Orbicom

Orbicom to słowo-hybryda: pół-łacińskie (orbis znaczy świat ) i pół-angielskie (communications w znaczeniu komunikacji społecznej albo masowej). Ktoś bardziej dociekliwy mógłby przecież zauważyć, że także i ten drugi człon jest w istocie pochodzenia łacińskiego (communico - łaczę, przekazuję wiadomość). Jak widać, wszystkie drogi prowadzą do Rzymu i to starożytnego...

Orbicom to słowo-hybryda: pół-łacińskie (orbis znaczy świat ) i pół-angielskie (communications w znaczeniu komunikacji społecznej albo masowej). Ktoś bardziej dociekliwy mógłby przecież zauważyć, że także i ten drugi człon jest w istocie pochodzenia łacińskiego (communico - łaczę, przekazuję wiadomość). Jak widać, wszystkie drogi prowadzą do Rzymu i to starożytnego...

Nazwę Orbicom obrała sobie sieć (tu skojarzenia terminologiczne są znacznie bliższe) obecnie 22 uniwersyteckich katedr z zakresu komunikacji, założona w 1994 r. pod auspicjami UNESCO. Obejmuje ona wszystkie kontynenty, liczy 200 członków z 60 krajów, także przedstawicieli przemysłu, mediów, public relations, a swoją siedzibę ma w Montrealu w Kanadzie. Z inicjatywy i staraniem Orbicomu od 14 do 17 kwietnia br. trwała właśnie tam międzynarodowa konferencja na temat związków nauki i kształcenia z potrzebami mediów i multimediów, dziennikarstwa, public relations i reklamy, telekomunikacji i teleinformatyki, technologii i przemysłu informatycznego. Hasłem konferencji było we francuskiej wersji: "wypełnić lukę między kształceniem i zatrudnieniem", w angielskiej metaforycznie:

"przerzucić mosty" (bridging the gap between training and employment in communications), a w hiszpańskiej najskromniej: "ułatwić przejście".

Otóż we wszystkich regionach świata - zarówno wysoko uprzemysłowionych, o najwyższym poziomie cywilizacyjnym, jak i rozwijających się - zapotrzebowanie na dobrze przygotowanych pracowników sektora informacji i komunikacji wzrasta gwałtownie. Mimo ogromnych różnic dzielących Północ i Południe stoją one wobec tych samych wyzwań: kształcenia odpowiadającego potrzebom rynku, wpływu technologii informacyjnych na zawody związane z komunikacją, modernizacji struktur organizacyjnych, ułatwienia dostępu do kształcenia i nauczania. Odpowiedź na te wyzwania musi być jednakże zróżnicowana stosownie do sytuacji właściwej dla poszczególnych regionów.

Jak daleko sięgają te różnice, ukazuje kilka porównań. W USA i Kanadzie branża informacji i komunikacji przynosi 50 proc. PKB (tj. połowę dochodu narodowego) i zapewnia 50 proc. miejsc pracy. W Stanach Zjednoczonych w ostatnich 10 latach zatrudnienie w przemyśle informatycznym i teleinformatycznym, w produkcji sprzętu i oprogramowania zwiększyło się niemal trzykrotnie. Z krajów Grupy G-7, skupiających ok. 10 proc. ludności świata, pochodzi blisko 81,5 proc. użytkowników Internetu. Chiny, Indie, Brazylia i Nigeria, których mieszkańcy stanowią łącznie jedną trzecią mieszkańców globu, mają nie więcej niż 6 proc. udziału w ogólnej liczbie użytkowników Internetu, podczas gdy USA - 83 proc, Europa - 6 proc, Oceania - 3 proc, a wszystkie pozostałe obszary geograficzne - 8 proc.

Diagnoza sytuacji aktualnej brzmiała: istnieje wyraźny rozziew między kształceniem kadr dla rozmaitych działów komunikacji a potrzebami rynku dyktowanymi rozwojem technologii informatycznych i teleinformatycznych. Jak zapewnić dopływ wysoko wyspecjalizowanych fachowców i jak zbliżyć programy nauczania do realnych wymagań stanowisk pracy - zastanawiali się uczestnicy konferencji, przedstawiając charakterystyczne dla swoich regionów i krajów warunki ekonomiczne i społeczne, kultury i środowiska naturalnego. Oczywiście inne w Ameryce Północnej, inne w Europie Środkowo Wschodniej, a krańcowo inne w Afryce Zachodniej.

