Pod hiszpańskim przewodem

Prezydencja hiszpańska przypadła na początek działania nowej Komisji Europejskiej, która rozpocznie pracę po głosowaniu wyznaczonym w Parlamencie Europejskim na 9 lutego. José Manuel Barroso przygotował projekt strategii rozwoju Unii Europejskiej EU2010, który ma zastąpić częściowo zdezaktualizowaną i, jak się okazało, nie w pełni skuteczną Strategię Lizbońską sprzed 10 lat. Zakłada się, że nowa strategia rozwoju europejskiej gospodarki, opublikowana jako formalny projekt w marcu, powinna być przyjęta w czerwcu, czyli jest realna szansa, że uwieńczy ona hiszpańską prezydencję.

Wspólne interesy

Śledząc program dla Hiszpanii w chwili objęcia rotacyjnego przewodnictwa w Unii Europejskiej, trudno nie szukać odniesień do wyzwań czekających Polskę za niespełna półtora roku. Stosunkowo krótka, bo zaledwie sześciomiesięczna prezydencja nie daje wielkiej władzy, ale przewodniczenie pracom Rady Unii Europejskiej to okazja do wpływu na większość kluczowych decyzji. To nie tylko prestiż, czy też, jak to być może widzą niektórzy nasi politycy, zadośćuczynienie za lata, kiedy Polska znajdowała się na marginesie projektu europejskiego lub poza nim. To przede wszystkim obowiązek wzięcia odpowiedzialności za wspólną strategię i rozwój. W powszechnej percepcji i przekazie medialnym, wciąż ważniejsza wydaje się mobilizacja rządu, samorządów i polskich firm przy budowie zasobów infrastruktury przed mistrzostwami Europy w piłce nożnej niż przygotowanie do prezydencji europejskiej. Zadbano już wprawdzie o nowe lokum w Brukseli dla zwiększonej grupy urzędników, co niestety ma się podobno wiązać z porzuceniem ładnego i nowoczesnego budynku przedstawicielstwa przy Avenue de Tervuern, ale o pracach nad ustaleniem tego, co ma z naszej prezydencji wynikać, słychać znacznie mniej.

Każdy, komu nie jest obca technika unijnych prac legislacyjnych oraz dokumentów politycznych, musi wiedzieć, że ustalone praktyką i prawem unijnym zwykłe procedury i konsultacje trwają w sumie zwykle około dwóch lat. Jeżeli chcielibyśmy zostawić po sześciu miesiącach polskiej prezydencji jakiś własny, autorski ślad, to bierzmy pod uwagę, że już chyba jesteśmy nieco spóźnieni. Być może przeciętny obywatel nie musi wiedzieć wszystkiego, co się planuje w ministerialnych gabinetach, ale opanowana u nas nieźle technika improwizacji może się w warunkach unijnej biurokracji nie sprawdzić, skazując nas na kontrasygnatę dokonań innych.


TOP 200