Planeta M@łp i jak na niej przetrwać

PanMarket

Chodzi oczywiście o wszechrynek, ale można to odczytać po polsku dosłownie.

W najnowszym nurcie liberalnym nie brak wizjonerów, którzy wieszczą, że świat epoki cyfrowej zmierza ku wszechwładzy rynku. Rynek istniał od zarania kultury, ale w żadnej epoce nie eksperymentowano z rynkiem totalnym w przeciwieństwie do totalitaryzmów ideologicznych czy teokratycznych, których było bez liku. Nie próbowano budować utopii, bo rynek to z samej swej natury Praxis, zasadzająca się na racjonalnym działaniu, a nie wcielanej odgórnie wizji, która, mówiąc słowami Karla Poppera, ma przychylić ludziom nieba, a zazwyczaj sprowadza piekło.

Wizję utopii rynkowej znaleźć można w fikcji literackiej. Przykładem jest książka Australijczyka, Maxa Barry'ego, "Logoland", w której autor maluje świat bezwzględnego terroru konsumpcyjnego opanowany przez kilka koncernów. Urynkowienie poszło tak daleko, że np. policja ściga przestępców dopiero wtedy, gdy ofiara zapłaci.

Jeszcze dalej idzie Terence Ball w eseju "Marketopia" (2001: 74-810), w którym autor nie stroni od surrealistycznego kolorytu. Jednakże surrealizm zmienia się wraz z epokami; to co wczoraj wydawało się ludziom surrealistyczne, dziś jest jak najbardziej realistyczne.

Z tej fantazji wyłania się wizja świata jako rynku ostatecznego (który być może zastąpi Sąd Ostateczny); market singularity - jedyność rynku jako systemu regulacji. Nie ma dla hiperkapitalizmu rzeczy niefunkcjonalnych, wchłonie każdy, nawet wrogi dlań dyskurs. Warto sięgnąć do A. Gramsciego konceptu hegemonizmu czy prac Michela Foucaulta, by się dowiedzieć, jak się utrzymuje władzę - nie przez spychanie buntu i kontestacji w niebyt, a przez włączanie dyskursów mniejszościowych w główny, komercyjny, nurt. Przykład: seksualność człowieka - długo wypychana z obiegu kultury jako coś intymnego, wstydliwego - dziś wszędzie jej pełno - bo popędy łatwo się komercjalizuje, a także wprzęga do polityki (o czym my, tu, nad Wisłą, możemy wiele ostatnio powiedzieć).

Nie jesteśmy jeszcze w stanie ogarnąć myślą, co oznacza to wchłanianie rzeczywistości cyfrowej przez kapitalizm. Przede wszystkim stwarza to niesamowite możliwości eksperymentowania, społecznego tworzenia rzeczywistości. Jest to znakomita forma rozpowszechniania wirtualnej koncepcji pracy i własności. Rozciągnięcie obrotu na dobra cyfrowe znakomicie poszerza zakres usług i produktów, powodując tym nową ekspansję kapitalizmu.

Hiperkapitalizm nie potrzebuje już z nikim prowadzić walki ideologicznej, zniszczył swego głównego wroga - socjalizm i bawi się jego resztkami, przekształcając je w przemysł kultury dostarczający mocnych doznań (za odpowiednią opłatą można na byłej granicy międzyniemieckiej poddać się stresującej kontroli granicznej).

Rynek jest kreatorem i konektorem, a strumienie finansowe najsilniejszym atraktorem, za którym idą: kultura, polityka, media, nauka - jak opiłki żelaza za biegunem magnesu. Pieniądz jako metamedium jest tkaczem sieci oplatających ludzi, organizuje nasze życie, neutralizuje antyciała, zagospodaruje zarówno potrzebę gromadzenia dóbr, jak i potrzeby postmaterialne, nastawione na jakość życia. Jest to najdoskonalszy ustrój w historii z punktu widzenia jego zdolności adaptacji. Żyje z kryzysów, które go umacniają i nie pozwalają zniszczyć. Prawa i instytucje formalnie ustanawiają państwa, ale są one coraz mocniej penetrowane przez potężne grupy interesu.

Rynek zawłaszcza inne systemy regulacji - pokrewieństwa, instytucje hierarchiczne (państwo, kościoły), instytucje totalne (zgromadzenia zakonne stają się podmiotami gospodarującymi - produkcja serów, win), sieci (marketing wirusowy), które są dlań doskonałym środowiskiem. Hiperkapitalizm przekształca państwa, organizacje, przestrzeń (miast), komercjalizuje religie, bezpieczeństwo, relacje międzyludzkie, nie ma dlań elementów dysfunkcjonalnych, wszystko może go wzmacniać, nawet terroryzm. Jeśli konsumpcjonizmu nie uznawać za ideologię, to jest on postideologiczny, kapitalizm potrafi wyznaczyć przeciwnikowi płaszczyznę walki, tak jak komunizmowi narzucił dyskurs praw człowieka, dziś prawa człowieka są mniej istotne, dopóki reżimy są funkcjonalne, nie zamykają się przed globalizacją (Saddam Husajn by nie przeszkadzał, gdyby Irak był funkcjonalną częścią rynków globalnych).

Hiperkapitalizm produkuje wartości, które leczą z "dżihadu", chronią przed etnocentryzmami i nietolerancją, są przydatne w procesie adaptacji do rynku i społeczeństwa otwartego. W takiej kulturze widzi się walory terapeutyczne, ma ona przerabiać patriotów na konsumentów, uczyć otwartości, życia bez blokad; rozbudzać potrzebę osiągnięć, patrzenia w przyszłość bez nieustannego nurzania się w historię. Słowem: hiperkapitalizm akcje protestacyjne wypuszcza na giełdę.

Autor jest profesorem socjologii w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie i wiceprezesem Fundacji ProCultura.


TOP 200