolwiek powiadomienie na komunikatorze wewnętrznym, wiele osób czuje, że musi "wskoczyć" do konwersacji, aby udowodnić, że faktycznie siedzi przy biurku i zwraca uwagę. To sprawia, że w ciągu dnia stale się rozpraszamy, a powodem jest... chęć udowodnienia, że pracujemy.

Dużym problemem jest to, że większość komunikatorów do pracy zespołowej jest inspirowanych serwisami społecznościowymi. Z jednej strony ma to sens, bo są to usługi stworzone do budowania społeczności wśród ludzi, którzy nie spotykają się fizycznie. Z drugiej, firmy zajmujące się social mediami bardzo ciężko pracowały nad tym, aby zaprojektowane usługi uzależniały użytkowników - by ci stale sprawdzali, czy jest coś do polubienia i obejrzenia, spędzając tam dużo swojego czasu. Świetnie, jeśli mamy mnóstwo wolnego czasu i chcemy oglądać zdjęcia kotów. Mniej świetnie, jeśli próbujemy znaleźć informacje w korporacyjnym narzędziu do pracy zespołowej. I tak, zastanawiamy się później, czy chcemy "polubić" aktualizację jakiegoś projektu, czy też jakiej emotki użyć, aby zareagować na działania kolegi z działu sprzedaży.

Jeśli nie będziemy się pilnować, szybko można w ten sposób "przepracować" połowę dnia, de facto zajmując się komentowaniem i reagowaniem na wiadomości.

Zobacz: Filetracker

Niebezpieczeństwo polega też na tym, że menedżerowie i szefowie działów robią to samo. Tak powstaje nowa polityka biurowa, gdzie każdy z nas musi wyrobić sobie "pozycję" w zespole - i wyrabia ją na Slacku czy Mattermost. Ten, kto zabiera głos w dyskusjach, komentuje działania innych, wstawia zabawne GIF-y i emotki, ten jest zauważany. I ma szansę na późniejszy awans.

W obecnych czasach wkładanie większego wysiłku w budowanie tożsamości cyfrowej w miejscu pracy może być ważniejsze niż kiedykolwiek. Dlatego czy nam się to podoba, czy nie, warto zacząć używać większej liczby emotek, a także dowiedzieć się jak sprawnie wykorzystywać GIF-y i inne dodatki.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200