Polowanie na czarownice

Lokalny Informatyk zastanawiał się, czy przełożony może się mylić. Z rozmyślań wyszło, że o pomyłkach mowy być nie może, gdyż to co jest brane za pomyłki, w rzeczywistości jest postępowaniem niestereotypowym, mającym na celu zmylenie konkurencji.

W firmie zawrzało, gdy prawda wyszła na jaw. Okazało się, otóż, że konkurencja nie śpi zyskując przewagę rynkową, zostawiając Dyrekcję z przysłowiową ręką w nocniku. A konkretnie w jakiś cudowny sposób ktoś obcy wszedł w posiadanie strzeżonego pomysłu Dyrekcji. I oczywiście wykorzystał go bez żenady.

Na tę okoliczność postanowiono ukarać winnych, z Lokalnym na czele. Tak, to nie przejęzyczenie - winnych nie będzie się szukać, gdyż wiadomo, że na ogół winę ponosi Lokalny. Przynajmniej dlatego, że jest informatykiem i ciągle się myli stukając w klawisze. "No więc jak nam to wytłumaczysz, że nagle nasz strzeżony projekt znalazł się u konkurencji?" - Dyrekcja żądała konkretów, których Lokalny nie mógł dostarczyć, ot tak, od ręki. "Musiałbym przeprowadzić dochodzenie w sprawie" - rzekł Lokalny, zdaniem Dyrekcji grając na zwłokę. Dostał jednak dwie godziny czasu, po których nastąpiła następna faza rozliczeń i karania winnego. "Zbadałem wszystkie komputery, na których projekt mógł być przechowywany w postaci elektronicznej. Wyszedłem z założenia, że nikt nie wyniósł go poza siedzibę firmy na urządzeniu przenośnym..." - w tym miejscu wykonał typowy hitchcockowski suspens i rozejrzał się po zebranych, testując ich reakcję. Miny wielopostaciowej Dyrekcji były nieszczególne, czego należało się spodziewać, bo każdy z nich dysponował laptopem lub innym PDA i oczywiście nosił nagrany tam projekt, żeby nazywało się, jak to ciężko pracuje w domu. "Jednak nikt nie zgłosił utraty urządzenia, więc wyszedłem z założenia, że wyciek nastąpił z wnętrza naszej siedziby" - kontynuował dedukcję Lokalny, obserwując tym razem wyraz ulgi na wszystkich twarzach. "Sprawdziwszy skrzynki pocztowe okazało się, że z jednej z nich został wysłany mail do konkurencji. W załączniku był oczywiście ten projekt" - zakończył śledztwo Lokalny. "No wiedziałem, że znowu się komputer pomylił. A wszystko przez to, że nie potrafisz wdrożyć poprawnie oprogramowania do zarządzania pocztą!" - pieklił się Szef na Lokalnego. "Komputer wysyła tam, gdzie mu się wskaże" - wyjaśnił Lokalny. "No więc kto to wysłał?" - niecierpliwiła się Dyrekcja. "Szef" - obwieścił krótko i bez żenady Lokalny. "A rzeczywiście, kiedyś się pomyliłem, bo mam wpisany ich adres i mi się coś przesunęło i poszłooo!" - też bez żenady przyznał Szef.

Tym razem Lokalnemu znowu się upiekło. Jednak do czasu. Razu pewnego znajdzie się hak i na niego. Szef usilnie nad tym pracuje.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200