PESYMIZM NA OBU BIEGUNACH

W roku 2030 będziemy mieć wciąż do czynienia z tym procesem i konfliktami, jakie z niego wynikną. Oczywiście, takiej liczby ludzi nie będzie w stanie przyjąć nikt, wskutek czego na granicach obszarów docelowych tej rzeszy imigrantów odbywać się będzie nieustannie ostatni etap selekcji i zawracanie tych, którzy nie będą spełniać kryteriów, czyli 99%. Europa zamieni się w coś w rodzaju obozu warownego z siłami szybkiego reagowania na granicach, napór na nie będzie jednak tak silny, że obóz ów nie będzie w stanie utrzymać się długo bez uciekania się do aktów masowego ludobójstwa.

Chaos i regres

Futurologia polega niekiedy na wyznaczeniu biegunów - optymistycznego i pesymistycznego. Jeśli uda się to zrobić, wtedy wiadomo, że gdzieś między nimi sytuuje się to, co nastąpi w rzeczy samej. W przypadku roku 2030 mamy kłopot, bo jeśli przyjąć zarysowaną powyżej wersję za pesymistyczną, to i drugi biegun z optymizmem nie ma nic wspólnego. Gdyby bowiem doszło do wcześniejszego otwarcia granic dla napływowych (np. poprzez włączenie Turcji do Unii Europejskiej), efektem byłby porównywalny co do skutków kataklizm. Przyjęcie Turcji byłoby jak otwarcie bramy, przez którą runie na Europę jakieś 100 mln muzułmanów, oczywiście w perspektywie kilkunastu lat. Nie mam tu na myśli samej tylko Turcji, która w ten sposób musiałaby się wyludnić, ale w ogóle świat muzułmański, korzystający z okazji i stopniowo starający się przeniknąć masowo na nasz kontynent. Ceną za obranie tego wariantu byłoby zdominowanie demograficzne przez wyznawców Allaha europejskich autochtonów, a co za tym idzie, utrata przez tych ostatnich tożsamości narodowej, kulturowej, religijnej itp. Wątpię, czy Europejczycy będą chcieli do tego dopuścić. Gdyby jednak do tego doszło, okolice roku 2030 w Europie stałyby się okresem mniejszych i większych konfliktów, a nawet wojen o podłożu rasistowskim i religijnym. Jedynym pewnym efektem tych starć wydaje się chaos i regres rozwojowy na niespotykaną wcześniej skalę.

Przyszłość, także ta z okolic roku 2030, rysuje się jako spiętrzenie plag, ponieważ żadnego z nabrzmiałych problemów cywilizacji dziś nie rozwiązujemy, toczymy tylko walkę o odepchnięcie ich jak najdalej w przyszłość. Za to, że ochoczo składamy ten bagaż na barki naszych późnych wnuków, będą nas oni kląć w żywy kamień, gdyż do własnych kłopotów dostaną jeszcze w prezencie pakiet odziedziczony po nas. Efektem wynikłej stąd kumulacji może być krach albo nawet całkowita zagłada cywilizacji, zależnie od tego, jaki stopień intensywności przyjmą zagrożenia.


TOP 200