Polskie centra usług obawiają się fali emigracji do Niemiec

Szczególnie zagrożony może być Wrocław, gdzie - jak podaje Agencja Rozwoju Aglomeracji Wrocławskiej - 90% studentów biegle posługuje się językiem angielskim, a średnio co drugi - językiem niemieckim (33% studentów posługuje się językiem niemieckim w stopniu zaawansowanym, a 15% w stopniu dobrym). W 2009 r. miasto było jednym z liderów pod względem liczby absolwentów wyższych uczelni - ok. 26 tys. i liczby studentów - 145,5 tys. Dodatkowo jednym z najbardziej popularnych kierunków studiów na Politechnice Wrocławskiej to informatyka w biznesie i teleinformatyka, na której w 2008 r. o jeden indeks ubiegało się 12 kandydatów. Na rynku jest zatem coraz więcej osób spełniających kryteria stawiane przez pracodawców zza Odry.

2 mln Polaków wyemigrowało od maja 2004 r, czyli wejścia Polski do Unii Europejskiej. 70% pozostaje za granicą dłużej niż rok. Dziś jesteśmy nazywani największym eksporterem rąk do pracy w Europie.

"Ze względu na konieczność znajomości języka niemieckiego i posiadania konkretnych uprawnień i certyfikatów, skala nadchodzącej emigracji będzie mniejsza niż ta sprzed 7 lat, do Wielkiej Brytanii i Irlandii. Mimo to firmy z aglomeracji wrocławskiej mogą spodziewać się odejścia wykwalifikowanych pracowników i większej rotacji. Najbardziej poszukiwani przez firmy niemieckie są inżynierowie, informatycy, osoby gotowe podjąć pracę w usługach czy handlu" - mówi Natalia Hyla, Koordynator ds. Rekrutacji w Globalnym Centrum Biznesowym HP we Wrocławiu, członka ABSL. "Wrocławskie centrum HP zatrudnia przede wszystkim specjalistów z zakresu finansów, księgowości, marketingu, sprzedaży czy HR, dlatego nie spodziewamy się odpływu kadr. Są jednak takie działy jak wsparcie IT czy administracja i pracownicy z takimi kompetencjami istotnie mogą otrzymywać większą ilość ofert. Oczywiście, jeżeli znają język. Blisko 30% pracowników HP wszystkich specjalizacji posługuje się niemieckim w stopniu zaawansowanym" - zaznacza.

Zobacz również:

  • Najnowsze badanie dotyczące AI: praca będzie, ale będzie jej mniej
  • Intel przegrywa w niemieckim sądzie

Mniejszy zysk firmy z powodu większej rotacji firm

Zdaniem inwestorów otwarcie niemieckiego rynku pracy zaostrzy i tak już zaciętą rywalizację o kadry. Dla pracowników oznacza to lepsze oferty i większy wybór, ale dla pracodawcy wyższe koszty i rotację w przedsiębiorstwie. Eksperci Journal of Accountancy szacują, ze przeciętny koszt rotacji na jednym stanowisku pracy wynosi od 93% do nawet 200% rocznego wynagrodzenia pracownika. To oznacza, że jeśli koszt rocznego wynagrodzenia to 48 000 zł, to koszty rotacji oscylują pomiędzy 44 640 a 96 000 zł. Na tę wartość składają się między innymi koszty odejścia pracownika, przeprowadzenie nowej rekrutacji oraz cały proces wdrożenia nowej osoby.

