O jedną spację za daleko

Problem zrozumienia drugiego człowieka jest niejako zagadnieniem psychologiczno-filozoficzno- -społecznym, ukazującym swe oblicze w sytuacjach uznawanych za ekstremalne. W zasadzie, aby zrozumieć, trzeba samemu doświadczyć, bowiem wtedy dopiero można mówić o zrozumieniu w pełnym tego słowa znaczeniu. W przeciwnym razie zapewnianie kogoś o wczuwaniu się w jego położenie jest wyznaniem powierzchownym, wręcz nieprawdziwym, niczym mowa-trawa, niczym zapewnienia mężczyzny o pojmowaniu bólu rodzenia.

Problem zrozumienia drugiego człowieka jest niejako zagadnieniem psychologiczno-filozoficzno- -społecznym, ukazującym swe oblicze w sytuacjach uznawanych za ekstremalne. W zasadzie, aby zrozumieć, trzeba samemu doświadczyć, bowiem wtedy dopiero można mówić o zrozumieniu w pełnym tego słowa znaczeniu. W przeciwnym razie zapewnianie kogoś o wczuwaniu się w jego położenie jest wyznaniem powierzchownym, wręcz nieprawdziwym, niczym mowa-trawa, niczym zapewnienia mężczyzny o pojmowaniu bólu rodzenia.

Skoro już jesteśmy w pobliżu tematyki dotyczącej trudu rodzenia, co sugestywnie kojarzy się z trudem tworzenia, weźmy przykład Lokalnego Informatyka, któremu na co dzień dane jest doświadczać bólu tworzenia rzeczy nowych, a czego nie potrafią zrozumieć jego przełożeni i użytkownicy. Nie są w stanie pojąć tego, gdyż sami nigdy nie zaznali działalności w tej sferze, więc jeśli nawet twierdzą, że wiedzą w czym rzecz, to przemawiają przez nich jedynie pozorowane odruchy - czy to współczucia, czy może błędnie pojętej solidarności. Lokalny Informatyk w swej praktyce zawodowej nie zawsze ma możliwość posługiwania się gotowymi rozwiązaniami, sięgając - podobnie jak gospodyni domowa sięga do książki kucharskiej - do książek fachowych. Wiele spraw wymaga indywidualnego podejścia, czego opracowane standardy nie przewidują.

Razu pewnego musiał zmodyfikować działanie pewnego fragmentu oprogramowania swego autorstwa. Był to problem poważny, o złożonym algorytmie, nad czym w efekcie strawił wiele dni, robiąc od czasu do czasu przerwę relaksującą na proszoną kawę w miłym towarzystwie pań z zaprzyjaźnionego działu. Wszystko co przyjemne szybko się kończy. Lokalny wstając od stołu, rzekł w te słowa: "Idę teraz do siebie, rozwiązywać problem złożony algorytmicznie". Jedna z pań zażartowała: "Nie rozumiem o co chodzi, ale mam nadzieję, że nas nie obrażasz".

Patrząc nieraz na Lokalnego przy pracy, można by mieć wrażenie, że jedynym jego zajęciem jest relaks i przeciąganie się w fotelu. Siedzi, ręce założone za głowę, kiwa się i wpatruje (albo i nie) w ekran, na którym nic się nie dzieje. Potrafi tak i z pół godziny zmitrężyć, po czym postuka w klawiaturę, podrapie się w łysinę i znowu zaczyna kiwać się w fotelu.

Szef dostałby białej gorączki, gdyby zobaczył, jak przebiega dzień pracy Lokalnego. Przecież nie można z byle usterki w programie robić całego misterium kontemplacyjnego. Skoro pole bazy danych trzeba zabezpieczyć w ten sposób, aby użytkownicy nie wstawiali spacji wewnątrz nazwisk klientów, to trzeba to zrobić, tak jak Szef radzi sobie w edytorze backspacem, co zajmuje mu ułamek sekundy (czasami trochę więcej, gdy palec się omsknie).

Częstokroć w takich momentach przelatują Lokalnemu przez głowę myśli o bólu tworzenia, kojarzącym się z życiorysami wielkich ludzi, nie uznawanych za życia. Znajduje w tym trochę pociechy, trochę nadziei, że kiedyś ktoś może go doceni. W każdym razie daleki jest od obcięcia sobie ucha.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200