Picceria, czyli antropologia IT

Ma, oczywiście, wszystkie zalety tak elokwentnie opisane jako "biznes w chmurach", a więc pod względem (niskich) kosztów i zwrotu z inwestycji przekracza o kilka rzędów wielkości podobne narzędzia różnych znanych gigantów. Łatwość lokalizacji językowej - rzędu kilku dni pracy. Cóż, przyznam się, usiłowałem to narzędzie wypromować w Polsce. Ze stratą dla mnie, ale i dla setek małych projektów, które dziś nie posługują się wcale takimi - jakże im potrzebnymi! - narzędziami, bo koszty licencji narzędzi wielkich i znanych są zaporowe, nie udało mi się to przedsięwzięcie.

"Forbes" wie najlepiej, że choć o perypetiach giełdowych gigantów i międzynarodowych korporacji mało się pisze i ciekawie czyta, to rozwój gospodarki zależy od firm małych i średnich oraz zdolności nawet owych gigantów do szybkiego, elastycznego realizowania drobnych zmian w istniejących systemach IT. Może teraz uda mi się lepiej? Tylko, oczywiście, muszę zacząć reklamować ReQtest jako "chmurę obliczeniową" i jako "rewelacyjną nowość". Ciężko mi będzie, bo nie lubię kłamliwych form reklamy ani sprzedawania klientom dobrych, sprawdzonych rozwiązań jako rzekomych meganowości.

Drapacze chmur obliczeniowych

Za mało czytam! Pisząc ten artykuł, uczepiłem się - niesprawiedliwie, jak się okazało - "Wyzwań firm". Wczoraj odkryłem - dobry Boże! - że to nieszczęsne, nowomowne słówko "cloud computing" jak młodzieńczy trądzik pokrywa okładki większej liczby pism. Tak zachwalany przeze mnie wcześniej Computerworld - oczywiście też. Wybaczam. Muszą. Czytelnicy usłyszeli to piękne określenie i teraz oczekują, że coś o nim sobie podniecającego poczytają. Trzeba im to dać, tak jak "Super Express" musi dać fotkę rozebranej dziewczyny...

Patrzę dalej, "Manager". Tym razem z okładki nie straszy wprawdzie facet w ciemnych okularach z wściekłą miną i trzema komórkami w rękach, tylko Microsoft oraz jeszcze bardziej wypasiona nazwa "informatyczna chmura", ale jednak straszy. Straszy tych zwłaszcza, co pamiętają, że to ta firma właśnie przez lata dzielnie opierała się koncepcji ASP, jako niezgodnej z duchem dramatycznych, nowych, rewelacyjnych wersji oraz zasadą obciążania użytkownika najskromniejszego laptopa obowiązkami dzielnego administratora systemu, wciąż samodzielnie instalującego nowe łaty, dbającego o własne kopie zapasowe i w ogóle wykonującego za firmę, której zapłacił, 50% właściwej pracy. Idea "chmury" w ogóle wiąże się nierozerwalnie z ideą "cienkiego klienta" (nie trzeba chyba mówić, że to kluczowe określenie w żadnym z cytowanych tu omówień nie pada - chyba nie jest poprawne politycznie), a "cienki klient" oznacza jednak spadek przychodów ze sprzedaży oprogramowania, niezbędnego "grubym klientom".

Chyba mam spiskowy sposób postrzegania rzeczywistości, ale nie w sprawie działania rosyjskich służb specjalnych, tylko w sprawie "chmury". Jakoś tak bowiem wydaje mi się, że ten nagły zgiełk medialny wokół pozornej nowości wiąże się z tym, że pewna duża międzynarodowa firma uznała, że jest już technicznie gotowa, aby poświęcić część zysków z oprogramowania "grubych klientów" na rzecz zysków płynących z rozwiązań ASP.

Bogdan Bereza-Jarociński jest konsultantem w firmie NewQuality, m.in. specjalistą w zakresie zarządzania projektami, zarządzania ryzykiem i zarządzania jakością, trenerem biznesu, psychologiem organizacji, informatykiem.


TOP 200