W efekcie na koniec roku rozliczeniowego wiele firm może spodziewać się niższego zysku netto. "Otwarcie brytyjskiego rynku pracy dla Polaków w 2007 r. spowodowało deficyt wykwalifikowanych pracowników na polskim rynku pracy i w efekcie średni spadek przychodów firm o 10%"- mówi Joanna Borowicz, dyrektor Departamentu Zasobów Ludzkich, Szkoleń i Jakości Holicon, jednego z liderów polskiego rynku call/contact center, firmy należącej do ABSL. "Zdajemy sobie sprawę, że 1 maja 2011 r. może być początkiem kolejnej fali emigracji. Obecnie zatrudniamy ponad 1000 pracowników pracujących w obsłudze całego systemu contact center, zarówno agentów telefonicznych, jak i kadry zarządzającej. 60% naszych pracowników stanowią studenci, czyli osoby mobilne, szukające dopiero drogi zawodowej. To właśnie ta grupa jest najbardziej podatna na atrakcyjne finansowo oferty pracy niemieckich koncernów. Największym wyzwaniem dla utrzymania dobrej kondycji finansowej i obecnego poziomu rozwoju będzie więc zatrzymanie najbardziej utalentowanych pracowników i zwiększanie ich zaangażowania" - wyjaśnia.

Jednak przedstawiciele sektora nie przewidują, aby na otwarciu niemieckiego rynku pracy zyskały miasta z centralnej i wschodniej Polski, takie jak Warszawa, Łódź, Lublin czy Rzeszów. Zdaniem Krystiana Bestry, otwarcie granic nie spowoduje raczej znaczącego przetasowania na polskim rynku, jeśli chodzi o wiodące ośrodki biznesowe. Będziemy obserwować większą rotację wewnątrz kraju. Wakaty we Wrocławiu szybko mogą zapełnić pracownicy ze wschodnich województw. Paradoksalnie, na otwarciu niemieckiego rynku pracy najbardziej mogą stracić właśnie takie regiony jak podlaskie, lubelskie czy podkarpackie. Być może centra usług w Lublinie, czy Rzeszowie będą musiały zacząć rekrutację za naszą wschodnią granicą.

"Branża IT pod względem mobilności pracowników jest bardzo elastyczna i część specjalistów, zainteresowanych rozwojem kariery zawodowej poza granicami kraju, korzystała z oferty zachodnich, w tym niemieckich firm, jeszcze przed otwarciem rynku pracy dla Polaków. Należy jednak pamiętać o motywacji takich osób do podjęcia, czy zmiany pracy. Wykształcone, doświadczone osoby nie maja trudności ze znalezieniem ofert zatrudnienia w Polsce, sama zaś branża IT należy do grupy najlepiej opłacanych" - komentuje Michał Szostkowski, Country HR Managera w Tieto Poland oferującego usługi outsourcingu tworzenia oprogramowania i usług IT. "Z naszych obserwacji wynika, że różnica w wynagrodzeniu oferowanym przez poszczególne kraje nie jest wystarczająco korzystna, aby zrekompensować np. rozłąkę z rodziną. Różnice kulturowe oraz model zarządzania też nie pozostają tutaj bez znaczenia" - dodaje. Pokazuje to także nasza ankieta. Większość osób decyzję co do wyjazdu do Niemiec lub Austrii uzależnia od wysokości zaproponowanego wynagrodzenia.

"W ciągu ostatnich lat zmienił się także zakres projektów, nad którymi pracują przedstawicielstwa krajowych i zagranicznych firm w Polsce- zadania stawiane przed nimi nie różnią się z reguły od tych, których podejmują się specjaliści z Niemiec, czy Finlandii. Wszystko to sprawiło, że w tej chwili polscy inżynierowie oprogramowania mogą znaleźć oferty pracy odpowiadające ich indywidualnym potrzebom, bez konieczności relokacji do innego kraju, stąd też nie spodziewałbym się znacznego odpływu pracowników po 1.maja 2011r.$" - konkluduje Michał Szostkowski. Być może więc - jak to już zresztą miało miejsce w roku 2000 - niewielu polskich informatyków skorzysta z oferty firm niemieckich. Przypomnijmy, ogłoszony podczas CeBIT 2000 zamiar wprowadzenia w Niemczech tzw. zielonych kart dla 30 tys. informatyków z Indii i Europy Wschodniej stał się wówczas najważniejszym wydarzeniem tych targów. Niewielu jednak Polaków wyjechało...


TOP 200