Późny owoc dzieciństwa

Kariery dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestolatków ich starsi koledzy uważają za zbyt szybkie, powierzchowne i pozbawione smaku zwycięstwa

Kariery dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestolatków ich starsi koledzy uważają za zbyt szybkie, powierzchowne i pozbawione smaku zwycięstwa

Wszyscy - albo prawie wszyscy - dążymy do życiowego sukcesu. Niektórzy mierzą go wysokością stanowiska, które osiągnęli, i łączącą się z nim zasobnością materialną oraz statusem społecznym. Obiektywnie rzecz biorąc, dzisiaj nie brakuje ludzi sukcesu: przed jednymi szansa pojawiła się nagle i została wykorzystana, inni, młodsi od razu zakładali, że będą "kimś", i konsekwentnie do tego dążyli. A jednak na twarzach i jednych, i drugich często widzę nigdy nie wypowiedziane zdziwienie, że są tymi, kim są - ludźmi sukcesu.

Ludzi na wysokich stanowiskach w gospodarce można podzielić na dwie grupy: tych ok. pięćdziesiątki, którzy lata spędzili na mniej eksponowanych stanowiskach, najedli się upokorzeń, a poczucie satysfakcji zdarzało im się nieczęsto, a jednak potrafili znaleźć się w nowych warunkach gospodarczych i wykorzystywać swoją szansę, oraz tych znacznie przed trzydziestką, którzy od przedszkola przygotowywali się do wyzwań wolnej konkurencji i nieskrępowanego rynku, kształcili się na wyższych uczelniach i zagranicznych stażach, aż w końcu wystartowali do wyścigu po stanowiska i wygrali.

Dzieli ich zawartość zdziwienia. Dyrektorzy ok. pięćdziesiątki w głębi duszy są ciągle zasmarkanymi, małymi chłopcami z ubogich rodzin, noszącymi w pamięci obraz biednego podwórka i prostych rodziców. Pamiętają swoje marzenia - mieć piłkę albo dżinsy. Pamiętają różne swoje handelki, saksy, pracę u bogatej ciotki. Potem były inne wydarzenia, ale one nie budują ciągłości. Liczy się tylko przestrzeń między światem lat dziecinnych a dzisiejszym gabinetem. Jest tak wielka, że aż niewiarygodna. Podejrzewam, iż wielu poważnych i szanowanych dyrektorów czasem podziwia siebie, że umie prowadzić samochód, że ma samochód, który jemu jako dziecku jawił się niczym dzisiejszym dzieciom pojazd kosmiczny. Czasem patrzą na siebie i nie mogą uwierzyć, że tak daleko zaszli. To, że są zdolni, wartościowi, kompetentni, że zapracowali na sukces, że jakoś im się należy, nie ma znaczenia wobec tego zupełnie nieracjonalnego zdumienia swoim losem. W głębi duszy chyba na zawsze zostajemy dziećmi w krótkich spodenkach.

Pokolenie przed trzydziestką jeszcze tego nie czuje, jeszcze nie "nażyło się" dostatecznie długo, aby patrzeć w przeszłość. Pokolenie młodych menedżerów, sprawnych, wykształconych, eleganckich pnie się błyskawicznie po szczeblach kariery - zawodowej i materialnej. A mimo to dwudziestoośmioletni młodzieńcy też są bardzo zdziwieni, że... nie są jeszcze prezesami największych banków czy dyrektorami generalnymi polskich filii międzynarodowych koncernów. Pytają, czy nie powinni już byli zrobić międzynarodowej kariery. Dziwią się, że dzisiejszy sukces daje im tak małe poczucie spełnienia. Wyciągają jeden wniosek: że jest to widać jeszcze za mały sukces.

Czy jedni są pełni pokory, a drudzy pełni pychy? Czy jedni są bojaźliwi, drudzy odważni? Czy jedni są powściągliwi, drudzy z rozmachem? Czy jedni są dojrzali, drudzy żółtodziobami?

Nie, jedni są pokoleniem pięćdziesięciolatków, drudzy trzydziestolatków. Dzieli ich tylko jakość dzieciństwa.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200