Paragraf na telekomy

Tworząc prawne pojęcie usługi powszechnej, państwo mogło przerzucić swoje dotychczasowe obowiązki na operatorów i ustalić minimalny zakres usług przezeń gwarantowanych. Sytuacja stała się więc podobna jak w polskiej gastronomii we wczesnych latach 50., kiedy to restauracje oferowały trzy- daniowe obiady po stałej cenie. Na żądanie państwa gwarantowany posiłek o określonej jakości. Oczywiś-cie zamożniejsi klienci mogli zamawiać dowolne dania. Analogicznie jest z usługą powszechną. Oprócz niej operator oferuje droższe usługi o lepszych parametrach. Tylko powiedzmy sobie szczerze, są one przeznaczone przede wszystkim dla biznesmenów. Ci przebierają w ofertach dostępu do Internetu, transmisji danych, gwarancjach 100-proc. bezawaryjności itd. Zwykłym śmiertelnikom wystarcza usługa świadczona przez eks-monopolistę.

... A ten raczej nigdy nie zbankrutuje.

Oj tak. Rynek nie daje stabilności. Nic dziwnego, że operatorzy komórkowi korzystają z traktów należących do operatorów przodujących. Dzięki z góry narzuconym przez regulatora stawkom system rozliczeń jest stabilniejszy, oparty na rachunku kosztów. Regulacja dotyczy telefonii stacjonarnej. W rezultacie operatorzy komórkowi wykorzystują asymetrię w regulacji: ceny połączeń z sieci stacjonarnej do sieci komórkowej nie są uregulowane, przez co w Unii Europejskiej są dwukrotnie lub trzykrotnie wyższe niż z komórki na telefon stacjonarny.

Komisja Europejska zaczęła się temu pilnie przyglądać i ma zamiar interweniować w dwóch przypadkach: w obszarze interconnection od telefonu stacjonarnego do komórkowego oraz w połączeniach roamingowych między sieciami. W obu obszarach pobierane są nieuzasadnione, zbyt wysokie opłaty.

Przecież konkurencja powinna sama to wymusić!

Szczerze? Mówi się o konkurencji, ale sama konkurencja nie jest w stanie spowodować obniżenia cen. Muszą interweniować komisarze europejscy.

Sytuacja jest o tyle ciekawa, że komórki wypierają telefon stacjonarny. Tak się stało już w Polsce i na Węgrzech.

Bo w tych krajach komórka jest nie tyle dodatkiem do telefonu stacjonarnego, lecz jest jego pełnoprawnym substytutem. Bardziej się opłaca mieć komórkę i zrezygnować z telefonu stacjonarnego. Natomiast tam, gdzie dostępność i przepustowość dostępu do Internetu jest znaczna, w komunikacji liczy się sieć stacjonarna. Ale za kilka lat to wszystko może się zmienić, gdy rzeczywiście zacznie działać UMTS.

W takim razie, dlaczego operatorzy stacjonarni bronią się przed uwolnieniem pętli lokalnej?

Nie operatorzy, lecz operator: Telekomunikacja Polska SA. Ale ja nawet mam wątpliwości, czy jest do tego zobowiązana. Unbundling ma dotyczyć operatorów zasiedziałych, dominujących, pod warunkiem że komunikacja jest realizowana z wykorzystaniem starej sieci miedzianej. Nie dotyczy to światłowodów! Zaś TP SA znacznie rozbudowała i unowocześniła ostatnio swoją sieć.

Z drugiej jednak strony UE wysuwa argument, że operatorzy narodowi wystarczająco się wzbogacili na tzw. rencie monopolowej i można im bezboleśnie utoczyć trochę krwi. Faktem jest, że TP SA inwestowała w latach 90. jako spółka Skarbu Państwa, a dopiero potem jako firma prywatna. Niemniej nadal korzystała z monopolu: najpierw na połączenia międzymiastowe, a teraz międzynarodowe. I to z kolei przemawia za uwolnieniem pętli w sieci TP SA.

Nie ma mowy o tym, żeby objąć unbundlingiem Netię czy innych operatorów. Zbudowali sieć w warunkach uczciwej konkurencji. UE mówi wyłącznie o operatorze dominującym. I niech tak zostanie.

Może się okazać, że operatorzy zaczną obchodzić wszelkie ograniczenia w dostępie do potencjalnych klientów, oferując im telefonię głosową poprzez Internet. Tak się już dzieje - niezwykła popularność połączeń międzynarodowych via Internet wzbudziła zaniepokojenie dawnych monopolistów.

Głosy są podzielone, czy taka forma usługi szybko przynosi zyski. Ale operatorzy dominujący korzystają z sieci w IP w ruchu hurtowym. W formie pakietów wędruje za granicę ponad 60% minut rozmów głosowych. Z czasem przestanie mieć znaczenie tradycyjne komutowanie łączy, będzie się liczyć wyłącznie technologia pakietowo-cyfrowa.

Gdy rozmawiamy o pożytkach z regulowania rynku telekomunikacyjnego, warto byłoby wskazać na kraj, gdzie sprawdziło się prawo telekomunikacyjne.

Finlandia nie miała nigdy 100-proc. monopolu. Do połowy lat 90. korzystała jeszcze z prawa telekomunikacyjnego, ustanowionego przez cara Aleksandra II. Działały setki lokalnych firm telefonicznych, ale jedna państwowa, mająca monopol na usługi międzystrefowe i międzynaro- dowe. Za to musiała telefonizować północ Finlandii, ponosząc niewyobrażalne koszty bez większej szansy na szybki zwrot. Gdy Finlandia weszła do Unii, okazało się, że jej lokalne firmy telekomunikacyjne są świetnie przygotowane do działania na konkurencyjnym rynku. Oczywiście, żeby konkurować, musiały się połączyć - nastąpiły silne ruchy konsolidacyjne. Natomiast dawny monopolista fiński Sonera połączył się ze szwedzką Telią, planując ekspansję na cały rynek skandynawski.

Jak sobie Pan wyobraża przyszłość rynku telekomunikacyjnego?

Po upadku koncernu WorldCom jestem troszeczkę przybity i trudno mi prognozować. To była wschodząca gwiazda nowej gospodarki. 30% sieci transmisji należało do niej. Dzisiaj przyszłość jest dla mnie zagadką. Ale nie mam wątpliwości, że w skali światowej zostanie tylko kilku operatorów. Również analiza ekonomiczna UMTS nie daje szans, aby np. w Niemczech działało sześciu operatorów tej sieci - tam jest miejsce na trzech. Przestanie mieć też znaczenie odległość - to pojęcie zniknie z cennika.

Czy wzrośnie konkurencja? Trudno powiedzieć. Przykładowo, w Niemczech i Wlk. Brytanii dostęp do Internetu opiera się na ADSL. Okazało się, że połączenia te są oferowane poniżej kosztów. Konkurencja jest w stanie to udowodnić. Ale kto się zgodzi - w imię obrony wolnego rynku - podwyższać ceny?


TOP 200