Polska telewioska

W większości dużych miast USA można natknąć się na punkty usługowe firmy Kinko. Są to czynne często przez całą dobę, publicznie dostępne biura, w których można wykonać ksero, połączyć się z Internetem, skorzystać z drukarki i biurowego oprogramowania. Można też przygotować dowolny dokument i oprawić go lub tylko sprawdzić pocztę. I choć odpłatnie, to w cenach dostępnych dla każdego. W krajach rozwijających się takie punkty nazywa się dumnie telecentrami.

W większości dużych miast USA można natknąć się na punkty usługowe firmy Kinko. Są to czynne często przez całą dobę, publicznie dostępne biura, w których można wykonać ksero, połączyć się z Internetem, skorzystać z drukarki i biurowego oprogramowania. Można też przygotować dowolny dokument i oprawić go lub tylko sprawdzić pocztę. I choć odpłatnie, to w cenach dostępnych dla każdego. W krajach rozwijających się takie punkty nazywa się dumnie telecentrami.

W Polsce nie ma ani Kinko, ani innej firmy, która oferowałyby tego rodzaju usługi na masową skalę. Jest natomiast szansa, że wkrótce w polskich gminach pojawią się pierwsze telecentra. Powstają one w wyniku odgórnych działań, podjętych przez agendy rządowe. Gdy drobna przedsiębiorczość jest stosunkowo biedna i nie ma jeszcze rozbudzonego zapotrzebowania na takie usługi, potrzebna jest ingerencja państwa.

Dlaczego państwo miałoby wydzielać z i tak wiecznie niewystarczających środków budżetowych fundusze na budowę polskich odpowiedników punktów Kinko? Przede wszystkim dlatego że w interesie państwa powinien leżeć równomierny rozwój całego kraju. Telecentra miałyby powstrzymać trend centralizacji, pozwolić na stworzenie lepszych możliwości pracy na prowincji. Pouczający pod tym względem jest przykład dwóch państw północnej Europy - Szwecji i Norwegii. Szwecja ma ogromne problemy związane z wyludnieniem znacznych obszarów kraju, na skutek migracji ludności wiejskiej do miast. Na ogół są to procesy nieodwracalne. Zaś w Norwegii - poza oczywiście zbawiennym wsparciem dla gospodarstw rolnych finansowanych z miliardów dolarów osiąganych z wydobycia ropy naftowej i gigantycznych podatków VAT - zatrzymano rolników w dotychczasowym miejscu ich zamieszkania dzięki upowszechnieniu teleinformatyki na obszarach słabo zurbanizowanych.

Telecentra w strategii

Budowa polskich telecentrów jest zapisana w rządowej Strategii rozwoju telekomunikacji na wsi w latach 2000-2004. Telecentrum to wielofunkcyjne pomieszczenie, wyposażone w sprzęt biurowy (kopiarki, drukarki, skanery, bindownice itp.) oraz stanowiska komputerowe ze stałym dostępem do Internetu. Ich powstanie ma zahamować niekorzystne trendy migracyjne do centrów gospodarczych, dzięki umożliwieniu wykonywania telepracy czy zdalnego kształcenia. Telecentrum to również miejsce dostępu do sieci także dla przyjezdnych, np. turystów, i sposób na obniżenie kosztów działalności lokalnych małych firm (nie muszą mieć własnego komputera z dostępem do Internetu, żeby na przykład wysłać deklaracje do ZUS).

Naturalną lokalizacją telecentrów powinny być szkoły, biblioteki publiczne, poczty, domy kultury, świetlice czy nawet domy parafialne bądź budynki OSP. Czyli takie miejsca, gdzie skupia się życie społeczności lokalnych - bo telecentrum ma obejmować zasięgiem na ogół obszar jednej gminy.

Tak to wygląda w teorii, niestety realia nie nastrajają optymistycznie. Biblioteki na ogół są nie doinwestowane, pozbawione środków nawet na podstawową działalność i coraz częściej likwidowane w poszukiwaniu oszczędności. Poczta - ogromna państwowa instytucja, której kierunki działalności w ogromnych sporach zostają wytyczane podczas prac parlamentarnych nad ustawą o usługach pocztowych - nie ma mocy sprawczej, by podjąć wyzwania, z jakimi postanowiły się zmierzyć poczty w Anglii czy Skandynawii, gdzie szukają one nowych elektronicznych obszarów działalności.

