Ostatnia książka

Atrament na mikroprocesorach

Oczywiście, jak każda książka elektroniczna, tak i ten pomysł nie obejdzie się bez mikroprocesorów i komputerowych pamięci. Te elementy są jednak niewielkie i dają się zgrabnie ukryć w grzbiecie książki. Nowością jest zastosowanie elektronicznego atramentu (electronic ink). Ma on zastąpić wyświetlacze LCD, które są drogie, wymagają odpowiedniego oświetlenia i kąta nachylenia przy czytaniu, no i mają niewiele wspólnego z wrażeniami powstającymi podczas dotykania papierowej książki. Nie należy także zapominać o specyfice zapoznawania się z nią. Owszem, w najprostszym przypadku traktujemy ją jako medium sekwencyjne, czytając od początku do końca. Ale istotną funkcją jest także możliwość kartkowania, przeglądania.

I te właściwości dałoby się zasymulować na drodze programowej, niemniej optyka, a zwłaszcza mechanika korzystania z książki jest nie do podrobienia za pomocą monitora ekranowego. Atrament elektroniczny to warstwa podobnego do papieru materiału o grubości 200 mikronów (0,2 mm) wypełnionego czarno-białymi mikrokapsułkami o rozmiarach 40 mikronów. Cząsteczki te, wysterowane doprowadzonym napięciem, są zdolne przyjmować różne pozycje, układając się według określonych wzorów (np. liter). Ich istotną właściwością jest brak potrzeby stałego odświeżania (refresh) zawartości stron, co wielokrotnie redukuje potrzebę dopływu energii elektrycznej w stosunku do wyświetlaczy LCD.

Książkę "napisaną" elektronicznym atramentem można by wgrać po podłączeniu się do komputera (Internetu) bądź z jej własnej pamięci. Na płaskiej karcie pamięci (flash card) można zapamiętać setki książek, przyjmując 2 KB na stronę. Niewykluczone, że wkrótce na niewielkiej karcie pamięciowej uda się zapamiętać nie tylko gigabajty, ale (choćby pojedyncze) terabajty. Pozwoliłoby to na potencjalne pomieszczenie w jednej książce zasobów największych księgozbiorów świata - Biblioteka Kongresu USA liczy 100 mln skatalogowanych obiektów. Postawmy jeszcze kropkę nad tymi prognozami: w razie potrzeby elektroniczną książkę można by wyposażyć w urządzenie odbiorcze, co zapewniłoby bieżącą łączność z wydawnictwem (aktualizacja).

Bitwa o papier

Zanim sięgniemy po "ostatnią" książkę, której nie zdołamy przeczytać przez całe życie, możemy skorzystać z rozwiązań alternatywnych w stosunku do papieru. W wielu wypadkach "bitwa o papier", jeśli ktoś taką próbował toczyć, została już rozstrzygnięta na korzyść elektroniki. Czy "cegła" o wdzięcznej nazwie "Podręczny słownik angielsko-polski" może konkurować ze słownikami elektronicznymi typu Hexaglot mieszczącymi się w kieszeni? Z pewnością nie, jeśli chodzi o liczbę haseł. Czytelnik nie znający angielskiej gramatyki próżno będzie szukał w książce wyrazu had. W najlepszym razie zostanie odesłany do have, a to oznacza kolejną stratę czasu. Słowniki elektroniczne mówią z głośnika, potrafią kontrolować pisownię i operować znakami wieloznacznymi (wildcard), ułatwiając tzw. krzyżówkowe wyszukiwanie.

W zakresie literatury referencyjno-dokumentacyjnej czy encyklopedycznej komputerowa książka bije również na głowę swą klasyczną "siostrę" możliwościami wyszukiwania informacji. To jasne, że więcej znaleźć potrafi ten, kto więcej wie, ale też funkcjonalność systemu tradycyjnego i elektronicznego jest nieporównywalna. Papierowa książka ma tylko jeden podstawowy indeks - alfabetyczny i do tego nie zawsze pełny. Poza tym możemy liczyć na spis treści, map, tabel czy ilustracji, niekiedy trafiamy także na indeks nazwisk. W książce komputerowej nic nie stoi na przeszkodzie, aby indeksami objąć niemal wszystkie hasła czy frazy tekstu.

Prawdziwa siła słów zapisanych na nośniku maszynowym (niesekwencyjnym) ujawnia się dopiero wtedy, gdy robimy to w technologi hipertekstowej. Poruszamy się swobodnie po różnych hasłach zaczynających się dowolną literą alfabetu i umieszczonych w różnych kontekstach. W dialogu z hipermedium tworzymy nowy kontekst określany celem naszych poszukiwań. Koniec z odnośnikami do odnośników, strzałkami w tekście i stertami tomów pootwieranych na interesujących nas stronach i zawalających biurka czy podłogi. A wszystko jak najbardziej aktualne i dostępne natychmiast.

Czy zatem papier jest bez szans w starciu z mediami elektronicznymi? Odpowiedź nie musi być binarną alternatywą: tak albo nie. Wystarczy wskazać na podobieństwa w zakresie rozwoju innych technologii, które mogą się znakomicie uzupełniać. Samolot czy samochód nie wyparły starszego od nich pociągu. Początek filmu nie był końcem teatru, a telewizja nie zlikwidowała wszystkich kin. Elektryczna golarka nie zastąpiła żyletek. To raczej te ostatnie zastępowane są przez ich doskonalsze wersje (nożyki). Jednak brzytwą się już nie golimy, a na początku lat 70., w szybkim tempie, suwaki logarytmiczne jednoznacznie zaczęły ustępować miejsca elektronicznym kalkulatorom.


TOP 200