Pozorne wtajemniczenia

Zebrania kierowników służą głównie temu, aby niższy personel miał świadomość, że w firmie jest jakaś wiedza, do której nie ma on dostępu.

Zebrania kierowników służą głównie temu, aby niższy personel miał świadomość, że w firmie jest jakaś wiedza, do której nie ma on dostępu.

Mimo wprowadzenia rachunku ekonomicznego do gospodarki - już dobrych kilka lat temu - czasochłonne i częste zebrania są ciągle istotnym elementem krajobrazu w przedsiębiorstwach. Niby mówi się, że jest to strata czasu - przeliczalnego na pieniądze - bo nigdy nic konkretnego i ważnego się w takich szerokich gremiach nie ustala, a angażuje do nich osoby wykonujące znaczącą pracę. Niby wiadomo że są inne, skuteczniejsze sposoby komunikowania się pracowników uczestniczących w danym zadaniu, których zebranie powinno być jedynie ukoronowaniem. Niby ceni się otwartą komunikację w firmach, bez barier i tajemnic dla nielicznych. A jednak, mimo świadomości tych wszystkich uwarunkowań, zebrania są nie do ruszenia.

Czy jest to świadectwo niedorozwoju organizacyjnego przedsiębiorstw i ułomnego zarządzania? Najłatwiej byłoby odpowiedzieć na to pytanie pozytywnie i na tym zakończyć rozważania. Przecież wiadomo, że jeżeli procesy biznesowe w firmie nie przebiegają płynnie i prawidłowo, to co pewien czas pojawiają się problemy, które próbuje się rozwiązywać właśnie metodą zebrań, czyli ustaleń ad hoc. Jeśli pracownicy nie przestrzegają procedur pracy albo w ogóle ich nie ustalono, także pojawią się kłopoty, którym trzeba zaradzić, a więc zebrać się na okoliczność danego kłopotu i go "ręcznie" rozwiązać. Jeśli zarządzający nie ma dostatecznie dużo autorytetu i konsekwencji w wymaganiach, to jego wola - ani strategia firmy z nim utożsamiana - nie jest respektowana i osobiście musi interweniować. Najlepiej na zebraniu. Jeśli natomiast wszyscy wiedzą, co do nich należy, wykonują to i ma to wszystko sens, wówczas nie ma takiej natrętnej potrzeby zebrań. Są one zwoływane sporadycznie, a nie kilka razy w tygodniu (w różnych konfiguracjach osobowych, ale znacznie pokrywających się). To wyjaśnienie zebrań nasuwa się jako pierwsze i najbardziej oczywiste.

Ale jest jeszcze inne. Myślę o nim, gdy patrzę na miny ludzi - na ogół na szczeblu kierowniczym - wracających z takich zebrań. Otóż, wyraz twarzy takiego człowieka wszystkim nieobecnym (nie zaproszonym) na tym zebraniu komunikuje, że tam dowiedział się ważnych rzeczy, został dopuszczony do pewnych tajemnic, podjęto tam decyzje mające wpływ na losy innych pracowników. Podwładni obserwują go i domyślają się, co też tam takiego ważnego powiedziano i zdecydowano. Nie dowiedzą się tego, więc domyślają się. Wokół tegoż zebrania - zapewne bez większego znaczenia, ale dla wybranego grona - narasta pewna sztuczna rzeczywistość.

Najistotniejszą jej cechą jest władza tego, który wie (był na zebraniu), nad tym, który nie wie (nie był na nim). W ten sposób instytucja zebrań, doprowadzona do przesady, przekształca się z metody rozwiązywania problemów i metody komunikacji w metodę zapewniania sobie posłuchu i autorytetu. W czasach, w których tak trudno wyegzekwować posłuch, w czasach prawie anarchicznych, wcale nie dziwi nadzwyczajna trwałość licznych, czasochłonnych, nieefektywnych zebrań. Bo nie chodzi o to, aby były efektywne.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200