Wydaje się, że najlepszą lokalizacją byłyby szkoły, bowiem do wielu z nich Internet i komputery już trafiły dzięki akcji Interklasa. Nie ma jednak w Polsce takich regulacji prawnych - jak w Es- tonii - zmuszających dyrektorów szkół by swoje pracownie komputerowe uczynili publicznymi punktami dostępu do Internetu. Dlatego w projekcie rządowym bardziej położono nacisk na budowę telecentrów jako nowych i odrębnych bytów. Powstają już pierwsze pilotażowe telecentra w gminach: Barwice w woj. zachodniopomorskim (www.barwice.pl), Wizna w woj. podlaskim, Stryszów w woj. małopolskim.

W projekcie przygotowanym przez Ministerstwo Łączności wykorzystano przykład Węgier, gdzie działa już ponad 200 telecentrów, zrzeszonych w Hungarian Telecottage Association. Doświadczenia węgierskie wskazują, że do rozpoczęcia dochodowej działalności gospodarczej telecentrum potrzeba co najmniej dwóch lat - przez ten okres potrzebne są dotacje państwowe. Budowa podstawowej konfiguracji telecentrum kosztuje 40-80 tys. zł. Łącznie na budowę polskich telecentrów trzeba przeznaczyć ponad 100 mln zł. Na szczęście, jedynym źródłem tej inwestycji nie musi być budżet państwa (a konkretnie środki Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej oraz Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi). Pozostają jeszcze fundusze strukturalne Unii Europejskiej i liczne fundacje związane z rozwojem regionalnym.

Docelowo telecentra mają utrzymywać się ze świadczenia usług. Mogą także zarabiać na obsłudze stron internetowych samorządu lokalnego i lokalnych firm. Przyszłościowym obszarem jest chociażby pełnienie usług rejestracyjnych dla wystawców elektronicznych certyfikatów, potrzebnych do funkcjonowania infrastruktury klucza publicznego.

Telecentra mają umożliwiać prowadzenie wideokonferencji (a także znacznie tańszych usług telefonii IP) czy świadczyć usługi doradcze. Mogą również przekształcić się w punkty informacyjne Unii Europejskiej (mogłyby pełnić pożyteczną rolę w nauce korzystania z funduszy unijnych). Teoretycznie telecentrum mogłoby być miejscem rozwoju różnorodnej aktywności lokalnej, np. związanej z promocją turystyki.

Zalecana ostrożność

Doświadczenia krajów Ameryki Środkowej i Południowej, gdzie już od wielu lat podejmowane są próby budowy telecentrów, nie są jednoznacznie pozytywne. Przede wszystkim bardzo mylące, bo skłaniają do nieuzasadnionego optymizmu, są wyniki działań pilotażowych. Udany pilotaż nie oznacza, że da się go łatwo replikować. W przypadku telecentrów dużo zależy od lokalnej społeczności. Tam, gdzie jest ona pełna inicjatywy, telecentrum znajduje użytkowników. Pilotaż zaś z reguły jest realizowany tam, gdzie już wcześniej była wyraźna chęć działania.

Pozostaje jeszcze jeden problem: dla ludzi, którzy nie mają telefonu, nie mówiąc już o komputerze, którzy żyją poniżej minimum socjalnego (a przecież na terenach, gdzie miałyby telecentra działać, takich osób jest więcej niż wskazywałaby na to średnia krajowa), cena skorzystania z telecentrum i tak będzie za wysoka.

Być może dobrym rozwiązaniem byłoby połączenie tworzenia telecentrów z ideą rozwoju mikrobanków (pod tym względem telecentra mogłyby również zastępować pocztę), które potrafią docierać z programami kredytowymi czy oszczędnościowymi, przede wszystkim tam gdzie nie ma zwykłych banków. Telecentrum byłoby więc takim lokalnym mikrobankiem. W Polsce działają rozproszone fundusze, udzielające mikropożyczek mieszkańcom wsi, ale na razie prowadzą one działalność w ograniczonej skali.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200