Być może, ten opis sytuacji nie był szczególnie odkrywczy, takie bowiem zjawiska jak nierównowaga ekonomiczna i cywilizacyjna między Północą i Południem czy "ucieczka mózgów" do krajów najwyżej uprzemysłowionych stanowią od wielu już lat przedmiot analiz i powód do niepokoju. Jak dotąd zresztą nie znaleziono na to skutecznego sposobu, wysoki standard życia zawsze będzie bowiem magnesem silniejszym od apeli i skądinąd najbardziej racjonalnych argumentów. W dziedzinie komunikacji te problemy ulegają szczególnemu wyostrzeniu ze względu na niebywałe przyspieszenie rozwoju technologii i jej praktycznych zastosowań. Sieci teleinformatyczne i infostrady opasują wprawdzie coraz ciaśniej nasz glob, lecz w istocie tylko te jego części, które i tak już osiągnęły najwyższy poziom rozwoju. Jak zatem zmniejszać skalę i skutki "wyłączenia", będącego udziałem krajów najuboższych, przede wszystkim afrykańskich?

Swoistą karierę zrobiło na konferencji francuskie pojęcie "illelectronisme", autorstwa minister Trautman, analogicznie do pojęcia analfabetyzmu (illettrisme) mające określać ludzi nie umiejących się posługiwać urządzeniami elektronicznymi. Liczba, rozmaitość i znaczenie takich urządzeń w życiu zawodowym i codziennym jest już dzisiaj ogromna, a rośnie z każdym rokiem w tempie wręcz trudnym do wyobrażenia i przewidzenia. Z drugiej strony na uwagę zasługuje pomysłowość ludzka pozwalająca przyspieszać tempo, w jakim uzyskują dostęp do najnowszych technologii mieszkańcy regionów czy środowisk dalekich od dobrodziejstw nowoczesnej techniki i cywilizacji. Jeden z przedstawicieli Afryki Zachodniej opowiadał, jak prędko i szeroko rozpowszechniły się telefony komórkowe wśród tamtejszych drobnych przedsiębiorców i kupców, najczęściej nie umiejących czytać i pisać. Okazały się one dla nich idealnym środkiem komunikowania się z klientami. Cała epoka wynalazku Gutenberga została tu jak gdyby opuszczona - ci analfabeci znaleźli się jednym skokiem w epoce sieci teleinformatycznych.

We wszystkich referatach (nb. żaden nie mógł przekraczać 15 minut, co warto dedykować organizatorom konferencji w kraju, gdzie na ogół nikt nie stawia granic gadulstwu!) przewijał się ten sam motyw naczelny: dalszy rozwój zastosowań nowych technologii w dziedzinie informacji i komunikacji jest niemożliwy bez gruntownej przebudowy systemów i programów nauczania, przede wszystkim na poziomie uniwersyteckim. Muszą do nich wejść elementy teorii dotyczące języka hypertekstu, Internetu i intranetu, dotąd powszechnie tam nieobecne. Po drugie - niezbędna jest stała współpraca między uczelniami publicznymi i prywatnymi, poszukiwanie nowych form organizacyjnych i wymiany doświadczeń. Po trzecie wreszcie - podobna współpraca powinna istnieć między uczelniami i przedsiębiorstwami, i to zarówno w zakresie kształcenia ustawicznego, podyplomowego, jak i "recyklingu" pracowników, przysposabiania ich do pracy na nowych stanowiskach i w nowych warunkach określanych przez NTIC (nowe technologie informacji i komunikacji). W ogóle powtarzał się postulat maksymalnego zbliżania zawodów i specjalności, usuwania dzielących je przegród, zerwanie z sytuacją przypominającą układ naczyń zamkniętych.

Ewidencja problemów charakterystycznych dla naszego kraju nie wydaje się odległa od tego, o czym była mowa na konferencji. Jest to jednak założenie cokolwiek hipotetyczne, ponieważ żadna z polskich uczelni ani żadne ze środowisk profesjonalnie związanych z dziedziną komunikacji nie są reprezentowane w sieci Orbicomu. Mój udział z referatem o wyzwaniach nowych technologii dla polskich mediów i dziennikarstwa (jeden z dwudziestu figurujących w programie) wynikał z zaproszenia indywidualnego. Mogło to być dla mnie osobiście mile, ale nie zmienia faktu, że w tym wysoce kompetentnym gremium, cieszącym się bezpośrednią opieką UNESCO, nie ma naszych rodaków. Są Rosjanie i Litwini, Węgrzy, Rumuni i Bułgarzy, podczas gdy Polska góruje nad ich krajami pod względem szybkości, z jaką odrabia wieloletnie zaległości w infrastrukturze technicznej, i bije na głowę swoich sąsiadów tempem wzrostu liczby użytkowników Internetu. To prawda, że udział w podobnych organizacjach i konferencjach nie prowadzi w prostej linii do nowych źródeł kredytów inwestycyjnych czy edukacyjnych (chociaż akurat Bank Światowy był sponsorem tej konferencji), ale najpierw warto wiedzieć dokładniej, czego się potrzebuje i chce. Z praktyki wynika, że szczególnie owocne są tu kontakty osobiste, a na pewno najlepiej, gdy o naszych sprawach mówimy własnym głosem.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200