Papier do lamusa? No way!

W ubiegłym roku liczba osób odwiedzających internetowe serwisy głównych amerykańskich wydawców prasy codziennej wzrosła o 16%. Najwięcej czytelników (18 mln) miało sieciowe wydanie "The New York Times". Na drugim miejscu uplasował się "USA Today" z 11,4 mln odwiedzających, na trzecim "The Washington Post" z 9,5 mln czytelników.

Pęd ku wiedzy naszych przyjaciół zza wielkiej wody cieszy. Martwią natomiast konsekwencje masowego pozyskiwania informacji z internetu, które skutkują brakiem zainteresowania tradycyjną prasą. Trzeba (stety bądź nie) uwzględnić fakt, że to Ameryka często wytycza kierunek zmian, które za naście lat pojawiają się w Europie...

Model biznesowy wydawnictw od lat pozostaje niezmienny. Opiera się głównie na reklamach. To dzięki nim redakcje mogą zatrudniać sztab ludzi - reporterów, dziennikarzy, a wydawcy dostarczać pismo czytelnikom. Od kilku lat reklamodawcy, przynajmniej na gigantycznym amerykańskim rynku, coraz chętniej chcą jednak docierać ze swoim przesłaniem do użytkowników internetu, a nie prasy drukowanej.

Według IAB (Interactive Advertising Bureau) gwałtowany nakład wydatków na reklamy internetowe obserwowany jest w USA od 2004 r. (z ok. 12,5 mld USD do blisko 24 mld USD - liczba prognozowana na koniec ub.r.). Mimo kryzysu w 2009 r. wartość ta ma jeszcze wzrosnąć (eksperci eMarketer szacują, że do 25,7 mld USD).

Efekty są już widoczne. Średnia marża z reklam w "The Washington Post" w ciągu 5 lat zmniejszyła się o 25% w stosunku do wartości, którą gazeta wypracowywała przez ostatnich 15 lat. W przypadku "The New York Times" odsetek ten wyniósł ponad 50%. Na przestrzeni kilku lat liczba amerykańskich korespondentów działających poza granicami kraju spadła o 25%.

W Polsce rozwój internetu jest równie dynamiczny, jak w USA, choć oczywiście na mniejszą skalę. Nasz znacznie uboższy potencjał finansowy ma także swe odbicie w rynku reklamy internetowej. Według IAB Polska i PricewaterhouseCoopers, przez sześć miesięcy ub.r. wydano na nią nieco ponad pół miliarda złotych. To o wiele za mało, aby można było stworzyć nowe etaty dla i tak mocno okrojonych redakcji online'owych, a nie od dziś wiadomo, że tylko odpowiednio wykwalifikowani ludzie są w stanie dobrze wykonywać swoją pracę.

Co zatem można zrobić? Czytać, czytać, i jeszcze raz czytać! I prasę drukowaną (podstawa), i źródła internetowe (bogate, dopełniające treści). Jako szef redakcji "NetWorld Online" jestem gorącym orędownikiem sieciowej formy przekazu, ale nie w jej masowym wydaniu. Cenię internet za szybkość dotarcia do informacji, mnogość źródeł, atrakcyjną często formę pokazania treści, nieograniczony wręcz dostęp do wiedzy. Z drugiej zaś strony, sieć to "szambo pełne bezużytecznych informacji" (Eric Schmidt, dyrektor wykonawczy Google) i niejednokrotnie trzeba się wykazać sporą dawką przenikliwości, tudzież inteligencji, żeby się w tym wszystkim nie pogubić.

Przechodząc całkowicie "na własne podwórko". Prowadzimy miesięcznik, mamy zatem całkiem sporo czasu, aby starannie wyselekcjonować materiały, przeredagować je, opracować graficznie - tego nie da się zrealizować "online". Być może dlatego liczba prenumeratorów "NetWorlda" systematycznie rośnie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200